Rozmowa z laureatem naszego plebiscytu Marcello Abbondanzą, trenerem siatkarek Chemika Police
W jubileuszowym 65. Plebiscycie Sportowym „Kuriera Szczecińskiego” na najlepszych trenerów województwa zachodniopomorskiego III miejsce głosami naszych Czytelników zajął szkoleniowiec siatkarek polickiego Chemika, Włoch Marcello Abbondanza, pod którego wodzą w ubiegłym roku drużyna wywalczyła tytuł mistrza Polski.
Niedawno zespół zmienił oblicze, bo odeszło kilka bardzo doświadczonych siatkarek, więc przed włoskim szkoleniowcem jest poważne wyzwanie, by z młodych zawodniczek, jakie ma do dyspozycji, zbudować nową drużynę. Postanowiliśmy więc wybrać się do Polic i porozmawiać z Marcello Abbondanzą o tym, jak widzi swoją rolę w Chemiku.
– Jak to się stało, że znalazł się pan w Policach?
– Będąc w Stambule, gdzie właśnie kupiłem mieszkanie i zamierzałem dopiero się w nim rozgościć, otrzymałem telefon od prezesa Chemika Pawła Frankowskiego z niespodziewaną, ale dość interesującą ofertą. Zanim odpowiedziałem, musiałem pomyśleć i dokładnie się zastanowić. W grę wchodziło przecież nie tylko wspomniane przed chwilą nowiutkie mieszkanie, ale przede wszystkim sytuacja drużyny, którą miałem objąć. Jeżeli zmiany trenera dokonuje się nagle, w trakcie sezonu, to wiadomo, że sprawa musi być trudna. Gdyby wszystko dobrze funkcjonowało, to zapewne trener Jakub Głuszak dotrwałby do końca sezonu. Przed podjęciem decyzji postanowiłem skonsultować się z moim rodakiem, trenerem Andreą Anastasim, który zna świetnie polskie realia, a przed pięciu laty jako selekcjoner kadry doprowadził biało-czerwonych do mistrzostwa świata. Odbyliśmy długą rozmowę i kolega po fachu wiele mi wytłumaczył, a zarazem rozwiał wiele moich obaw. Zdecydowałem się przyjąć ofertę Chemika, a wybór okazał się trafny, bo udało nam się zdobyć mistrzostwo Polski. W klubie też widać byli zadowoleni z mojej pracy, bo po sezonie prezes przedłużył ze mną kontrakt.
– Jakie są wrażenia po rocznym pobycie w naszym kraju?
– Jak wszędzie, są u was dobre i złe strony, a mam chyba niezłą skalę porównawczą, bo pracowałem w aż siedmiu państwach. Kontrastów i podobieństw mogę więc szukać nie tylko względem włoskich czy kanadyjskich realiów, gdzie akurat moja praca była specyficzna, bo prowadziłem reprezentację narodową. To co mi się w Polsce najbardziej podoba, to bardzo dobra struktura siatkówki, odpowiednie hale i wyrobieni kibice, dzięki czemu są odpowiednie warunki pracy. Największym mankamentem jeśli chodzi o sprawy sportowe jest natomiast dość słaby poziom Ligi Siatkówki Kobiet, co najdobitniej wychodzi na jaw, gdy konfrontujemy się w Lidze Mistrzyń. Doskwiera mi też trochę fakt, że z Polic jest wszędzie daleko, więc autokarem wspólnie z drużyną przemierzyliśmy naprawdę mnóstwo kilometrów.
– Czy podoba się panu miasto, które jest siedzibą Chemika?
– Jest tam wszystko, czego potrzebujemy do sportowej pracy, a przede wszystkim dwie hale i to z możliwością dzielenia na sektory, więc na warunki treningowe nie mogę powiedzieć złego słowa. Trudniej mi natomiast oceniać Police jako miasto, bo… mieszkam w Szczecinie. Dodam, że gród Gryfa bardzo mi się podoba, a szczególnie Wały Chrobrego i jedna z restauracji w tamtych okolicach, gdzie serwują wyśmienite ryby.
– Na niedawnym meczu z Radomką widzieliśmy, jak kibicował panu mały synek i to z wielką podzielnością uwagi, bo nie tylko zerkał na boisko, lecz manipulował też przy telefonie komórkowym i bawił się naprawdę sporą ilością plastikowych zwierzątek…
– Tak, jestem w Polsce z rodziną, a Noah wkrótce skończy dwa latka. Nie tylko bawi się i kibicuje, ale po piłce meczowej wbiega też na parkiet. Wkrótce przybędzie mi kolejna pociecha, bo żona Damla jest w zaawansowanej ciąży i właśnie dlatego niedługo mnie zostawi samego w Policach, by poród mógł się odbyć w Turcji. Wspomnę, że na razie opiekuje się naszą rodzinką w Policach jej mama, czyli jak to się po polsku mówi, moja teściowa Cigdem.
– Mecze polskiej ligi gracie w Policach, ostatni pojedynek Ligi Mistrzyń w roli gospodarzy rozegraliście w Koszalinie, a najbliższy mecz tych rozgrywek z Dynamem Moskwa, który rozpocznie się już 24 stycznia o godzinie 18, stoczycie w szczecińskiej Netto Arenie. Gdzie wam się gra najlepiej?
– Najbardziej chcielibyśmy występować w Policach, bo tu trenujemy na co dzień i znamy przysłowiowy każdy kąt, więc nawet ściany mogą nam pomagać, a konkretnie to miejscowi najwierniejsi kibice. Policki obiekt nie spełnia jednak kryteriów, jakimi muszą legitymować się hale dopuszczone do rozgrywania spotkań rangi Ligi Mistrzyń. Jeśli natomiast miałbym wybierać między Szczecinem i Koszalinem, to… bardzo się cieszę, że teraz zagramy w Netto Arenie.
– Kibice usatysfakcjonowani są występami Chemika w Lidze Siatkówki Kobiet, ale występy na międzynarodowych parkietach w tym sezonie, a szczególnie w poprzednim, wywołały spory niedosyt…
– Rozumiem odczucia kibiców, ale na obecnym etapie musimy zmienić podejście do Ligi Mistrzyń, bo mamy młody, niedoświadczony zespół, który się dopiero uczy i właśnie nauka jest teraz podstawowym wyzwaniem polickich zawodniczek, a rozgrywki w europejskim pucharze są świetnym poligonem doświadczalnym. Przecież nasze czołowe siatkarki mają zaliczone najwyżej po dwa-trzy sezony Ligi Mistrzyń, a gdzie mają zdobywać doświadczenia, jak polska liga nie stoi na takim poziomie, jaki by się nam marzył. Mając trochę więcej doświadczenia, meczu I kolejki w Koszalinie z rumuńskim CSM Bukareszt, wcale nie musieliśmy przegrać…
– Może sytuację poprawiłyby transfery i zakup doświadczonych zawodniczek?
– Marzenia to jedna sprawa, a realia i możliwości klubu – druga. Zakładając hipotetycznie, że stać by nas było na istotne i wartościowe transfery, to najbardziej ucieszyłoby mnie pozyskanie przyjmującej.
– Dziękujemy za rozmowę. ©℗
(mij)
Fot. R. Pakieser