Kolektyw Food Not Bombs, który jesienią i zimą oferuje osobom potrzebującym ciepły posiłek na ulicy w centrum Szczecina, rozpoczął kolejny – już 23. sezon pomocy. Może być on szczególnie trudny.
Przyświeca im hasło: Jedzenie zamiast bomb. Skupiają się na realnej pomocy – przygotowują ciepłe posiłki, by za darmo rozdać je tym, którzy tego potrzebują. Wystarczy przyjść w niedzielę o godz. 16 w stałe miejsce u zbiegu al. Wyzwolenia z ul. Malczewskiego. Przychodzą zarówno emeryci, renciści, jak i osoby w kryzysie bezdomności. W związku z drożyzną potrzebujących w tym roku może być więcej.
– Wydaje się, że taka pomoc jest tylko dla osób w kryzysie bezdomności, ale przychodzą też osoby z grup w jakiś sposób wykluczonych – mówi Michał Przyborowski, członek kolektywu. – My nikomu nie odmawiamy.
Organizatorzy co tydzień szykują około 80 litrów ciepłego jedzenia. Można dostać zarówno zupę, jak i drugie danie, do tego kanapki, ciasto, środki higieny oraz odzież. Jedzenie zawsze gotowane jest wegetariańsko z produktów otrzymanych z ryneczku.
Kolektyw stara się organizować wszystko we własnym zakresie, jednak nie zawsze się to udaje. Brakuje podstawowych produktów: mąki, kaszy, ryżu, makaronu oraz oleju do przygotowywania posiłków. Potrzebne są także środki higieny osobistej: szampony, mydła, pasta do zębów. Przydadzą się plecaki czy torby, które być może zalegają komuś na dnie szafy oraz wszelka ciepła odzież zimowa, szczególnie rękawiczki, czapki i kurtki. Do wydawania posiłków niezbędne są również metalowe łyżki oraz słoiki 0,5 l – 1 l z szerokim wieczkiem, których też brakuje.
– Można pisać na nasz profil na Facebooku, jesteśmy w stanie podjechać i odebrać rzeczy osobiście. Można też przynieść je do Piwnicy Kany przy placu Świętych. Piotra i Pawła 4/5 z dopiskiem, że to dla Food Not Bombs – tłumaczy Michał Przyborowski.
O sensie tych ulicznych działań opowiada Norbert, który był w grupie rozpoczynającej inicjatywę w Szczecinie w 1999 roku.
– Podszedł do mnie pan w wieku około 60 lat, zupełnie niczym się nie wyróżniający, więc zacząłem mu opowiadać o akcji i o tym, co tutaj robimy, a on mi przerwał i mówi: „Młody, nie musisz opowiadać. Ja 15 lat temu też przychodziłem do was na jedzenie. Trzymaj tutaj dychę”. I to jest wspaniałe.
Tegoroczny sezon pomocy może być szczególnie trudny ze względu na wzrost cen produktów, szalejącą inflację, która dotyka nie tylko najbiedniejszych, ale i sam kolektyw.
– Boimy się podwyżek, każdy się obawia, ale też nie możemy się poddawać – mówi Michał Przyborowski. – Byliśmy pierwszą taką grupą w Szczecinie, już 23. rok działamy i jeżeli udawało nam się w gorszych czasach, to teraz też musi. ©℗
Tekst i fot. Magdalena KLYTA