Rozmowa z Mary Komasą, która 6 bm. wystąpi w szczecińskim „Hormonie"
– Czy nadal mieszkasz „rzut beretem” od Szczecina – w Berlinie? Czy to miasto jest muzycznie inspirujące dla ciebie?
– Nadal mieszkam w Berlinie. To miasto inspiruje mnie nie tylko na muzycznym poziomie. Jestem tutaj podłączona do rożnych dziedzin sztuki non stop!
– Bywasz w Szczecinie?
– W zeszłym roku byłam tylko raz, kiedy grałam koncert. Dlatego cieszę się, że w tym roku uda mi się wpaść z koncertem znowu, bo publiczność była niesamowita!
– Niektóre z twoich utworów brzmią, jakby pochodziły ze ścieżki dźwiękowej filmu. To zamierzony efekt?
– Jak najbardziej o taki efekt mi chodziło. Zawsze w kinie czekam na moment piosenki na napisach końcowych filmu. I zawsze marzyłam, żeby moje piosenki były w tym stylu.
– Zdarzyło się, że twoje utwory trafiły na ścieżkę dźwiękową filmów i seriali. Opowiedz o tym.
– Tak, amerykańska telewizja ABC użyła dwóch moich piosenek do serialu „Rosemary’s Baby”. Do filmu „Hardkor Disco” czy dokumentu „Mnich z Morza” – też.
– Masz za sobą szkoły muzyczne, grasz na klawesynie, uczyłaś się śpiewu klasycznego – czy te umiejętności pomagają w tym, co obecnie tworzysz, czy raczej klasyczne wykształcenie bywa balastem?
– To zależy, co tworzę… Na pewno jest tak, że gdybym w dzieciństwie słuchała tylko klasyki, to myślę, że nigdy nie odważyłabym się robić muzyki, którą robię… Ja słuchałam Bacha i R’n’B, Mozarta i Spice Girls. Wszystko w jednym czasie. Myślę, że większość dzieciaków ze szkoły muzycznej tak robiło i tak robi, bo bylibyśmy inaczej kompletnie oderwani od tego, co się działo muzycznie na świecie.
– Czy czasem śpiewasz jazz, bo przecież i tym gatunkiem się zajmowałaś?
– Pod prysznicem.
– Jakie niespodzianki szykujesz na koncert w Szczecinie?
– Mogę powiedzieć tylko tyle, że szykuję niespodzianki! ©℗
Monika GAPIŃSKA