W środowy wieczór (początek o godz. 20.30) piłkarze Pogoni Szczecin będą podejmowani przez GKS Katowice w ramach rozgrywek o Puchar Polski. W przeszłości oba zespoły toczyły wiele niezapomnianych pojedynków, również o wysoką stawkę w Pucharze Polski.
Pod koniec roku 1985 Pogoń grała z GKS aż trzy razy. W rozgrywkach ligowych i w półfinale Pucharu Polski. Pech chciał, że rozchorował się pierwszy bramkarz Marek Szczech, a Zbigniew Długosz zażądał podwyżki. Trener Leszek Jezierski postanowił postawić na 21-letniego Mirosława Dygasa.
– To był bardzo utalentowany bramkarz, ale zawsze był rezerwowym i nie miał ogrania – przypomina Andrzej Rynkiewicz, wtedy kierownik drużyny.
Dygas był reprezentantem Polski juniorów, ale tylko zmiennikiem Jarosława Baki. W Pogoni również nie dostawał szans, ale wobec absencji dwóch czołowych bramkarzy stanął między słupkami. W meczu ligowym Pogoń przegrała w Katowicach po szalonym meczu aż 4:5.
– Ze Szczechem w bramce na pewno wygralibyśmy – ocenia A. Rynkiewicz.
Najważniejszy był jednak dwumecz w Pucharze Polski. To był już półfinał, a finał miał być rozegrany na zakończenie sezonu, pół roku później na krótko przed wyjazdem polskiej reprezentacji na mistrzostwa świata do Meksyku – 1 maja na Stadionie Śląskim w Chorzowie.
Z udziałem Listkiewicza
W pierwszym meczu, rozegranym w Szczecinie, Pogoń wygrała 2:1, choć przegrywała 0:1. Rewanż rozegrano 4 grudnia – w Dniu Górnika. Nikt w Katowicach ani na Górnym Śląsku nie zakładał innego rozwiązania jak awans GKS do finału. Przygotowana była podwójna feta – z okazji Barbórki i awansu do finału Pucharu Polski.
– Sędzią był Michał Listkiewicz i miał duży współudział w awansie GKS do finału – wspomina A. Rynkiewicz.
Pomiędzy Marianem Dziurowiczem a Michałem Listkiewiczem już wtedy panowała świetna komitywa, o czym przekonał przebieg rewanżowego meczu. Kilka lat później obaj zasiedli w zarządzie PZPN i byli nawet prezesami związku. Obaj dobrze się dogadywali.
Listkiewicz nie był jeszcze wtedy brany pod uwagę przy obsadzie mistrzostw świata. Pracował jako dziennikarz sportowy, a posadę tę porzucił, gdy jego sędziowska kariera nabierała rozpędu.
Faulowany Ostrowski
Na kilka minut przed końcem gospodarze prowadzili 2:1. Marek Ostrowski został w polu karnym ewidentnie sfaulowany przez Krzysztofa Zająca – dziś prezesa Korony Kielce, ale sędzia kazał grać dalej. Nie zareagował na ewidentne przewinienie obrońcy.
– GKS wyprowadził kontrę, po której padł gol z ewidentnego spalonego – opowiada A. Rynkiewicz.
Zamiast wyniku 2:2, który premiował portowców, zanotowano rezultat 3:1 korzystny dla GKS. Do finału Pucharu Polski dostał się GKS, który pokonał mistrza Polski – Górnika Zabrze aż 4:1. Trzy gole w tym spotkaniu zdobył Jan Furtok.
Dzięki temu pojechał na mistrzostwa świata do Meksyku. Gdyby w finale PP grała Pogoń, może zamiast Furtoka w szerokiej kadrze znalazłby się Marek Leśniak, który w tamtym czasie rywalizował z Furtokiem o miejsce w reprezentacji.
Półfinał przed ucieczkami
Pogoń jesienią 1985 r. miała teoretycznie lepszy zespół od tego, który w kolejnym sezonie zdobywał wicemistrzostwo Polski po najlepszym sezonie w historii klubu. Jesienią 1985 roku do dyspozycji trenera Leszka Jezierskiego byli jeszcze: Janusz Makowski, Jarosław Biernat, Janusz Turowski, Adam Kensy. To byli wiodący piłkarze, jedni z najlepszych na swoich pozycjach w kraju. Z nimi w składzie w sezonie 1986/87 Pogoń miałaby olbrzymie szanse na mistrzowski tytuł.
Wspomniane rewanżowe półfinałowe spotkanie w Katowicach rozgrywane 4 grudnia było ostatnie w barwach Pogoni dla Jarosława Biernata i Janusza Turowskiego. Obaj postanowili nielegalnie wyjechać do zachodnich Niemiec i tam kontynuowali kariery. Zdecydowanie lepiej powiodło się temu drugiemu, który przez kilka lat grał w Eintrachcie Frankfurt i wywalczył z tą drużyną nawet Puchar Niemiec.
Być może, gdyby Pogoń wywalczyła awans do finału, to Biernat z Turowskim zostaliby w Pogoni. Po wyeliminowaniu z Pucharu Polski sezon dla portowców praktycznie się skończył, drużyna plasowała się w środku tabeli bez szans na miejsce gwarantujące grę w Pucharze UEFA, a spadek też drużynie nie groził.
Zawsze bez mistrzostwa
GKS w latach 90. wciąż należał do piłkarskich tuzów w naszym kraju, ale nigdy mistrzostwa Polski nie wywalczył – nawet mając tak mocnego prezesa, jakim był Marian Dziurowicz. Ten sprowadzał coraz lepszych piłkarzy, między innymi Andrzeja Rudego, który podobnie jak piłkarze Pogoni w tamtym czasie: Biernat, Turowski, Makowski, a później Leśniak nielegalnie wyjechał do Niemiec i zburzył misterny plan budowania potęgi GKS.
W latach 90. w GKS grali tacy piłkarze, jak: Janusz Jojko, Kazimierz Węgrzyn, Jerzy Brzęczek. Bartosz Karwan, Roman Szewczyk, Adam Ledwoń, bracia Świerczewscy. Wszyscy z GKS trafiali do reprezentacji Polski.
Jesienią 1993 roku Pogoń miała znakomitą passę. Po 10 kolejkach miała na koncie cztery wygrane, pięć remisów i tylko jedną porażkę. GKS przystępował do spotkania po pięciu meczach bez porażki.
Szczecinianie długo wygrywali 1:0, ale prowadzący spotkanie Michał Listkiewicz przedłużył mecz o kilka minut. Katowiczanie doprowadzili do wyrównania, a złość piłkarzy Pogoni nie znała granic. Połamali drzwi od szatni i wylewali swoje żale w mediach.
– Listkiewicz „kręcił” nas strasznie – opowiadał grający w tamtym meczu Andrzej Miązek. – Mimo to byliśmy bardzo bliscy wygrania.
Już nie wygrali meczu
Pogoń od tamtej pory nie wygrała już w rundzie jesiennej żadnego meczu i straciła niepowtarzalną szansę nawiązania walki z czołówką o najwyższe miejsca. Coś się w drużynie zacięło, ewidentnie mecz z GKS podciął im skrzydła.
– Byliśmy zespołem bardzo dobrze poukładanym, świetnie zorganizowanym w defensywie i zgranym – dodaje A. Miązek.
Radosław Majdan, choć miał wówczas dopiero 21 lat, to nie ukrywał swojej złości w wywiadzie telewizyjnym, gdzie bez ogródek powiedział, co myśli o sędziowaniu przez naszego międzynarodowego arbitra.
Rok później GKS grał znakomicie w europejskich pucharach. Swój ostatni mecz przed potyczką z Girondins Bordeaux rozgrywał w Szczecinie i przegrał 0:1 po golu Jarosława Araszkiewicza.
Katowiczanie wyeliminowali wtedy Francuzów, a ci mieli w składzie piłkarzy nie byle jakich, bo samego Zidane, a także Dugarrego, Lizarazu, którzy jednak dopiero kilka lat później objawili się piłkarskiemu światu jako wybitni piłkarze, zostali mistrzami świata i Europy. ©℗
Wojciech PARADA
Fot. R. Stachnik