Łukasz Załuska nie pojechał z drużyną do Wrocławia na mecz ze Śląskiem. Bramkarz rozegrał w tym sezonie wszystkie mecze od pierwszej do ostatniej minuty, a przez długi czas grał z tzw. „blokadą”.
Leki uśmierzały ból, który towarzyszył Załusce ze względu na uraz.
– W obecnej rundzie nie zagrałem meczu bez środków przeciwbólowych. Ostatnio to były już końskie dawki w zastrzykach przed meczem, a nawet w przerwie. Doszliśmy z trenerem do wniosku, że skoro jest utrzymanie, to nie ma sensu dalej się męczyć. Klub wysyła mnie w połowie maja do Monachium, gdzie są najlepsi specjaliści w Europie. Jeśli okaże się, że przepuklina kwalifikuje się do operacji, to następnego dnia będę jej poddany – tłumaczy bramkarz.
Golkiper chciał pomagać drużynie aż do momentu, gdy utrzymanie w lidze stanie się faktem.
- Chciałem pomóc zespołowi. Nie brałem pod uwagę zabiegu do momentu, w którym matematycznie pozostaniemy w lidze. To były trudne tygodnie. Leki przeciwbólowe brałem tylko przed meczami, a były jeszcze treningi. Cały tydzień żyłem z bólem. Dawki były coraz większe. Z Sandecją dostałem zastrzyk nawet w przerwie – mówi.
W związku z tym, że Portowcy są już pewni gry w ekstraklasie w następnym sezonie, teraz 36-letni bramkarz może poświęcić się leczeniu urazu. Oznacza to, że w tym sezonie nie zagra już w żadnym z trzech ostatnich pojedynków.
- Chcę jak najszybciej zrobić operację, by zacząć przygotowania do nowego sezonu z drużyną. Przerwa w takich przypadkach trwa 4-5 tygodni. Mam nadzieję, że zdążę – przyznaje.
Do stolicy Dolnego Śląska udali się Łukasz Budziłek i Jakub Bursztyn. Jeden z nich zadebiutuje w oficjalnym meczu już jutro.
– Koledzy dadzą radę. Muszą. Zespół jest w dobrej formie. Jutro oczywiście będę oglądał mecz i trzymał kciuki – kończy golkiper. (par)
Fot. R. Pakieser