W piątkowy wieczór na stadionie Narodowym w Warszawie nastąpiło uroczyste pożegnanie z reprezentacją Artura Boruca, który jednocześnie rozegrał 65 mecz w drużynie narodowej. Żaden inny polski bramkarz nie może się pochwalić tak dużą liczbą gier w najważniejszej drużynie w kraju.
Piłkarz tak miło dziś wspominany swoją poważną karierę rozpoczął na stadionie w … Szczecinie. Właśnie w meczu ligowym z Pogonią zadebiutował w ekstraklasie. Dwa lata później zadebiutował w reprezentacji, a trzy lata później wyjechał na zagraniczny kontrakt do Celtiku Glasgow.
Debiut w naszej ekstraklasie 22-letni wówczas piłkarz mógł uznać za swój połowiczny sukces. Mecz rozpoczął na ławce rezerwowych. Pierwszym bramkarzem był wówczas starszy o pięć lat Radostin Stanew, ale w pierwszej połowie meczu z Pogonią w Szczecinie doznał kontuzji.
Do piłki lecącej w pole karne ruszyli niemal jednocześnie: Robert Dymkowski i właśnie Stanew. 32-letni napastnik portowców był szybszy, musnął piłkę końcem buta, ta wpadła do bramki, a Stanew siłą rozpędu zatrzymał się na nodze Dymkowskiego. Obaj piłkarze długo nie podnosili się z murawy, gol był zaliczony, Dymkowski kontynuował spotkanie niemal do samego końca, ale Stanew już nie był w stanie.
Na boisko przy stanie 0:1 wszedł Artur Boruc. To nie był dobry występ 22-latka. Spisywał się raczej niepewnie, ale zbyt wiele pracy nie miał. Legia przy stanie 0:1 była w natarciu, najpierw wyrównała, a następnie uzyskała prowadzenie.
Pogoń zaatakowała dopiero w końcówce. W ostatniej minucie meczu wywalczyła rzut wolny. To było idealne miejsce dla Piotra Dubieli, miał świetnie ułożona lewą nogę, ale zbyt wielu goli nie strzelał. Wtedy jednak trafił idealnie, w samo okienko. To była jedyna bramka Dubieli w sezonie, natomiast dla Boruca oznaczało, że nie zachował czystego konta w swoim ekstraklasowym debiucie. (par)