Piotr Mandrysz - były piłkarz i trener Pogoni Szczecin został w tym tygodniu trenerem liderującego w I lidze Zagłębia Sosnowiec i stanie przed szansą czwartego w swojej trenerskiej karierze awansu do ekstraklasy. Trzy poprzednie uzyskał z klubami, dla których były to dziewicze awanse. Zagłębie takim klubem nie jest. W historii polskiej piłki nożnej zapisało piękną historię, ale było to dawno temu.
Dziś na zapleczu ekstraklasy o awans walczy nie tylko Piotr Mandrysz, ale również jego dwóch synów: Robert i Paweł. Każdy z nich również ma dość znaczące związki z przeszłości z Pogonią Szczecin.
Obecnie Piotr Mandrysz z Zagłębiem, jak przystało na ojca jest na pierwszym miejscu w I lidze, ale już na trzecim jest Robert z Bytovią, a na czwartym najmłodszy z klanu Mandryszów Paweł z GKS Katowice.
Każdy z klubów i Mandryszów walczy o awans, ale miejsca są tylko dwa. Przynajmniej jeden z nich na koniec sezonu będzie niezadowolony. Do rodzinnej awantury raczej jednak nie dojdzie. Piłkarskie rywalizacje na tym szczeblu już się bowiem zdarzały.
- Po raz pierwszy klub, w którym grałem zmierzył się z ojca drużyną w sezonie, w którym Termalica awansowała do ekstraklasy - mówi Robert Mandrysz, który spędził w Pogoni trzy sezony. - W Niecieczy gospodarze wygrali 1:0, ale w rewanżu było już bardzo gorąco. To był niezwykle ważny mecz dla Termaliki, który musiała wygrać. My prowadziliśmy 2:0, jedną bramkę zdobyliśmy po moim kluczowym podaniu, ale ostatecznie Termalica zwyciężyła 3:2. Po meczu trochę zła była na mnie mama, bo kibicowała drużynie taty. Dla drużyny ojca mecz miał bowiem o wiele większy ciężar gatunkowy.
Robert przyjeżdżał trzy razy
Robert Mandrysz do Szczecina przyjeżdżał trzykrotnie. Po raz pierwszy latem 1992 roku. Miał wówczas 1,5 roku, a jego ojciec 30 lat i dopiero rozpoczynał swoją przygodę z ekstraklasą jako piłkarz.
- Z tamtego okresu oczywiście nie mogę nic pamiętać, bo byłem zbyt mały - wspomina R. Mandrysz. - O wiele więcej pamiętam natomiast, jak przyjechaliśmy do Szczecina po raz drugi. Miałem 6 lat, rozumiałem coraz więcej, zacząłem chodzić z mamą na mecze, a nawet na pierwsze treningi.
Robert Mandrysz świetnie pamięta swoje pierwsze piłkarskie zajęcia. Trening miała najmłodsza grupa chłopców Pogoni Szczecin, ale i tak byli starsi i więksi od Roberta.
- W tej samej grupie ćwiczył też syn Dariusza Lewandowskiego, wtedy piłkarza Pogoni i kolegi ojca z jednej drużyny - wspomina R. Mandrysz. - Trudno te moje pierwsze kontakty piłkarskie nazwać profesjonalnymi treningami, to była raczej zabawa z piłką.
U ojca na rękach
Robertowi Mandryszowi szczególnie utkwił w pamięci mecz, który dla jego ojca był pożegnalnym występem w barwach Pogoni. Szczecinianie w maju 1999 roku podejmowali GKS Bełchatów i było to spotkanie decydujące o pozostaniu w ekstraklasie. Pogoń wtedy wygrała, choć grała w osłabieniu, bo czerwoną kartkę zobaczył Maciej Stolarczyk. Zwycięską i dającą utrzymanie bramkę zdobył Piotr Mandrysz.
- Euforia po meczu była niesamowita - kontynuuje R. Mandrysz. - Po ostatnim gwizdku kibice wybiegli na murawę, ojciec wziął mnie na ręce i razem wykonaliśmy rundę honorową.
Piotr Mandrysz wrócił do Szczecina 9 lat od tamtego zdarzenia, ale już jako trener i do zupełnie innej Pogoni. Rok później podążył zanim 18-letni syn.
- Ojciec był ostatnią osobą, która namawiała mnie do tej przeprowadzki - twierdzi po latach Robert Mandrysz. - Wiadomo, jakie potrafią powstawać plotki, gdy ojciec jest trenerem syna.
Pół roku w rezerwach
Pierwsze pół roku potwierdzało, że syn z ojcem nie będzie miał łatwo. Robert całą rundę jesienną spędził w rezerwach, grywał ze starszymi i silniejszymi od siebie, przygotowywał się do debiutu w pierwszym zespole.
- Z jednego powodu ojciec cieszył się, że jestem w jego drużynie - twierdzi R. Mandrysz. - Mógł kontrolować obciążenia, jakim jestem poddawany. Wtedy to nie były jeszcze te czasy, co obecnie, kiedy młody zawodnik jest monitorowany i pod ścisłą obserwacją całego sztabu szkoleniowego. O zwichnięcie kariery było łatwo.
Robert Mandrysz został zauważony podczas jednego z turniejów juniorów. W Pogoni grali wówczas: Mikołaj Lebedyński, Tomasz Rydzak, Danieł Wólkiewicz. Mandrysz był wówczas piłkarzem Gwarka, ale jak twierdzi, to nie ojciec nalegał na jego transfer do Szczecina.
- Namawiał mnie do tego pan Smolny, który wtedy odpowiadał za transfery - wspomina R. Mandrysz. - Z moimi rywalami z okresu juniorów mocno się później zaprzyjaźniłem, a z Tomkiem Rydzakiem w bliskich relacjach jesteśmy do dziś
Finał pucharu Polski
Debiut Roberta Mandrysza nastąpił dopiero wiosną 2010 roku. To był znakomity czas dla Pogoni, zakończony awansem do finału pucharu Polski.
- Właśnie w meczu ćwierćfinałowym pucharu Polski zadebiutowałem w pierwszej drużynie - mówi R. Mandrysz. - Grałem też w finale i to w wyjściowym składzie.
Piotr Mandrysz przestał być trenerem Pogoni w sierpniu 2010 roku. Dla Roberta był pierwszym z pięciu szkoleniowców, z jakimi miał do czynienia podczas trzyletniego pobytu w szczecińskim klubie. Borykał się z problemami zdrowotnymi i w wieku zaledwie 21 lat rozpoczął nowy etap w swojej karierze.
Nie tylko Piotr i Robert Mandryszowie przeżyli w Szczecinie niezapomniane chwile. W tym mieście urodził się młodszy z synów Piotra, Paweł. Swoje pierwsze 1,5 roku życia spędził zatem w mieście, gdzie rozpoczynała się piłkarska kariera jego starszego brata i ojca. Jako piłkarz związany jest już jednak tylko i wyłącznie ze śląskimi klubami. ©℗ Wojciech Parada
Fot. R. Pakieser