Nie żyje Lubomir Dyś, niegdyś prawa ręka Sabri Bekdasa, jego najbliższy i najbardziej zaufany współpracownik. Obaj mieli plany stworzenia w Szczecinie potęgi piłkarskiej.
Dyś latach 1986-91 był polskim konsulem w Stambule i tam obaj panowie bardzo dobrze się poznali. Najbliższy współpracownik Sabri Bekdasa miał nienaganne maniery, wysoką kulturę, znakomicie kierował rozmową, umiał znaleźć język z każdym, nie silił się na sportowego eksperta, bo nim nie był. W Szczecinie nie udało mu się zjednać przychylności. Napotkał na mur obojętności.
Pod koniec rundy jesiennej roku 1999 doszło do podpisania trójstronnej umowy Miasta, Pogoni Szczecin i Sabri Bekdasa. Turecki inwestor stał się właścicielem klubu i od tamtej pory mógł z nim zrobić praktycznie wszystko co tylko chciał. Nikt wtedy nie zakładał czarnego scenariusza, każdy raczej rysował kolorowe perspektywy włącznie z grą w Lidze Mistrzów.
Mówimy o klubie, który przed przejęciem przez Sabri Bekdasa był praktycznie jedną nogą na skraju bankructwa. Sabri Bekdas też miał mocarstwowe zapędy, ale najpierw sumiennie realizował postanowienia umowy, czyli spłacał zadłużenie i podpisał z piłkarzami nowe kontrakty.
Zadłużenie sięgało już ponad 5 mln zł, Sabri Bekdas spłacił je w trzech transzach już w pierwszym półroczu. Nie było w Pogoni piłkarza, który nie przyjął zaproponowanych nowych warunków. Sabri Bekdas mocno się angażował w sportowy projekt, ale od samego początku nie ukrywał, że celem jego wizyty w Szczecinie jest biznes i to na szeroką skalę.
Wtedy w Szczecinie nie było jeszcze centrów handlowych takich, jak Galaxy, czy Kaskada. Sabri Bekdas chciał coś takiego stworzyć na terenach przyległych do stadionu. Miał swój plan, a od miasta otrzymał obietnice otrzymania terenów wokół stadionu wraz z tymi, na których obecnie znajdują się ogródki działkowe.
Tam miało powstać wielkie centrum handlowe, ale nie tylko. Miała powstać też hala sportowa na 3 tys. miejsc i inne miejsca sportowo-rekreacyjne. Turecki biznesmen zamierzał przeznaczyć na inwestycje ponad 100 mln dol.
O tym, że nie były to zwykłe przechwałki, może świadczyć rozmach, z jakim działał w Warszawie. W latach 90 ubiegłego wieku stał się niejako rekinem w dziedzinie inwestycji. Wygrywał przetargi z łatwością, przebijał konkurentów bez trudu i realizował własne budowlane wizje. Miasto jednak nigdy ze swoich obietnic się nie wywiązało i obiecanych terenów Bekdasowi nie przekazało. ©℗ (par)