Rozmowa ze szczecinianinem Jarosławem Rynkiewiczem, byłym sędzią piłkarskim, a obecnie biegaczem amatorem
Początki fascynacji sportem Jarosława Rynkiewicza wiązały się z piłką nożną, którą uprawiał w Pogoni Szczecin, ale już w wieku 19 lat zadebiutował jako sędzia piłkarski i systematycznie wspinał się na kolejne szczeble, awansując aż do ekstraklasy, w której był rozjemcą przez trzy lata, miał też epizod międzynarodowy, będąc arbitrem technicznym w Lidze Europy. Niedawno zakończył karierę sędziego, bo czuł się spełniony jako sędzia i postanowił oddać miejsce młodszym.
Ze sportem jednak nie zerwał, a kolejną jego pasją stało się amatorskie bieganie na długich dystansach. Ostatnio wystartował w USA w ekstremalnym biegu Death Valley Marathon, na pustyni w słynnej kalifornijskiej Dolinie Śmierci, znanej choćby z przygód indiańskiego wojownika z plemienia Apaczów – Winnetou z powieści Karola Maya. Jarosław Rynkiewicz w zawodach zajął wysokie 5. miejsce, a maratoński dystans pokonał w czasie 3 godzin i 18 minut, co jak na pustynne warunki, wysoką temperaturę i przede wszystkim niemal zerową wilgotność powietrza było sporym osiągnięciem.
– Gdzie dokładnie znajduje się ta słynna Dolina Śmierci i czym się charakteryzuje?
– Dolina leży na pograniczu trzech stanów: Kalifornii, Newady i Arizony oraz między miastami: Los Angeles, Las Vegas i San Francisco. Jest to najniżej położony punkt w Ameryce Północnej i drugi na całej zachodniej półkuli, bo blisko 90 metrów poniżej poziomu morza. Jest to najbardziej suche miejsce Ameryki i jedno z najgorętszych na świecie, a ziemia latem może się nagrzać nawet do blisko 100 stopni Celsjusza. ©℗
Cały artykuł w „Kurierze Szczecińskim”, e-wydaniu i wydaniu cyfrowym z 23 lutego 2018 r.
(mij)
Fot. Archiwum J. Rynkiewicza