Anna Werblińska, siatkarka Chemika Police, aktualna mistrzyni Polski, która w Wielki Piątek z dobrym skutkiem walczyła w finale Orlen Ligi o kolejny tytuł mistrzowski dla polickiego klubu (Chemik wygrał pierwszy mecz z Budowlanymi w Łodzi 3:0 i do mistrzowskiego tytułu brakuje mu wygrania zaledwie dwóch setów w rewanżowym spotkaniu w szczecińskiej Azoty Arenie) wspomina Święta Wielkanocne.
– Wielkanocnych świąt praktycznie dla nas nie będzie, a żałuję tym bardziej że jestem wierząca. Niestety, gramy w piątek w Łodzi i tylko sobotę będziemy mieć wolną, a od niedzieli już trenujemy przed rewanżowym meczem z Budowlanymi, który odbędzie się w poświąteczną środę w Azoty Arenie. System, że o mistrzostwie decydują tylko 2 mecze, uważam za bardzo niesprawiedliwy, bo o złocie decydować może przysłowiowa dyspozycja dnia. Wracając do świąt, to jestem przyzwyczajona do spędzania ich na sportowo i cieszę się przynajmniej, że tej zimy udało się Boże Narodzenie przeżyć rodzinnie. Teraz tylko świąteczną sobotę spędzę w rodzinnym mieście, a później mąż odwiezie mnie do Polic i tam będziemy świętować we dwoje, a może jeszcze z kimś z drużyny… Gdyby to ode mnie zależało, inaczej układałabym terminarz rozgrywek, ale wybrałam karierę zawodowej siatkarki i muszę się dostosować. Wielkanoce z młodości kojarzą mi się głównie ze święceniem jajek i kłótniami z siostrą, także siatkarką, która z nas będzie niosła koszyczek ze święconką. Najmilsze było zaś wielkanocne śniadanie, wspólne z całą rodziną. Pamiętam też, że na śmigus-dyngus było zawsze ciepło, ganiałyśmy jak szalone, a rodzicom nie przeszkadzało, że musieli 2-3 razy przebierać nas w suche ubrania. Bardzo mi się to podobało, ale teraz nie wiem, jak zareagowałabym, gdyby ktoś wylał na mnie wiadro wody przed wejściem do kościoła… (mij)