Artem Smirnov stał się sprawcą największej jak dotąd niespodzianki podczas tegorocznego turnieju tenisowego Pekao Szczecin Open. Kwalifikant wyeliminował rozstawionego z nr. 2 Robina Haase, plasującego się o ponad 300 pozycji wyżej w światowym rankingu.
27 – letni Ukrainiec do turnieju głównego przebijał się z eliminacji, a w czwartek uzyskał awans do ćwierćfinału. Były już podczas szczecińskiego challengera przypadki graczy, umiejących wygrać eliminacje, a następnie nie znajdujących pogromców w turnieju głównym. Mowa o Jimmy Szymanskim z roku 1996 i Edgardo Massie z roku 2004.
Smirnov nie jest postacią w Szczecinie nieznaną. Sześć lat temu dotarł do finału gry podwójnej. Występował w parze ze swoim rodakiem i rówieśnikiem Aleksandrem Dolgopolovem – dziś 35 rakietą świata i najlepszym graczem Ukrainy.
Obaj zaczynali z tego samego pułapu, w roku 2006 bez powodzenia brali udział w juniorskich turniejach wielkoszlemowych, rok później Dolgopolov znajdował się w trzeciej setce rankingu, a Smirnov w czwartej. Ten pierwszy pokonywał kolejne szczeble, a Smirnov pozostał na tym samym poziomie aż do dziś. ©℗ (p)
Cały artykuł czytaj w magazynowym wydaniu Kuriera Szczecińskiego, lub w e - wydaniu.
Fot. R. Pakieser