Na starym cmentarzu w Stargardzie została pochowana Zofia Hołub, Sprawiedliwa Wśród Narodów Świata. W ubiegłym roku ukazała się poświęcona jej książka Mateusza Madejskiego zatytułowana "Zosia z Wołynia". Jako dziecko Zofia Hołub w ostatnim momencie uniknęła śmierci z rak UPA - jej rodzinę przez zagrożeniem ostrzegł ukraiński sąsiad. Podczas wojny uratowała żydowskie dziecko. Uciekła też z transportu do Oświęcimia. Po wojnie jej mąż, żołnierz podziemia niepodległościowego, spędził kilka lat w stalinowskim więzieniu. Odeszła w wieku 94 lat.
(as)
***
To ona była „Zosią z Wołynia”, bohaterką wydanej rok temu i dostrzeżonej w całym kraju książki Mateusza Madejskiego o tym właśnie tytule. Ostatnią z żyjących w naszym regionie Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Zofia Hołub z domu Stramska, mieszkanka Stargardu, odeszła w sobotę (17 kwietnia) – w wieku 94 lat – tak jak żyła, cicho i dyskretnie.
Choć przez całe swe długie życie niosła w sobie straszne, traumatyczne wspomnienia. Dwa z nich towarzyszyły jej do końca – jako doświadczenie młodości. „Najgorsze chwile zawsze się pamięta – mówiła po wielu latach. – To jak nas podpalili, jak na brzuchu doczołgałam się do ojca – do dziś to widzę, gdy nie mogę zasnąć… I wzrok tej żydowskiej dziewczynki. Taki błagalny…”.
Pierwsze wspomnienie to Rzeź Wołyńska i pożar rodzinnego domu w Białej Krynicy, podpalonego przez UPA. Drugie – to chwila niedługo potem, gdy w Radziwiłowie, miasteczku, do którego się przeniosła z rodziną – w mieszkaniu, które było wówczas jej uchodźczym domem – odkryła ukrytą tam małą żydowską dziewczynkę. Zabiedzoną, głodną, umierającą… I podjęła – szesnastoletnia, zdana w tej chwili tylko na siebie – samodzielną decyzję, że pomoże temu dziecku. Pomogła, ryzykując życie. Sama znalazła też w tym pomoc u innych, rodziny Rostropowiczów, którzy ją wsparli i dziecko wychowali.
Ocaliła Inkę Kagan, dziś – żyjącą w Stanach Zjednoczonych – Sabinę Halber. Doczekała się za ów czyn najwyższego uznania ze strony państwa Izrael. Honorowego tytułu Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Osobiście też zasadziła swoje Drzewko Pamięci w ogrodzie Instytutu Yad Vashem. Aby to uczynić, podjęła – w wieku lat 92! – swą pierwszą w życiu podróż samolotem.
Odważna – w jej życiu była również ucieczka z transportu do Auschwitz. Skromna, wierna sobie; jej mężem był Czesław Hołub, bohaterski żołnierz AK-owskiego „Wachlarza”, po wojnie także żołnierz podziemia niepodległościowego – członek WiN, za co wiele lat spędził w stalinowskim więzieniu. Po śmierci męża (2015 r.) mieszkała sama. Tak chciała. Radziła sobie. Poczuła się gorzej w piątek, była dobrej myśli. Zmarła nazajutrz w karetce pogotowia, w drodze do szpitala.
W listopadzie ubiegłego roku na łamach „Kuriera Szczecińskiego” ukazał się poświęcony jej życiu i czynom reportaż „Polska w pigułce gorzko-słodkiej”. Cytowałem w nim słowa pani Zofii, którymi dzieliła się z wnukiem, wspominając swe najbardziej traumatyczne chwile: „Otwieram [schowek] i patrzę – leży tam dziecko (…) Ja już wtedy naprawdę dużo strasznych rzeczy przeżyłam, ale widoku malutkiego dziecka czekającego na śmierć nie da się z niczym porównać”. Tak zapewne jak ocalenia życia tego dziecka, wbrew wszystkiemu, a dzięki swojej odwadze. „Kto ratuje jedno życie – ratuje cały świat” – głosi dewiza Yad Vashem. I to ona powinna towarzyszyć ostatniej drodze Zofii Hołub.
Jej pogrzeb dziś (23 kwietnia) o godz. 12 w Stargardzie, ceremonia pogrzebowa odbędzie się w kaplicy na tamtejszym starym cmentarzu.
(al)