Rzecz zaczyna się w wojennym lazarecie, może wprost na polu walki. Jeszcze snują się dymy po bitwie. Widzimy leżące ciała, lecz to nie zabici, a ranni - Makbet (Michał Kosela) i Banko (Jacek Zdrojewski), wodzowie i przyjaciele, doświadczeni bojem.
Za chwilę podniosą się z letargu po odniesionych kontuzjach, upojeni sukcesem, żądni dalszej chwały. Ale nieświadomi, że od tej właśnie chwili wpisywać się zaczną w nieunikniony bieg wydarzeń, który sprawi, że ich pozorna martwota po bitwie, jest zapowiedzią rzeczywistego losu, który ich już niedługo czeka.
Makbet kusi, żeby go grać dzisiaj. W dobie wojen i polityki, której są narzędziem. Ta mroczna wizja władzy, o którą ludzie walczą bezwzględnie, za to z ustami pełnymi frazesów, wydaje się wyjątkowo bliska naszym czasom, w których fasady demokracji kryją scenę zmagań nie mniej krwawą niż w czasach przywoływanych przez Szekspira.
Ale reżyser koszalińskiego Makbeta, Paweł Palcat, nie krył przed premierą, że akurat tej sztuki Szekspira „nie lubi". Zaskakujące wyznanie. A znalazło się nawet w programie do przedstawienia. „Opowieść ta
...