Poza wspaniałą przyrodą, strzelistymi bukami, rosochatymi dębami, cisami, a także zwierzętami – atrakcją szczecińskiej Puszczy Bukowej są także wyjątkowo okazałe… głazy. Skąd się w niej wzięły?
Otóż dotarły one do puszczy wraz z lądolodem skandynawskim, który przed ponad 20 tysiącami lat kilkakrotnie wkraczał na teren Polski, niosąc ze sobą nie tylko piaski i żwiry. Są wśród nich prawdziwe olbrzymy nazywane eratykami. To przede wszystkim granity i gnejsy, wykorzystywane przez wieki do budowy kościołów, murów obronnych, zamków warownych, ale w pierwszym rzędzie do budowy dróg. Liczba głazów narzutowych w granicach puszczy i w jej otulinie (o obwodzie powyżej 5 metrów) wynosi aż 233 pozycje!
Te największe mają nawet swoje nazwy, czemu trudno się zresztą dziwić, bo przecież dzięki tym nazwom zyskały „osobowość” i są łatwiej rozpoznawane. Zdecydowanie największym okazem w tym kamiennym gronie jest Głaz Krajoznawców o obwodzie 17,5 metra! Imponujące są także inne, takie jak Głaz Kołyska, Głaz Serce czy Głaz Omszały. Ich nazwy nie wzięły się tylko z samej potrzeby nazwania, ale z powodu ich wyglądu.
Niezwykle ciekawa jest historia zdecydowanie największego głazu, który lądolód skandynawski przyniósł z północy. Miał on aż 50 metrów w obwodzie i leżał przy drodze z Kołowa do Dobropola. Na terenie puszczy i otuliny już od lat go jednak nie ma, ponieważ niemieccy budowniczowie postanowili go wykorzystać do stawiania ważnych obiektów. W roku 1872 szczecińska firma kamieniarska Keßler rozłupała go ładunkami wybuchowymi na mniejsze kawałki, które potem przetransportowano koleją z Dąbia do Berlina. Jedną część tego głazu-giganta wykorzystano przy budowie Kolumny Zwycięstwa, na której polscy żołnierze 2 maja 1945 roku zatknęli biało-czerwoną flagę.
Niemcy wywieźli bardzo dużo głazów z terenu Puszczy Bukowej i jej otuliny. Zbudowali z nich sieć bardzo solidnych brukowanych dróg, które umożliwiły im wywóz drewna ze wszystkich zakątków puszczy.
(mos)
Fot. Ryszard Pakieser