Jeszcze 40 lat temu mieliśmy w Szczecinie ponad dwadzieścia księgarni. Oprócz tych największych, można powiedzieć głównych (przy pl. Lotników, pl. Rodła, pl. Grunwaldzkim, ul. Jagiellońskiej czy al. Wojska Polskiego) było też sporo mniejszych, położonych poza szeroko rozumianym centrum miasta (przy ul. Parkowej, Mickiewicza, Lelewela, Emilii Gierczak, al. Wojska Polskiego naprzeciw kortów tenisowych). Były potrzebne, miały swoją klientelę i swój urok.
Czas się zmienił, pojawiły się nowe źródła rozrywki czy wiedzy. Dawne księgarnie zanikły, ich lokale przebranżowiły się, książka znalazła się na wydzielonych stoiskach w marketach. Trudno się temu dziwić, ale jednak jakoś żal.
To nie jest tak, że książka zastąpiona została innym towarem czy artykułem o charakterze artystycznym, rozrywkowym czy naukowym. Owszem, takie inne towary, artykuły czy środki przekazu częściowo przejęły te role, ale to przecież nie to samo.
W czasach powszechnych dawnych niedostatków w zaopatrzeniu sklepów księgarnie odznaczały się pewną innością: tam nie było pustych półek. Nie znaczy to, że na owych półkach czekały na czytelnika same atrakcyjne i ciekawe pozycje, przeważnie zasługiwały na inną opinię, ale można było próbować coś wyszperać między Dziełami Wszystkimi Lenina, a podręcznikiem dla tokarza. Niekiedy ustawiały się nawet długie kolejki, bo akurat przyjechała dostawa.
Trudno porównywać minione czasy z obecnymi i przyjąć za miarę liczbę księgarni na mieszkańca lub poziom czytelnictwa. Jednak umiejętność czytania ze zrozumieniem wydaje się nieprzemijająco niezbędna. Tego nauczymy się z książek, a nie z krótkich komunikatów na paskach informacyjnych w telewizji.
(Jr)
Fot. Ryszard Pakieser