To był samochód, o którym wielu marzyło, a niektórym się spełniało. Ten wręcz kultowy w połowie lat siedemdziesiątych, a i później także, samochód śnił się ludziom po nocach i to nie tylko z powodu swojego uroku (dla wielu wątpliwego), ale także z powodu dużej awaryjności. W maluchach na głowę spadały podsufitki, zrywały się notorycznie linki od rozrusznika, łamały się oparcia foteli kierowcy, spadały „fajki” od świec itd. Ale mimo to maluch miał i ciągle ma swoich fanów. Do tej pory chwalą go górale, a niektórzy ciągle nim się poruszają po górach, bo pomaga w tym napęd na tylne koła. Jednym słowem maluch to był król, co obserwowaliśmy także na parkingach, jak chociażby na tym przy popularnych „Heliosach” na szczecińskim prawobrzeżu. Bo w pewnym czasie to on na nich bezapelacyjnie dominował…
(o)
Fot. archiwum