Rodzina liczna, bo 251-osobowa. Mieszka w jednym z bloków os. Zawadzkiego-Klonowica. Gdy Jadwiga Gaj do niej dołączyła przed paroma laty, zajęła pokój na czwartym piętrze, z widokiem na... wielką płytę.
- Całe moje życie to ogrody i kwiaty - wspomina 87-latka. - A tu nawet nie było jak skrzynki z pelargoniami postawić, bo wtedy miałam jeszcze apartament bez balkonu. Poszłam więc sadzić aksamitki i lilie. Taki mały klombik zrobiłam przy wejściu do naszego domu.
Dla niej radością było tak grzebać w ziemi. „Skoro taka potrzeba, to proszę bardzo" - usłyszała od Ryszarda Budzisza, dyrektora DPS-u. Poradził, by skontaktowała się z Heleną Sawczyczyn, terapeutką. Na to wspomnienie teraz sam się śmieje.
- Nie wiedziałem, co robię. A otworzyłem studnię bez dna pod niewinną nazwą ogrodu. Doprowadziłem do powstania nieformalnej, acz świetnie zorganizowanej, grupy nacisku. Której teraz - jak widzę po podaniu, jakie dzisiaj trafiło na moje biurko - wpadła na pomysł, że już powinniśmy myśleć o jesiennych akcentach w ogrodzie. No i brakuje im perukowców, fioletów - mówi dyr. Budzisz. - Najgorsze, że one dobrze wiedzą, iż nie odmówię.
Styl działania ogrodowego lobby pod wodzą Jadwigi i Heleny najlepiej obrazuje historia z kamieniami. Przyniosły woreczek dekoracyjnych łupków. Wysypały wokół jednego z pni wielkich drzew, na ogrodzie. Gdy usłyszały, że się podoba, to dyrektora namówiły na wyprawę.
- Pojechaliśmy kupić drugi worek. A wróciliśmy z 3 tonami! - przyznaje dyr. Budzisz. - Innym razem pytam, gdzie kierowca. Okazuje się, że pojechał z dziewczynami na dzbany. Jedne kupiły. Innych wymusiły darowanie. Ten największy, co teraz jest okazałym kwietnikiem z petuniami, z łupków był lepiony. A innym razem... słyszę, że służbowy transport zadysponowały na skrzynki wypatrzone gdzieś przy śmietniku. Na jednym z klombów pojawiły się rury szamotowe. Tłumaczą mi, że w przyszłości przez nie popłynie strumień bluszczu... Boję się spytać, skąd to wzięły.
Ogród powstawał etapami. Za sprawą pasji, dzięki wsparciu miasta, a także ziemi, jaką udało się do DPS przyłączyć w ostatnim czasie. Teraz to miejsce rekreacji i wypoczynku, ale też zielonej terapii (hortiterapia), jaką Helena Sawczyszyn prowadzi w DPS z nie mniejszym sukcesem, jak np. dogoterapię czy kulinoterapię. Dla osobistej satysfakcji i dobra wspólnego, wnosząc radość w innych jesień życia.
- Przykuci do łóżek i wózków w pokojach? Nie ma mowy. Tu, w ogrodzie, nasi pensjonariusze mają przestrzeń do wypoczynku, a na miarę sił i własnych możliwości do aktywnego spędzania czasu - opowiada Helena, której na krok nie odstępuje goldenretriverka Molka, także terapeutka na etacie.
Gdy jedni przesiadują w zacienionych altanach, inni pensjonariusze ćwiczą, bawiąc się chustą kanza i piłkami. Spacerują albo wpatrują się w toń oczka wodnego, okolonego kolorami: koszami z trzmielin i pelargonii, aksamitkami, begoniami, liliowcami i różami, lawendami i tojeściami. Opodal skalniaka, nieprzypadkowo zwanego kopcem Budzisza.
- Krzyczą, że dopiero co ze szpitala wróciłam, a już jestem w ogrodzie. Jakby nie rozumieli, że róże czekają - tłumaczy Jadwiga, co choć po drugim wylewie, to z werwą pieli klomby z kwiatami. ©℗
Arleta NALEWAJKO
Fot. Mirosław WINCONEK
Na zdjęciu: Jadwiga Gaj (87 l.), Helena Sawczyszyn oraz Molka - czyli fragment wielkiej rodziny, która przy wsparciu dyr. Ryszarda Budzisza oraz miasta tworzy piękny ogród przy ul. Romera.