Mogłaby godzinami opowiadać o jaśminie nagokwiatowym, co w grudniu obsypuje się żółtymi kwiatami, wstrzymuje oddech na mrozy, by po odwilży - w lutym - powrócić do kwitnienia. A też tłumaczyć, dlaczego bez czarny odmiany ogrodowej, czyli o niemal czarnych pędach i bordowych liściach, posadziła tuż przy migdałku. Woli więc Barbara Kruk o swej ogrodowej pasji mówić krótko: „Mój świat, raj, moja radość życia".
Wielka kamienica na starym Niebuszewie - przy ul. Reja. Wokół terenów zielonych nie brakuje. Jednak tylko w nielicznych trawa przycięta, posadzone krzewy, widać przekwitające floksy, liatrie czy trytomy. Za to w rejonie „trójki" i na jej tyłach, od strony ul. Rodziewiczówny oraz Ejsmonta, aż kipi feerią kolorów. Miejsce trzech wielkich trawników zajęły ogrody z okazami, z których - jak potwierdza jury „Całego Szczecina w kwiatach" - byłoby dumne niejedno arboretum.
- Nie jestem typem serialowca czy kanapowca. Moim żywiołem jest ruch, a pasją zieleń. Stąd teraz, na rencie, mniej mam czasu niż gdy pracowałam w poligrafii czy jako nauczycielka nauczania początkowego - mówi Barbara Kruk. - Bo mam zobowiązania: zarząd naszej wspólnoty mieszkaniowej, trzy spore tereny zielone przy domu, a do tego działka. Gdy spotykam dawno niewidzianych znajomych, a ci pytają: „Co u ciebie, Basiu?" Odpowiadam niezmiennie: Cieszę się życiem!
Przy chodniku rozrastają się kępami skalnice i płomyki szydlaste. Obok każdy powie: czyściec wełnisty. Nie, to równie srebrzysta lecz kwitnąca fioletem firletka, a przy niej zielony szarłat, obok zwisły i „lisi ogon", a do tego rozsiewający się po skarpie słoneczniczek szorstki. Wzrok przyciągają clematisy - odmian botanicznych oraz ’Polish Spiryt’ - pnące się po różach i suchodrzewach chińskich.
- Tu posadziłam razem pęcherznicę i łobodę ogrodową. Aby przełamały zieleń czerwonymi liśćmi. Obok ołownik trikolor oraz kępy: gęsiówki, pierwiosnków, miodunki, tawułki chińskiej, host, brunery, żurawki o bordowych liściach w połączeniu z hostami, liliowcami, trzmieliną - Barbara wymienia kolejne rośliny. - Chodziło o to, by połączyć ze sobą różne kolory kwiatów: od bieli po czerwień i fiolet. A też faktury liści i kształty: od bylin, przez pnącza, po drzewa i krzewy. Bo ogród nie może być nudny. Za to musi być do wąchania, dotykania, głaskania. I cieszyć oczy. Przez cały rok, a więc nie tylko sezonowymi kwiatami.
Jest więc bluszcz obok właśnie kwitnącego oregano. Tuja przy złotlinie japońskim, a dalej pięciorniki przy tojeściach, paprociach, barwinkach, ułudkach wiosennych, hortensjach czy rudbekiach. Zachwycająca różnorodność i niespotykana paleta kolorów.
- Najlepsze, że to ogród bez wody. Dobra ziemia i konewka tylko przy sadzeniu. Potem cała ta zieleń utrzymuje się bez podlewania, tyle co rosa i deszczu napada. A tyle piękna! - zwraca uwagę p. Barbara. - Dlatego zachęcam: nie siedźcie w domach, nie traćcie życia na telewizory, a róbcie ogrody! Z radością patrzę, jak w kamienicy obok - pod „dziesiątką" - pani Marysia sadzi własny ogród, moja imiennicza ukwieca podwórko przy Rodziewiczówny, a pan Krzysztof - w raj zmienia kolejny kwietnik przy ul. Orzeszkowej. ©℗
Arleta NALEWAJKO
Fot. Arleta NALEWAJKO