Sobota, 23 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Dla dobrego życia i pokoleń: warto!

Data publikacji: 06 sierpnia 2018 r. 16:37
Ostatnia aktualizacja: 03 września 2018 r. 14:25
Dla dobrego życia i pokoleń: warto!
 

„To mój zielony azyl, od miejskiego zgiełku jedyne wytchnienie. Tylko tu w pełni wypoczywam. Wokół cisza, przez którą przebijają się tylko śpiewające ptaki. Każdemu życzę, żeby miał tyle szczęścia w życiu i znalazł dla siebie takie miejsce na ziemi" - mówi Anita Kaczmarczyk nestorka rodu: czterech pokoleń, dla których ogród Skarbówka, przy ul. Chopina, stał się rodzinną ostoją.

Od drogi widać tylko zieloną ścianę z równo przyciętych świerków. Wystarczy jednak otworzyć bramę… przejść przy szpalerze hortensji, po prawej minąć aleję malinową, skręcić w lewo, aby wreszcie zobaczyć to cudo: staw kwitnący nie tylko nenufarami. Efekt „wow", któremu nie może się oprzeć nikt, kto kiedykolwiek znalazł się w tym ogrodzie.

Było to niegdyś dzikie leśne jezioro. Zostało podzielone na odrębne działki. Tak stało się własnością kilku rodzin. Każda urządziła wokół swej części wody niepowtarzalne prywatne ogrody. Ten Kaczmarczyków…

- Zaczęliśmy od utwardzenia brzegów stawu. Tak, żeby można było go obejść: wodę, jak centralny plac ogrodu - wspomina p. Anita. - Potem mąż kupił poniemiecki kiosk, jaki stał niegdyś przy ul. Kołłątaja, na Niebuszewie. Do budynku z charakterystyczną wieżyczką dobudował kuchnię i werandę. Potem... na dobre zaczęło się urządzanie ogrodu.

Z założenia miał to być teren zielony o wyłącznie rekreacyjnym charakterze. Ale „tak wyszło", że dach nad częścią placu zabaw teraz ugina się od ciężkich kiści winogron, a tuż za stawem aleja malinowa wyznacza granicę owocowego zakątka z czarnymi porzeczkami, borówkami i poziomkami.

To z jednej strony wody, bo po drugiej uwagę przyciągają nie tylko formowane w kule bukszpany, ale także okazałe rosarium z ponad 50 krzewami odmian szlachetnych. Dla niego tłem są zarówno pnące klematisy z powojnikami, w odmianach, jak i gęstwina różowych hortensji ogrodowych. Opodal stoi altana ze stołem, przy którym gospodyni zwykle przyjmuje gości. Bo rodzina zwykła czas spędzać albo na tarasie domu, albo przy grillu, w głębi ogrodu. Tam, gdzie też urządzono plac gier i zabaw z idealnie przystrzyżoną zieloną murawą. Trafić tam łatwo: brzegiem stawu, a skręcając z ronda im. Kacperka (2012 r.) i Mateusza (2015 r.), czyli Anity Kaczmarczyk prawnuków.

- W każde imieniny i urodziny rozstawiamy stół przy którym zasiada blisko 20. najbliższej rodziny: synowie z żonami, wnuczęta z rodzinami, prawnuki - opowiada 88-letnia nestorka rodu. - Ale nie tylko od święta: stale mnie ktoś odwiedza. Dlatego mówię, że ten ogród ma talent do przyciągania dobrych ludzi. Gdy jedni przychodzą porozmawiać przy kawie, to drudzy pobiesiadować lub pomóc choćby w formowaniu bukszpanowych kul i żywopłotów. W prezencie przynosząc mi najczęściej sadzonki roślin i nasiona kwiatów.

Wokół teraz kwitną liliowce wraz z rudbekiami, a na wiosnę - azalie z różanecznikami. Z uwagę przyciąga ustronie z ławką, wokół której dominują strzeliste cyprysy oraz kwietniki z morzem różowych płatków begonii oraz pelargonii. To stąd jest bodaj najlepszy widok na dominantę: lustro wody. Na wszystkie te kwitnące lilie i strzałki wodne, na grążele i grzybienie. Okalają je zieleń pałek wąskolistnych, kępy trzcin i tataraków.

- Dobrym pomysłem było wybudowanie pomostu. Można na nim posiedzieć, podumać, poopalać się albo ruszyć do wody. Gdy jedni skaczą, by poszaleć, to inni wypływają łódką na łowy. Woda jest bowiem pełna życia: stała się istną ostoją zwierzyny. Nie tylko ptaków, żab czy owadów, ale przede wszystkim karasi i linów. Były też karpie, ale ostatniej zimy nie przetrwały - mówi p. Anita. - A właśnie, gdy przymrozi, to staw służy dzieciom za lodowisko.

Ogród to nie tylko beztroska, ale też zobowiązanie. Utrzymanie go wymaga pracy, czyli sił, czasu i pasji. A tych Anicie Kaczmarczyk wciąż nie brakuje.

- Codziennie jestem na ogrodzie. Tylko najcięższe zajęcia przekazałam w gestię synów: Rajmunda i Zygmunta. Czyli te ziemne oraz strzyżenie żywopłotów. Poza tym… stale coś przycinam, uszczykuję, plewię. Z czego czerpię mnóstwo przyjemności i satysfakcji. I ten spokój wokół: nieoceniony - komentuje Anita Kaczmarczyk. - Wszystkim życzę takiej rodzinnej ostoi. Dla lepszego życia i pokoleń. Warto! ©℗

Tekst i fot. Arleta NALEWAJKO

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA