Śródmiejskie podwórko przy oficynie nie musi być wcale zapyziałą przestrzenią, którą przemyka się w pośpiechu idąc do pracy lub wracając do domu albo wynosząc śmieci. To może być przestrzeń do relaksu i międzysąsiedzkich spotkań, rozmów w plenerze. Udowadniają od kilku lat mieszkańcy kamienicy przy ul. Jagiellońskiej 16 w Szczecinie.
Skrzyknęli się i realizują spontanicznie, z pełnym zaangażowaniem, własnym sumptem własny pomysł na przyjazne im najbliższe otoczenie. Można by rzec, że są pozytywnie zakręceni. Krok po kroku postanowili odmienić już szare odrapane elewacje i przestrzeń między nimi. Zaczęło się trzy lata temu i paradoksalnie w pierwszej fali pandemii podczas lockdownu.
- Najpierw było skromnie, doniczki z kwiatami na parapetach okien, potem stoliki i potem już poszło falą. Ktoś wykombinował podest na kwiaty przed wejściem, ktoś wpadł na pomysł, że może by dostawić z drugiej strony beczkę na deszczówkę i estetycznie ją zabudować deskami. Jeszcze inni przytachali betonowe donice, w których nic nie rosło. Inni zaczęli znosić kwiaty w donicach. I tak już poszła ta lawina - opowiada pani Ania Sałaga, o której wszyscy zgodnym chórem mówią, że jest spiritus movens tego pospolitego wspólnotowo-podwórkowego ruszenia.
Dość liczną grupę entuzjastów przemiany tworzą wraz z nią panie Krystyna, Sylwia, Agata oraz panowie Marek, Mariusz i Tadeusz. Określają siebie krótko: - Tworzymy taką wspólnotową młodzież, wspieraną od czasu do czasu także przez nasze dzieci. Jak np. Oskara, który z tatą odmalowali dawną budę dla psa i teraz służy z powodzeniem za składzik podstawowych sprzętów ogrodniczych do pielęgnacji nasadzeń. Nieoceniona jest też zawsze pomoc pana Darka, zwanego złotą rączką, który wyszykował skrzynie na rośliny, a przy okazji w drewnie wypalił herb z numerem budynku, które wiszą nad wejściem do klatki schodowej. Szybko znalazł się kącik z placykiem zabaw dla najmłodszych dzieci i miejsce na rozstawianą trampolinę i ławę z parasolem w niszy między ścianą budynku a murami śmietnika i tym, który odgradza teren od sąsiedniego podwórza-studni.
- Spotykamy się i dobrze się rozumiemy, a nasze dzieci mają gdzie się bawić. O kwiaty i całą zieleń dbamy sami. Zawsze ktoś coś nowego dokupi i posadzi, dzięki czemu mamy wokół siebie trochę zieleni i kolorów - dodaje pani Sylwia.
- W niedzielę rano regularnie wychodzimy w plener na kawę. Nie zamykamy się każdy w swoich czterech ścianach - podsumowuje pani Krystyna.
W donicach o najróżniejszych kształtach i w oryginalnych skrzyniach uśmiechają się pelargonie, floksy, lobelie, hortensje, macierzanka, fiołki, begonie, aksamitki, werbena kaskadowa, stokrotka afrykańska, miodem pachnący iberys, a u drzwi wejściowych bieli się bakopa. Są też bluszcz, forsycja, goździki brodate, chryzantemy, astry kilku odmian, yukki, okazy sundevilli, szczawnka czterolistnego, dalie, mieczyki oraz dwa cytrynowe drzewka i hibiskus.
- Jedyne co nam doskwiera to jak na razie brak zainteresowania zarządu wspólnoty i zarządcy - dorzuca pan Mariusz. - Mamy jednak nadzieję, że nasze zaangażowanie także ich zdopinguje do aktywności i choćby do współpracy przy zaaranżowaniu na nowo otoczenia parawanu śmietnika, wykonania nad nim zadaszenia czy przesłony w postaci pergoli z roślinami, czy też do sprawdzenia, co jest pod zalegającą nawierzchnią tego naszego podwórza częściowo w betonie, częściowo założonego płytkami chodnikowymi, czy nie można by i tu wykonać prac poprawiających to najbliższe nam otoczenie. ©℗
Mirosław WINCONEK