Nie znała sąsiadów. Choć w kamienicy przy ul. Piastów 61 zamieszkała przed czterema laty. Poznała ich dopiero za sprawą podwórkowego ogrodu, w który tchnęła nowe życie. To nie zbieg okoliczności, że w tym samym czasie rozpoczęła swój własny, osobisty, nowy etap.
Podwórko przy al. Piastów 61 łączy front z oficyną kamienicy. Ale jego ogród jeszcze do niedawna nie łączył ludzi.
– Kiedy się tu sprowadziłam, główne założenie ogrodowe już było: granice rabat wyznaczone, ławy ze stołem postawione, a nawierzchnia z polbruku wyłożona. Tyle że wszystko niszczało, bo wyprowadziła się pani Maria, która doprowadziła do powstania tego „Zielonego podwórka Szczecina”. Natomiast pani Renia – wspaniała, ciepła osoba – zachęcała mnie czasem, żebym choć podlała rośliny. Ale ja, jak inni, nie miałam ani czasu, ani przekonania, w końcu też siły, żeby się tym zająć – wspomina Weronika Kwak, która podwórkowy ogród w końcu przywraca do życia.
Pochodzi z Sielska (gm. Węgorzyno). Do Szczecina przyjechała się uczyć w Centrum Kształcenia Sportowego (ul. Rydla). Była piłkarką Błękitnych Stargard, stąd też właśnie taki profil wybrała – piłka nożna dziewcząt. Kariery sportowej jednak nie kontynuowała, wybierając studia na Uniwersytecie Szczecińskim i kierunku: Bezpieczeństwo Narodowe. Skąd – przez epizod pracy w EMPiK-u – trafiła do administracji skarbowej – I Urzędu Skarbowego.
– Traciłam siły. Latami nasilały się również inne dolegliwości, głównie bóle stawów. Paliły mnie kolana, barki, nie mogłam podnosić rąk. Nawet do mieszkania na pierwszym piętrze z trudem wchodziłam – wspomina niespełna 30-latka. – Zdarzało się, że nie byłam w stanie nawet umyć naczyń. Nie opowiadałam o tym znajomym, nie użalałam się nad sobą. Ale było tylko gorzej, coraz gorzej. Badania, analizy, lekarze, ale żadnej konkretnej diagnozy. Nic nie wskazywało na przyczynę oraz rodzaj mojej choroby. Dopiero szczera rozmowa z koleżanką i jej: „może masz boreliozę”… Test potwierdził przypuszczenie. To wszystko zmieniło. Wystarczył niespełna rok, antybiotyki i rehabilitacja, a niemal całkowicie wróciłam do formy.
Choroba była dla niej przyczynkiem do przemyśleń. Pani Weronika mówi wprost o przewartościowaniu życia. Potrzebowała nowego impulsu do osobistego nowego rozdziału. Pierwszym stał się pies. Drugim – podwórkowy ogród.
Przygarnęła Figę – czarną spanielkę, którą przez pierwszych pięć miesięcy życia poprzedni właściciele trzymali w fatalnych warunkach okrutnego zaniedbania, po 16 godzin dziennie więzili w małej klatce kennelowej. To z adoptowaną psiną znów zaczęła wychodzić z domu. I żyć, jakby już innym rytmem.
Początkiem każdego ich wspólnego spaceru było podwórko. A na nim widok zaniedbanego, dziczejącego ogrodu.
– Wszyscy go mijali. Nikogo nie obchodził. Nikt nie chciał się nim zająć. Przez pierwsze trzy lata mieszkania w kamienicy i ja nie czułam w sobie takiej potrzeby… obcowania z naturą – wspomina p. Weronika. – Dopiero niedawno, pod koniec maja, gdy nabrałam sił, miałam przebłysk: trzeba to zmienić. Pomyślałam wtedy: otworzymy ogród na nowo.
Ruszyła na ogród uzbrojona m.in. w myjkę ciśnieniową, szlifierkę i sekator. Poskromiła busz zaniedbanej zieleni, a sąsiadka Kasia pomogła w jego uprzątnięciu. Do odczyszczenia z glonów i zapiekłego brudu pozostał jej już ostatni fragment polbruku, przy bramie. Natomiast szlifowanie stołu z ławami przypłaciła drzazgą w oku i wizytą w szpitalu. Nie żałuje tego. Tym bardziej teraz, gdy został odmalowany przez pomocników, czyli kolejnych poznanych sąsiadów: Oliwię i Sandera.
W międzyczasie zaczęła też kupować i dosadzać nowe rośliny. Jej brat – Mateusz – zbudował drewnianą huśtawkę, na której zawiesiła makramową huśtawkę. Nowa kora, ozdobny kamień, pergola, girlandy świateł, lampiony… Choć rzecz traktowała niczym osobiste wyzwanie, to jednak samodzielne inwestowanie w podwórkowy ogród powoli zaczęło ją przerastać finansowo. W lipcu więc napisała list do sąsiadów. Prosiła o wsparcie ogrodu, o ile cieszą ich zachodzące w nim zmiany. Pochwalali przemianę, więc okazali szczodrość – nie tylko w złotówkach.
– Nie przemykają już przez podwórko, jak wcześniej, dość anonimowo. Teraz chętnie się zatrzymują, pozdrawiają, rozmawiają. Pani Grażynka, sąsiadka mieszkająca w tej samej co ja klatce schodowej, bardzo mnie dopinguje. Docenia i chwali, a też wspiera moją pracę również pani Wanda. Do huśtawki ciągną dzieci. Coraz chętniej wychodzą bawić się na podwórko. Z myślą o nich, choć nie tylko, organizuję z sąsiadami ponowne otwarcie ogrodu. Będzie impreza – już 30 sierpnia, na zakończenie wakacji: z konkursami, grami i zabawami, zawodami dla wszystkich mieszkańców naszej kamienicy. Ogłoszenie już wisi na drzwiach wejściowych do klatek. Mam nadzieję, że mąż pani Reni przyniesie gitarę i zagra, więc będziemy mieli fantastyczną muzykę na żywo. Jeśli każdy coś od siebie wniesie, to będzie też poczęstunek – opowiada pani Weronika.
Miejsca na podwórku jest dość, więc marzy jej się zaaranżowanie piaskownicy i ustawienie zjeżdżalni dla „małych bączków”. Podobnie jak altany, dzięki której można by przesiadywać przy stole także w czas niepogody. Pomysłów na nowe życie ogrodu pani Weronika ma więcej. Tak jak nadzieję, że do kamienicy przy ul. Piastów 61 powróci dawny sąsiedzki zwyczaj wychodzenia na podwórkową kawę. ©℗
Arleta NALEWAJKO
* * *
Partnerami konkursu są: Miasto Szczecin, Szczecińska Agencja Artystyczna, Rajski Ogród, Fosfan SA, Polferries Polska Żegluga Bałtycka SA oraz Polski Związek Działkowców Okręg w Szczecinie.
Więcej prezentacji finalistów na podstronie konkursu "Cały Szczecin w kwiatach"