Piotr Pawliński pracuje w Grupie Azoty Police jako maszynista urządzeń energetycznych na wydziale elektrociepłowni EC2. Ale w chwilach wolnych od pracy biega. Bije kolejne życiowe rekordy, zdobywa medale, stawia sobie coraz ambitniejsze cele. Treningi musi godzić z normalną pracą zawodową. W zakładach znalazł nawet trenera. Ma już za sobą pierwsze półmaratony, marzy mu się maraton…
– Od kiedy pan biega?
– Tak naprawdę od 2015 roku. Zacząłem pod koniec 2014, ale to były takie 3-kilometrowe odcinki. Nie można było tego nazwać trenowaniem. Na początku 2015 roku zająłem się tym bardziej poważnie. Czasu na bieganie miałem wtedy więcej i uprawiałem tak zwany radosny jogging. Wychodziłem sobie do lasu i biegłem ile miałem sił i na ile mi kondycja pozwalała. A już w marcu 2015 roku pobiegłem w pierwszych zawodach – na 6 kilometrów w Parku Kasprowicza w Szczecinie. Miałem wtedy czas w granicach 4,15. To jest dość przyzwoicie jak na amatora, ale ambicje były większe. Pod koniec 2015 r., za namową kolegów poznanych podczas startów, trafiłem do Uczniowskiego Klubu Lekkoatletycznego „Ósemka” Police. Tam trenerem był Dariusz Saniewski, też pracownik tych zakładów.
– Udaje się łączyć pracę z bieganiem?
– Tak. Ten system zmianowy, który działa tutaj w zakładach, dla biegaczy jest idealnym rozwiązaniem. Bo można trenować niemal codziennie rano. Pracujemy dwa ranki, dwie popołudniówki, dwie nocki i mamy cztery dni wolne. Czyli w ciągu 10 dni jestem w stanie 8 razy wyjść rano na trening.
– Jakie ma pan sukcesy?
– Jak jeszcze trenowałem w „Ósemce” to treningi były 5-6 razy w tygodniu i robiliśmy miesięcznie około 250 kilometrów. W 2017 roku pan Wiesław Kotarski zorganizował pielgrzymkę biegową do Krakowa na światowy dzień młodzieży. Cieszyłem się, że w ogóle mogłem wziąć udział w tej inicjatywie. Wydolność się podnosiła, a wyniki były coraz lepsze. Ale nadal poprzeczkę starałem się podnosić. W listopadzie 2017 roku zmieniłem zmianę w pracy – na tę, na której pracuje właśnie pan Wiesław, jest tam brygadzistą. Ma 33 lata stażu w bieganiu! Pokazał mi dzienniki swoich aktywności i treningów. Za głowę się łapałem, jak widziałem, ile on kilometrów pokonywał. Najbardziej zaskoczył mnie grudzień 1994 r. – 725 kilometrów w ciągu miesiąca! To dla mnie był szok, w kwartale tyle nie robiłem. Dało mi to do myślenia, że jeżeli biegam tak 250 kilometrów w miesiącu mając 32 lata, a pan Wiesław teraz ma 62 i jest w stanie pokonywać około 500, to czemu ja nie mógłbym tego robić? Wspólnie zdecydowaliśmy, że zaczniemy razem trenować. Pracuję nad formą. Jest kwiecień, a ja już jestem po siedmiu startach. Wygrałem mistrzostwa Polic, co mi się wcześniej nawet nie śniło. W innych startach wyniki też były zadowalające, bo np. w Kołobrzegu było drugie miejsce. W Lubuskiem było czwarte – w półmaratonie. Obecnie przygotowuję się do sztafety niepodległości Grupy Azoty Police.
Fot. Grupa Azoty Police