Sobota, 23 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Ciąg dalszy nastąpił

Data publikacji: 29 kwietnia 2022 r. 07:46
Ostatnia aktualizacja: 29 kwietnia 2022 r. 07:46
Ciąg dalszy nastąpił
Do rozpędzania demonstrantów używano m.in. armatek wodnych, na zdjęciu akcja ZOMO przy pl. Zwycięstwa.  

Następnego dnia doszło do podobnej manifestacji, będącej reakcją na działania milicji dzień wcześniej. Milicja zamierzała od razu rozbijać większe grupy zbierających się osób. 

Patrole zmotoryzowane MO i ROMO miały przez cały czas śledzić rozwój wypadków na ulicach, a w koszarach gotowe do działania miały być grupy ZOMO. Siły wyniosły podobnie jak dzień wcześniej 1551 funkcjonariuszy ZOMO, 236 żołnierzy WOP oraz funkcjonariuszy milicji, w tym operacyjnych działających po cywilnemu. O godzinie 16 w różnych częściach miasta zaczęły zbierać się grupy szczecinian, które zostały natychmiast zaatakowane przez oddziały ZOMO. Działania milicji miały nie dopuścić się do połączenia grup, co spowodowałoby poważne problemy dla aparatu władzy. Jak pisano grupa spod katedry kierowała się do Bramy Portowej, grupa z pl. Przyjaźni Polsko-Radzieckiej na pl. Lenina, a inna grupa na pl. Lotników. Wszystkie te grupy zostały zaatakowane przez ZOMO. 

Jak pisał por. Wiesław Brudziński w swojej pracy na Akademii Spraw Wewnętrznych, nowością w kierowaniu manifestantami był udział „specjalnych w tym celu przeszkolonych łączników, ubranych w charakterystyczne ubrania i poruszających się na motocyklach”. Milicjanci obrzucani byli wszystkim: donicami, kubłami na śmieci, butelkami z benzyną, kamieniami, szafkami, meblami, a nade wszystko butelkami. Tomasz Panfil wspominał, że „chyba największym poświęceniem […] wykazali się studenci politechniki, bo tam przez aleję Piastów jeździło ZOMO i studenci z okna tego wysokiego akademika rzucali w nich tym co mieli, a najwięcej mieli butelek po wódce. I później były tam stosy szkła. Ponoć tam była nieprawdopodobna kanonada z tego co mi opowiadano”. 

Szczególnie mocno atakowano ZOMO w arteriach komunikacyjnych położonych pomiędzy kamienicami, które tworzyły tzw. rynny, co powodowało, że tracili oni zdolność manewrowania, trzymania szyków i osiągania wyznaczonego celu. Jak wynika z zapisów milicyjnych, do potyczek doszło na całej długości ul. Krzywoustego oraz w rejonach przylegających do tej jednej z głównych arterii miasta. Walki trwały mniej więcej od godz. 16 do 21.30. Rannych zostało 65 osób, z czego trzy osoby zostały w szpitalu, uszkodzono zaś 29 pojazdów. W trakcie walk zatrzymano 272 osoby, z tego trzy aresztowano, 1865 wniosków skierowano do kolegium w trybie przyspieszonym, 11 w trybie zwykłym, siedem osób internowano, a 66 zwolniono po 48 godzinach.

Za domniemane kierowanie niezależnym pochodem pierwszomajowym zatrzymano, a następnie aresztowano Zbigniewa Sawickiego, kelnera hotelu „Orbis‑Continental”, członka NSZZ „Solidarność”, Andrzeja Paczkowskiego, zatrudnionego w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Komunikacji Miejskiej w Szczecinie, członka NSZZ „Solidarność” oraz Jana Piotrowskiego, ślusarza z Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej w Szczecinie, członka NSZZ „Solidarność”. W marcu 1983 r. prokurator wojewódzki umorzył postępowanie wobec Sawickiego, zaś sprawy Paczkowskiego i Piotrowskiego skierował do sądu. 18 lipca 1983 r. Sąd Rejonowy w Szczecinie uznał ich za winnych zarzucanych im czynów i skazał na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. Jednak już 16 sierpnia ten sam sąd darował wyżej wymienionym karę na mocy amnestii z 22 lipca 1983 r.

Internowano łącznie 56 osób, z których osiem brało udział w manifestacjach. Zatrzymanych przewożono do aresztu KW MO, KM MO, aresztu wojskowego, aresztu WOP, komisariatów milicji i Milicyjnej Izby Dziecka. Dodatkowo 56 osób osadzono w ZK Goleniów. Jak pisał prokurator Marek Rabiega „zatrzymanych wyganiano z samochodów i musieli oni biec pomiędzy szpalerami. Wówczas funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej okrutnie bili i kopali zatrzymanych, uderzali różnymi przedmiotami, w tym w głowę i inne ważne dla życia organy ciała. Bito bez wyjątku wszystkich przechodzących, niezależnie od wieku, płci, nie mówiąc o braku związku z zachowaniami zatrzymanych. 

Opisy tych zdarzeń przedstawione przez pokrzywdzonych wskazują na zezwierzęcenie funkcjonariuszy MO”. Henryk Mruk wspominał: „Na następny dzień [4 maja 1982 – przyp. SL] zaczęły się przesłuchania. Wyprowadzali nas w takim szpalerze zomowców i należało przebiec po schodach na górę jak najszybciej to wtedy mniej razów spadało na plecy. I pamiętam, że podstawiali nogi jak się za szybko biegło aby jednak swoje dostać. Z tego co pamiętam to mi też podstawił nogę jeden z zomowców. Ustawili nas pod ścianą twarzą do niej i kazali ręce trzymać w górze. Jak komuś ręce mdlały to otrzymywał swoją porcję. Ponieważ staliśmy tam bardzo długo to i ja się załapałem.

Jak tak staliśmy to przyszedł chyba zomowiec i pojedynczo kazał odwracać się i pokazywać ręce. Jak miałeś brudne ręce to otrzymywałeś bicie. Bili i po rękach i gdzie popadnie. O wyzwiskach nie będę nawet pisał bo te leciały na lewo i prawo. Pomyślałem, że mam szczęście, że głowę myłem to i ręce mam czyste. Najgorzej mieli ci, którzy mieli ręce poparzone od tych rac z gazem. W mojej grupie był jeden, którego pobili właśnie za poparzone ręce. Bili go nawet po ścięgnach, a jak upadł to po plecach. Po jakimś czasie wchodziło się do pokoju gdzie było kilku chyba SB-eków, którzy mieli stos zdjęć i starali się wyłowić uczestników demonstracji”.

Wojciech Lizak zachowanie funkcjonariuszy ZOMO komentował po latach: „ci zomowcy robili takie przerażające wrażenie, bo pamiętam taki trójkąt uformowany i szli, jak prawdziwe goryle waląc w te swoje tarcze, które mieli i wykrzykując coś tam, to nie było [jeszcze] w zasadzie takie groźne, ale oni wpadali w pewnym momencie w taki swoisty amok i mieli taką dziwną satysfakcję, powiedziałbym że wręcz perwersyjną, taką sado‑masochistyczną chyba satysfakcję z tego bicia. Jak kogoś dopadli to było nieprawdopodobne, co oni potrafili z tym człowiekiem zrobić. Oni nawet jak podnosili [go] do góry to jeszcze kopali go od spodu”. Lizak, któremu udało się uciec przed zomowcami do swojego mieszkania z okna obserwował dalszy ciąg wydarzeń: „Otworzyliśmy okno, bo chcieliśmy widzieć, co się działo i wtedy jechała suka za tymi piorącymi mieszkańców Szczecina ludźmi i oni kogo dopadli to potwornie pałowali i wrzucali do suki. Ja widziałem, jak przez Królowej Jadwigi przejeżdżała ta suka i słyszałem po prostu krzyki ludzi bitych w środku. To był chyba jeden z najbardziej przerażających obrazów z tamtych czasów jaki mi utknął. I dlatego mówię że ci ludzie doznawali jakiejś nieprawdopodobnej satysfakcji z tego że mogli tych ludzi bić. Ja się cały czas zastanawiam co się z nimi stało później, jak oni na to patrzyli, bo oni byli młodsi ode mnie, a może nawet i nie, jakoś tam byli wcale nie przymuszani do tej służby w ZOMO, szli praktycznie na ochotnika i wykazywali się zezwierzęceniem”. 

O nastrojach w te majowe dni najlepiej świadczy inny fragment wypowiedzi Lizaka: „W pewnym momencie łomot do drzwi. Byłem przekonany że przyszli. A tu tacy młodzi ludzie nie wiem może 18‑latkowie, może 19‑latkowie, może trochę starsi. Nie powiedziałbym że byli to wzorowi mieszkańcy tej dzielnicy. Wręcz przeciwnie, to byli ci młodzi ludzie z tych młodych ludzi których wręcz mogłem spotkać pod sklepem po 15 jak już spożywali, ale krzyczę kto tam? Oni mówią powstańcy. Ja to pamiętam jeszcze do dziś. No jak powstańcy, to trzeba im otworzyć – może pobici, może skrwawieni itd.”.

Podobnych przykładów działań funkcjonariuszy MO w tym dniu było wiele. Ich wstrząsające relacje do dziś trudno jest czytać i ze spokojem komentować. Lizak podsumowywał walki z maja 1982 r.: „późniejszy przebieg wypadków w Szczecinie w stosunku do tego buntu majowego, był dla mnie, jako obserwatora nie z zewnątrz, ale od wewnątrz, mocno niesatysfakcjonujący. Bo ja się spodziewałem, że ten wysoki diapazon takiego publicznego oporu przeciwko stanowi wojennemu utrzyma się nieco dłużej. To był chyba taki szczytowy punkt, takiej odmowy uznania stanu wojennego za prawomocny, nie w sensie prawnym ale w sensie do zaakceptowania”. Niemniej w Szczecinie nie był to koniec walki między podziemiem solidarnościowym a milicją. Kolejne starcie miało miejsce w sierpniu 1982 r.

Sebastian Ligarski

Represje

W oficjalnych statystykach milicyjnych zapisano, że „w wyniku podjętych działań władze zatrzymały w dniach od 3 do 5 maja łącznie 679 osób, z tego:

• 3 maja – 249

• 4 maja – 272

• 5 maja – 158

Spośród zatrzymanych było:

• 336 robotników

• 118 niepracujących

• 117 uczniów

• 48 pracowników umysłowych

• 45 studentów

• 14 zatrudnionych w sektorze prywatnym

• 1 rolnik”.

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA