Piątek, 22 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Były stoczniowiec uhonorowany

Data publikacji: 19 grudnia 2019 r. 11:43
Ostatnia aktualizacja: 20 grudnia 2019 r. 21:15
Były stoczniowiec uhonorowany
Edward Solarewicz uhonorowany Krzyżem Wolności Solidarności. Fot. Ryszard PAKIESER  

Edward Solarewicz, dawny pracownik Stoczni Szczecińskiej, podczas stanu wojennego zajmował się przygotowywaniem niezależnego wydawnictwa poświęconego tematyce morskiej i stoczniowej – ,,Ster – Głos Stoczni Podziemnych”. Za tę działalność został aresztowany i skazany, a później zmuszony przez władze PRL do opuszczenia kraju. Od ponad 30 lat mieszka w Kalifornii. Niedawno gościł w Szczecinie, gdzie odebrał Krzyż Wolności i Solidarności.

Ze Szczecinem związał się w 1965 roku.

– Moim marzeniem było pływanie na morzu, ale okazało się, że budowałem statki – opowiada. E. Solarewicz.

W latach 1965-70 uczęszczał do Technikum Budowy Okrętów w Szczecinie. Trenował też boks – w Błękitnych Stargard i Pogoni Szczecin. Jako junior w Błękitnych był nawet mistrzem okręgu. Po technikum od razu trafił do Stoczni Szczecińskiej, ale na bardzo krótko, bo po trzech miesiącach dostał powołanie do marynarki wojennej.

– Na radarach obserwowałem morze z punktu w Dziwnowie – wspomina. – Później wróciłem do stoczni. Pracowałem jako elektryk i narzędziowiec. W późnych latach 70. związałem się z ruchem podziemnym. Zbierałem różne informacje i puszczałem to w stocznię.

„Ster” drukowano u niego w mieszkaniu.

– Byłem też autorem tekstów – mówi. – W kilka osób pisaliśmy i produkowaliśmy to wydawnictwo. Wszyscy byliśmy pracownikami stoczni.

Pan Edward w Stoczni Szczecińskiej pracował do połowy 1982 roku – 19 lipca został aresztowany. Przebywał w Areszcie Śledczym w Szczecinie i w Zakładzie Karnym w Goleniowie. Wyrokiem Wojskowego Sądu Garnizonowego w Szczecinie został skazany na karę siedmiu miesięcy więzienia.

– Dostałem bardzo mocną sugestię, aby wyjechać z Polski – zaznacza. – I tak, 6 września 1983 roku znalazłem się w Stanach Zjednoczonych. Wyjechałem z rodziną: żoną i dwójką dzieci. Powodem była moja działalność opozycyjna. Bałem się, że w kraju spotkam na ulicy ludzi współpracujących ze mną, a władze ich przechwycą. Sponsorem mojego wyjazdu była czeska organizacja. Podczas rozmów z konsulem w Warszawie w pewnym momencie padło pytanie, dokąd chciałbym pojechać. Powiedziałem, że to nie jest ważne, ale dużo słyszałem o Kalifornii i chyba to przeważyło… Wcześniej był krótki pobyt w Niemczech, w obozie przejściowym. Polskę opuściłem na promie „Pomerania”, płynąc ze Świnoujścia do Travemünde, była nawet malutka manifestacja „Solidarności”. Przed wylotem do Stanów odbyłem ostatnią rozmowę w ambasadzie amerykańskiej we Frankfurcie nad Menem. Tam też zostawiłem cały pakiet egzemplarzy „Steru”. Dwa dni później byłem z rodziną w samolocie.

Dostał tzw. bilet w jedną stronę.

– Jeszcze przed wyjazdem z Polski były próby zdyskredytowania tego, co robię, bo gdy na komendzie wręczano mi paszport, usłyszałem: „Co, jedziesz garnki tłuc u Niemców?” – relacjonuje. – Ja nie chwaliłem się tym, dokąd jadę, ale wtedy nie wytrzymałem i powiedziałem, że nie będę żadnych garnków tłuc, tylko wujek Ronnie mnie zaprosił.

W USA musiał sam sobie radzić. Pracował w swoim zawodzie, najpierw pięć lat dla firmy elektronicznej, zajmującej się m.in. różnego rodzaju zabezpieczeniami.

– Zainteresowany byłem głównie tym, żeby się nauczyć, jak prowadzić biznes – podkreśla.

Udało się i miał później swoją firmę zajmującą się alarmami. Dziś już jest na emeryturze.

Gdy opuszczali Polskę, dzieci miały 11 i 10 lat. W USA urodziła się jeszcze córka.

– Ze względu na moją działalność, dzieci w szkole w Szczecinie zaczęły być dyskryminowane, nagle z najlepszych uczniów stały się złymi – dodaje. – W USA pokończyły dobre szkoły: syn Akademię Sztuk Pięknych w San Francisco, a druga w kolejności córka – prawo w Georgetown.

Już do wolnej Polski przyjechał po raz pierwszy w 1992 roku, był w Szczecinie, w Warszawie.

– Nawiązałem współpracę z rządem Jana Olszewskiego – opowiada. – Ówczesny minister obrony Jan Parys poprosił mnie o przygotowanie pewnego projektu związanego z zabezpieczeniem wschodniej granicy Polski. Sześć miesięcy nad tym pracowałem, już leciałem z propozycją, gdy w Amsterdamie dowiedziałem się, że rząd Olszewskiego jest zdejmowany. Smutne to było. Po paru miesiącach dostałem odpowiedź, że mój projekt nie może być przyjęty.

Niedawno pan Edward gościł w Szczecinie i 26 listopada odebrał Krzyż Wolności i Solidarności. Znalazł się w gronie ponad 40 działaczy opozycji antykomunistycznej z lat 1956-1989, których w ten sposób uhonorowano. Te państwowe odznaczenia, nadane przez prezydenta RP Andrzeja Dudę, wręczył Jarosław Szarek, prezes Instytutu Pamięci Narodowej, podczas uroczystej gali w Technoparku Pomerania.

– Przy okazji przyjechałem też odebrać nowe dokumenty – paszport, prawo jazdy i dowód osobisty, bo okazało się, że stare się przeterminowały – dodaje E. Solarewicz.

Jak mówi, dostał emeryturę z Polski, ale nie wie, czy wróci na stałe. Jest bowiem także bardzo związany z Kostaryką, gdzie trochę zainwestował w ziemię.

W Szczecinie spotkał się z dawnymi znajomymi, m.in. z radcą prawnym Eugeniuszem Szymalą, który w procesie sześciu osób w Wojskowym Sądzie Garnizonowym w marcu 1983 r. bronił innego stoczniowca – Józefa Wasilewskiego (głównego oskarżonego), skazanego na półtora roku bezwzględnego pozbawienia wolności. Pan Józef, uczestnik strajków w Stoczni Szczecińskiej w 1980 i 1981 r., też otrzymał Krzyż Wolności Solidarności.

(ek)

Fot. Ryszard Pakieser


 

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

Eugeniusz Szymala, radca prawny, były obrońca wojskowy
2019-12-20 21:07:07
Dopiero w dniu dzisiejszym (20.12.2019 r.) zapoznałem się z wpisem podważającym postawę tego stoczniowego „Gościa”. Zabieram głos z uwagi na to, że w procesie sądowym przed sądem wojskowym obejmującym również m.in. Edwarda Solarewicza (sygn. akt Sg.W. 5/83, Pg.Śl.II 327/82) broniłem głównego oskarżonego „Wasyla” (jak go określała wówczas SB) - Józefa Wasilewskiego. Porządkując już swoje życiowe sprawy (wiek obecnie 78 lat) akta obrończe przekazałem już w dniu 4 sierpnia 2017 r. Oddziałowemu Archiwum IPN w Szczecinie, w związku z czym nie mogę już odwołać się do swoich zapisków. Autora wpisu odsyłam jednak do portalu 13grudnia81.pl, gdzie pod nazwiskiem, czy to Edwarda Solarewicza, czy to Józefa Wasilewskiego znajdzie opis zarzucanych im czynów. Pan Edward Solarewicz (miał w tym procesie innego obrońcę) był oskarżony o przestępstwo z art. 48 ust. 3 dekretu o stanie wojennym, tj. o to, że "W okresie od lipca do 18 sierpnia 1982 r. w Szczecinie wspólnie i w porozumieniu z Marią Masacz i innymi osobami w celu wywołania niepokoju publicznego i rozruchów sporządzał za pomocą druku nielegalne wydawnictwa o nazwie "Ster-Głos Stoczni Podziemnych", zawierające fałszywe wiadomości mogące wywołać niepokój publiczny lub rozruchy." Za to też został skazany, a uprzednio aresztowany i karę odsiedział. Jarosław Kaczyński też o ogłoszeniu stanu wojennego nie słyszał i nie wiedział, wygrzewając się u mamusi pod pierzyną, nawet nie został internowany. Ten „Ster-Głos Stoczni Podziemnych” był jednak bezspornie sporządzany i na terenie stoczni kolportowany.
Hmm
2019-12-19 23:27:15
A dlaczego nie zostal Gosciu Zwolniony ze Stoczni zaraz po Pacyfikacji Stoczni tj. od dnia 19.12.1981 roku... jesli juz od poznych lat 70-ch zwiazal sie z podziemiem i tym papierowym Sterem ?/? Czyzby SB-cja i to "przegapila" ?? A pracujac kilkanascie lat w Stoczni... i Strajkujac w Stanie Wojennym do dnia 18.12.1981 wlacznie, Osobiscie zadnego "papierowegeo Steru" nie widzialem i nie slyszalem - poza tym prawdziwym Sterem w Sterowkach roznych Okretow i Statkow ktore budowalismy !! Tak ze...
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA