Sobota, 23 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Groźne morskie żywioły

Data publikacji: 22 października 2015 r. 12:14
Ostatnia aktualizacja: 22 października 2015 r. 12:14
Groźne morskie żywioły
 

Październik zapisał się dwoma poważnymi tragediami na morzach. W katastrofie amerykańskiego kontenerowca "El Faro" zginęły 33 osoby, w tym pięciu Polaków. Zatonięcie wycieczkowego statku na Morzu Czarnym kosztowało życie 12 pasażerów. W obu przypadkach mieliśmy do czynienia z rozszalałymi morskimi żywiołami, ale swój udział w katastrofach mogły mieć też błędy ludzkie.

To była najtragiczniejsza katastrofa amerykańskiego kontenerowca w ostatnim 30-leciu. Statek „El Faro” płynął z Jacksonville na Florydzie do San Juan na Portoryko z ładunkiem kontenerów i samochodów. Jego załogę stanowiło 28 Amerykanów. Na pokładzie była też pięcioosobowa polska ekipa, która miała przygotować maszynownię do zaplanowanego remontu.

Tragedia w centrum huraganu 

Gdy „El Faro” wychodził w morze 29 września wiadomo było, że będzie musiał zmagać się ze zwykłą w tych rejonach tropikalną burzą Joaquin. Pojawiły się jednak też ostrzeżenia meteorologiczne o tym, że wkrótce może się ona przekształcić w o wiele groźniejsze zjawisko pogodowe. Tak też się stało i kilka dni później „El Faro” znalazł się w centrum potężnego huraganu czwartej kategorii w pięciostopniowej skali Saffira-Simpsona. Wiatr wiał z szybkością dochodzącą do 240 kilometrów na godz., a fale sięgały 15 metrów. Ostatni kontakt radiowy ze statkiem udało się nawiązać w czwartek 1 października. Załoga alarmowała wtedy, że jednostka ma 15-procentowy przechył, nabiera wody i nie działają na niej silniki. To właśnie ich awaria miała spowodować, że kontenerowiec nie był w stanie ominąć huraganu.

Amerykańska Straż Przybrzeżna uznała jednostkę za zaginioną i rozpoczęła akcję ratowniczą. Utrudniały ją skrajnie trudne warunki atmosferyczne. Na morzu udało się odnaleźć tylko zwłoki jednego z marynarzy, kontener, koło ratunkowe, pustą szalupę i inne szczątki z wyposażenia kontenerowca. Po kilku dniach bezowocnych poszukiwań służby uznały, że statek zatonął i niedługo potem zakończono akcję ratowniczą. Żywioł pochłonął życie 33 osób.

Kolejna morska katastrofa wywołana złymi warunkami atmosferycznymi miała miejsce w ostatnią sobotę na Morzu Czarnym. Podczas silnego sztormu około kilometra od brzegu w pobliżu miasta Białogród na południu Ukrainy przewrócił się i zatonął statek pasażerski. Jednostka była przeciążona, a na jej pokładzie brakowało kamizelek ratunkowych. W katastrofie zginęło 12 pasażerów wycieczkowca, a 20 osób trafiło do szpitala. Niestety kolejny raz okazało się, że żywioły są najgroźniejsze, gdy towarzyszą im błędy i zaniedbania ludzi.

Najlepiej ominąć zagrożenie

Z trudnymi warunkami pogodowymi regularnie zmagają się pływające po oceanach świata statki Polskiej Żeglugi Morskiej. Zdaniem Krzysztofa Gogola, doradcy dyrektora naczelnego PŻM, w ekstremalnych sytuacjach obowiązują jasno określone reguły. 
- Kapitan na bieżąco śledzi komunikaty meteorologiczne i jeżeli wie, że na trasie jego statku jest huragan, to stara się go ominąć, zrobić obejście. To oczywiście wydłuża trasę statku, ale jest bezpieczniejsze. Inną sprawą jest, że tak gwałtowne zjawiska pogodowe są w pewnym stopniu nieobliczalne i wiatry potrafią gwałtownie zmieniać swój kierunek. Nasze statki są jednak tak zbudowane i przygotowane, że są w stanie wytrzymać każde warunki pogodowe – zapewnia doradca.

Trochę inaczej wygląda sytuacja w portach znajdujących się w rejonach narażonych na uderzenia huraganów. Zdarza się tam, że w obliczu nadciągającej nawały statki są wysyłane na kotwicowiska. Na otwartym morzu jest bezpieczniej, gdyż jednostki zyskują możliwości aktywnego zmagania się z żywiołem. Taką praktykę stosuje się np. w Nowym Orleanie., mieście, które w 2005 r. zostało zatopione w wyniku uderzenia huraganu Katrina.

Wiek ma znaczenie

Wśród pośrednich przyczyn katastrofy „El Faro” wskazuje się też wiek statku. Rodzina jednego z członków załogi, ocenia, że 40-letnia jednostka nie była zdolna do bezpiecznej żeglugi i w ogóle nie powinna wypłynąć w rejs. Z tego powodu domaga się ona od armatora wysokiego odszkodowania – 100 milionów dolarów. O wystąpieniu z podobnymi roszczeniami finansowymi myślą też rodziny innych ofiar katastrofy z USA i Polski.

Zdaniem Krzysztofa Gogola, 40-letni statek jest już rzeczywiście wiekowy. - Światowy kryzys spowodował, że obniżył się średni wiek statków, gdyż starsze jednostki zostały wycofane z rynku. W przypadku np. masowców jednostki 20-letnie są już uznawane za stare i ich armatorzy mają problemy ze znalezieniem ładunków. Obowiązuje tu generalna zasada, że im starszy statek, tym bardziej jest narażony na ryzyko pęknięć czy innych uszkodzeń kadłuba. Podobnie dzieje się zresztą z maszyną, która z czasem staje się coraz bardziej awaryjna. To tak jak z samochodem – im starszy, tym częściej się psuje – ocenia doradca

Statystyczna poprawa

Niestety nic nie wskazuje na to, żeby wraz z postępem technologicznym czy odmłodzeniem wieku statków, katastrof na morzu spowodowanych przez żywioły udało się całkowicie uniknąć. Nie ma co do tego złudzeń m.in. Europejska Agencja ds. Bezpieczeństwa na Morzu. "Transport dużych ładunków i dużej liczby pasażerów drogą morską jest niebezpieczną działalnością, nawet przy wykorzystaniu najnowszych technologii. W niedalekiej przeszłości setki obywateli UE straciły życie w katastrofach promów (Estonia, Herald of Free Enterprise oraz Express Samina). Tysiące uległy obrażeniom lub straciły rodzinę lub przyjaciół na morzu. Ryzyko jest jeszcze większe dla osób,które pracują na statkach. Marynarze są często narażeni na ryzyko śmierci lub obrażeń" - podkreśla Agencja w swoich materiałach informacyjnych.

Pocieszające jest jednak to, że wypadkowe statystyki w ostatnich latach poprawiają się. Według danych skupiającej armatorów masowców organizacji Intercargo, w latach 90. średnio w ciągu roku na morzach świata ginęło 74 marynarzy pływających na tego typu jednostkach. W pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku ta tragiczna średnia spadła już do 49 osób. W kolejnych trzech latach zmniejszyła się do 21 ofiar rocznie, co oznacza bardzo wyraźną poprawę. Miejmy nadzieje, że w kolejnych latach uda się utrzymać ten spadkowy trend. ©℗  

Marcin Kubera

Mimo postępu technologicznego, morski żywioł jest wciąż śmiertelnie groźny

Fot. Buonasera (commons.wikimedia.org)

 

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA