Zamarznięty kanał portowy w Świnoujściu to jeden z ulubionych celów miejscowych fotografów. Gromadzące się między brzegami zwały lodu pobudzają także wyobraźnię dziennikarzy. Czy promy dadzą sobie radę? Czy zima sparaliżuje komunikację między wyspami? Nawet najdrobniejsze opóźnienie promu to materiał na artykuł. Ale dzisiejsze zimy są wyjątkowe łagodne w porównaniu z tymi, które nawiedzały Świnoujście przed setkami lat. Niewesoło było także w latach 60. i 70.
Spacerkiem do Skandynawii
Najstarsze wzmianki o straszliwych zimach pochodzą z 1323 roku. O żywiole, który nawiedził nasz region, wspomina kilku kronikarzy. Zima była bardzo długa, bo śnieg zaczął padać w październiku i utrzymywał się aż do kwietnia następnego roku. Niskie temperatury skuły lodem wody Bałtyku. Kronikarz o nazwisku Kantzow pisze, że wyspa Uznam została połączona z Danią olbrzymią masą lodu. Pokrywa była tak gruba, że można było przejść po niej z jednego lądu na drugi bez obawy, że lód się załamie. Między Uznamem a Danią jeżdżono saniami, konno lub wozami. A te wyładowane były towarami po same brzegi! Zapiski wspominają m.in. o ważącym kilkaset kilogramów kamieniu młyńskim, który przebył w ten sposób Bałtyk. Po drodze były przystanki. Jeden z rysunków pokazuje namioty postawione na Bałtyku. Pełniły one rolę karczmy dla podróżników.
Klęska 1600 roku
Prawdziwa klęska dotknęła jednak nasze Wybrzeże niecałe 300 lat później. Kronikarze piszą o zimie, która trwała do końca czerwca 1601 roku, a jej skutki odczuwano jeszcze w kolejnych latach. Była ona związana z eksplozją peruwiańskiego wulkanu. Wyrzucone w powietrze tony pyłu i siarki przyczyniły się do klęski, która dotknęła także mieszkańców z drugiego krańca ziemi. Przez gęste chmury nie przebijały się promienie słońca, zanikała wegetacja roślin, a życie ludzi zamieniło się w prawdziwe lodowe piekło. W zapiskach znajdujemy informację o kurczących się zapasach żywności oraz mrozach tak silnych, że zamarzało nawet mszalne wino. To była straszliwa klęska, którą jednak ludzkość przetrwała. Przetrwali i mieszkańcy nadbałtyckiego Świnoujścia.
Ujście Świny skute lodem
Zimy stulecia, które paraliżowały życie portowych miast, pamiętają nasi ojcowie i dziadkowie. Nawiedzały one Świnoujście w latach 60. i 70. Temperatury spadały nawet do –36 stopni Celsjusza, a oprócz komunikacji zamierała energetyka i przemysł. Pracownicy Żeglugi Świnoujskiej dobrze pamiętają okresy, gdy kanał skuwał gruby lód.
– Przed „Bielikami” między wyspami pływały promy „Uznam”, „Wolin” i „Mielin”. Statek parowy „SS Świnoujście” z dwoma śrubami na rufie kruszył lód na kanale. Czasami pomagały holowniki i wojsko. W 1977 roku jeden z „Karsiborów” nie mógł przebić się przez lód i cztery godziny stał na środku kanału. W końcu zawrócił z powrotem do brzegu – opowiadają „Kurierowi” pracownicy Żeglugi Świnoujście.
Srogie zimy wracały do miasta także później. Byli uczniowie Szkoły Podstawowej nr 2 na Warszowie dobrze pamiętają jeden z wyjątkowo mroźnych i śnieżnych dni przed około ćwierćwieczem. W kanale było tyle lodu, że promy nie mogły przepłynąć, a ludzie nie dotarli tego dnia do pracy.
– Większość nauczycieli mieszkała na lewobrzeżu i gdy ranem, przedzierając się przez sięgający do pasa śnieg, dotarliśmy do szkoły, usłyszeliśmy od woźnej, że lekcji nie ma, bo promy z nauczycielami nie dotarły. Ale byliśmy wtedy szczęśliwi. Był dzień wolny od nauki w środku tygodnia – opowiadają absolwenci warszowskiej „dwójki”. ©℗
Bartosz TURLEJSKI
Na zdjęciu: W tym roku zima była łagodna. O spacerze między wyspami Uznam i Wolin od wielu lat nie ma już mowy.
Fot. Archiwum Muzeum Obrony Wybrzeża