Piątek, 22 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Ledóchowski obok Maciejewicza

Data publikacji: 23 czerwca 2016 r. 12:08
Ostatnia aktualizacja: 23 czerwca 2016 r. 12:35
Ledóchowski obok Maciejewicza
 

Kolejny człowiek morza i wybitna postać, legendarny kapitan żeglugi wielkiej Antoni Ledóchowski został upamiętniony w Centrum Kultury Europejskiej „Stara Rzeźnia” na szczecińskiej Łasztowni. Podczas tegorocznych Dni Morza odsłonięto jego portret – umieszczony w Mesie Kapitańskiej obok wizerunku kpt. ż.w. Konstantego Maciejewicza, z którym się przyjaźnił.

– Był to człowiek wielkiej precyzji myśli i słowa – mówił kpt. ż.w. Józef Gawłowicz w laudacji na cześć A. Ledóchowskiego, zaznaczając, że z kapitanem Maciejewiczem bardzo się różnili pod względem osobowości.

Odsłonięcia portretu dokonał kpt. ż.w. Wincenty Ledóchowski, syn Antoniego. Asystowali uczniowie ze Szkoły Podstawowej nr 37 w Szczecinie. Jej patronem jest właśnie kapitan Antoni Ledóchowski. Później jego postać została przybliżona przez Ludmiłę Kopycińską, miejską przewodniczkę, która w zeszłym roku w tym samym miejscu opowiadała o kapitanie Maciejewiczu.

– Moim pragnieniem było przywrócenie pamięci o tych dwóch kapitanach – podkreśliła.

Przypomniała, że korzenie rodu Ledóchowskich sięgają XV wieku. W Rzeczypospolitej Obojga Narodów Ledóchowskich uznano za wybitnych Polaków, a pod zaborami byli również bardzo znani w Austrii. Dzisiaj mieszkają również we Francji, Anglii, Niemczech, na Ukrainie, w RPA i w Abu Dhabi.

– W 1800 roku ten niezwykły ród otrzymał godność hrabiowską – kontynuowała pani Ludmiła. – Zaliczany do najlepszej polskiej arystokracji, zasłużony dla kraju. Wywodzi się z niego wiele znakomitych postaci, m.in. posłów na Sejm, generałów, duchownych, powstańców. Jak wspomina syn Wincenty, Antoni Ledóchowski był bardzo skromnym człowiekiem i nigdy nie podkreślał swojego arystokratycznego pochodzenia.

Kapitan żeglugi wielkiej Antoni Ledóchowski, nazywany przez wychowanków Tosiem, był jednym z pierwszych polskich oficerów marynarki wojennej i handlowej, wykładowcą szkół morskich w Tczewie, Gdyni i Szczecinie, wychowawcą rzeszy oficerów nawigatorów floty handlowej.

Urodził się 9 czerwca 1895 r. na Morawach. Był absolwentem elitarnego liceum jezuickiego w Chyrowie (tego samego, które ukończył Eugeniusz Kwiatkowski), a w 1913 r. wstąpił do austro-węgierskiej Oficerskiej Szkoły Marynarki Wojennej CK Austrii w Puli, którą ukończył już po wybuchu I wojny światowej. Służył na hulkach „Feuerspeier” i „Custozza”, pływał na torpedowcach i krążowniku „Seida”. W 1918 r. otrzymał awans na porucznika na pancerniku „Prinz Eugen”. Już w wolnej Polsce został zweryfikowany jako porucznik marynarki, a następnie kapitan polskiej marynarki wojennej w stanie spoczynku.

Był jednym z twórców i organizatorów pierwszej polskiej uczelni morskiej w Tczewie. Wykładał tam astronomię i nawigację. Brał też udział w rejsach szkoleniowych na żaglowcu „Lwów”. Pracę rozpoczął jednak od tworzenia polskiego słownictwa nautycznego. Został autorem wielu podręczników. Tłumaczenia z niemieckiego i skrypty kapitana Ledóchowskiego były podstawą szkolenia młodych nawigatorów floty wojennej i handlowej II RP.

W 1930 r. przeniósł się z rodziną do Gdyni, prowadząc wykłady (poza astronomią i nawigacją) także z zakresu matematyki i fizyki. Pełnił funkcję profesora – kierownika Wydziału Nawigacyjnego. Podczas II wojny światowej został aresztowany i trafił do obozu koncentracyjnego Stutthof. Dzięki heroicznym staraniom żony Matyldy zwolniono go. Już w kwietniu 1945 roku wraz z kpt. ż. w. Konstantym Maciejewiczem przejęli gmachy Państwowej Szkoły Morskiej w Gdyni. Kapitan Maciejewicz został dyrektorem, a Ledóchowski zajął się Wydziałem Nawigacyjnym. Dwa lata później wydział ten przeniesiono do Szczecina. Tu obu kapitanom powierzono misję utworzenia szkoły morskiej.

Jednym z pierwszych problemów, z jakim musiał się zmierzyć kpt. Ledóchowski, było żądanie wydawnictwa, aby kolejne edycje jego książek były upartyjnione. Nie godził się na to. W 1953 r. zlikwidowano Państwową Szkołę Morską w Szczecinie. Wykładowców zwolniono, nie proponując kapitanowi Ledóchowskiemu żadnej innej pracy. Obwołano go wówczas wrogiem klasowym. Musiał opuścić mieszkanie profesorskie, zaczęły się kłopoty finansowe. Jego pochodzenie i życiorys nie pasowały do ówczesnego systemu. Kapitan – wychowawca i nauczyciel oficerów nawigatorów w polskiej flocie handlowej – nie dostał prawa do pływania. Dopiero pod koniec 1953 r. pozwolono mu się zatrudnić w Urzędzie Morskim, gdzie został… kierownikiem motorówki inspekcyjnej. Kontrolował stan oznakowania toru wodnego na Zalewie Szczecińskim. Jak wspomina jego syn Mieczysław, dopóki „Tosio” pływał na motorówce, tradycją Szczecina stało się pozdrawianie „łupinki” dźwiękami syren oceanicznych statków podążających do portu nadzorowanym przez kapitana szlakiem. Tylko tak jego uczniowie mogli oddać mu należne hołdy.

Po październikowej odwilży w 1956 r. trafił do Działu Korekty Map Urzędu Morskiego, a Ministerstwo Żeglugi wyznaczyło go na delegata ministra i skierowało do pracy w Komisji Weryfikacyjnej Marynarzy i Rybaków Dalekomorskich. Według syna Wincentego, otrzymał początkowo propozycję objęcia teki ministra żeglugi, którą odrzucił. W 1957 r. zwolnił się z Urzędu Morskiego i mając prawo do pływania, od 1958 r. pracował w Polskiej Żegludze Morskiej. Początkowo pływał jako oficer, a następnie na stanowisku kapitana. Później znów były szykany. Pływał do 1962 r. Wtedy to powstała Państwowa Szkoła Rybołówstwa Morskiego. Powrócił w niej do ulubionego zajęcia wykładowcy. Uczył astronawigacji. W roku 1969 odszedł na emeryturę, ale jeszcze wykładał na kursach kapitańskich, pracował w komisjach egzaminacyjnych. Brał udział w sympozjach i konsultacjach.

Odszedł na wieczną wachtę 22 sierpnia 1972 r. 
Pochowano go w Alei Zasłużonych Cmentarza Centralnego. Mimo usilnych starań, ówczesne władze nie wyraziły zgody na pogrzeb z udziałem księdza. Miejsce wiecznego spoczynku kapitana wybrano wbrew woli jego rodziny. Żegnający go kapitan Konstanty Maciejewicz wypomniał przyjacielowi, że jako młodszy powinien oddać mu pierwszeństwo w odejściu na wieczną wachtę. Dwa miesiące później sam spoczął w sąsiedniej mogile. Krzyże, umieszczane przez rodziny na nagrobkach obu kapitanów, były w czasach PRL ciągle usuwane.

W lutym 1972 r. podniesiono banderę na szkolnym statku m/s „Kapitan Ledóchowski”. Postać kapitana doczekała się monografii pt. „Kapitan Żeglugi Wielkiej Antoni Halka-Ledóchowski, Dziadek”, a napisał ją Franciszek Semer. Pojawia się też we wspomnieniach wielu wilków morskich. Jego imię noszą planetaria akademii morskich, ulice w Szczecinie i Gdyni. Patronuje też SP nr 37 w Szczecinie.

Na spotkanie w Starej Rzeźni przybyło wielu zainteresowanych, wśród nich spora grupa wychowanków kapitana. Na koniec stanęli do wspólnego pamiątkowego zdjęcia. Wspominali słynne powiedzenia kpt. Ledóchowskiego i anegdoty z czasów studenckich. Kapitan Edward Nastalczyk przyniósł indeks z jego podpisem i podręcznik do astronawigacji autorstwa A. Ledóchowskiego.

Kapitan ż.w. Zbigniew Sak dziękował pani Ludmile za przygotowanie spotkań o obu postaciach.

– Wpajali nam patriotyzm, szacunek i miłość do biało-czerwonej bandery – mówił. – Obaj kapitanowie kochali morze, swój zawód, byli dumni ze swoich wychowanków, byli dla nas wzorcem. To prawdziwe ikony. W uczelni morskiej tradycje powinny stanowić część edukacji.

Szkoda, że na spotkaniach poświęconych legendarnym kapitanom nie pojawiają się dzisiejsi studenci Akademii Morskiej.

Tekst i fot. Elżbieta KUBOWSKA

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA