Piraci zmniejszyli wprawdzie swoją aktywność w rejonie Somalii, ale stali się za to groźniejsi w innych rejonach świata, zwłaszcza w Zatoce Gwinejskiej. Armatorom życie utrudnia też wysyp morskich imigrantów, który zmusza statki do podejmowania kłopotliwych akcji ratowniczych na Morzu Śródziemnym.
Głównym zagrożeniem dla handlowych statków na morzach od wielu lat są piraci. Szczególnie głośno było o nich w pierwszym dziesięcioleciu XXI w., kiedy na masową skalę porywali statki w rejonie Somalii i Morza Czerwonego, a następnie wymuszali okupy od ich armatorów.
Piraci jak grzyby po deszczu
O tym niezwykle niebezpiecznym procederze w tej części świata ostatnio jest trochę ciszej, gdyż został on ograniczony dzięki środkom bezpieczeństwa zastosowanym przez armatorów. Standardem stało się okrętowanie na jednostkach dobrze uzbrojonej ochrony, która schodzi ze statku dopiero po opuszczeniu niebezpiecznych wód, np. w Omanie, Kanale Sueskim, czy Kanale Mozambickim. Taka strategia przynosi dobre efekty, gdyż z reguły piraci doskonale orientują się, które statki mają ochronę i unikają ryzykownego starcia.
Piraci znaleźli sobie za to inne regiony świata, w których poczynają sobie coraz śmielej. Tak dzieje się m.in. w Zatoce Gwinejskiej, gdzie działa wiele platform wiertniczych. Morscy rabusie atakują i porywają tam statki przewożące ropę, jej produkty oraz różnego rodzaju zaopatrzenie dla platform. Wymuszają też okup od zasobnych naftowych koncernów. Niestety zakładników traktują w bardziej brutalny sposób niż piraci w okolicach Somalii, więc życie i zdrowie członków porwanych załóg jest mocno zagrożone.
Ominąć zagrożenie
Kolejny niebezpieczny rejon świata to wody w okolicach Malezji, gdzie znajduje się wiele wysp i cieśnin. Na spore ryzyko ataku są tu narażone zwłaszcza nieduże statki, na których burty łatwo jest wejść napastnikom z łodzi. Do rabunkowych napadów dochodzi też na redach w pobliżu wybrzeży Ameryki Południowej i Środkowej oraz różnych rejonów Afryki i Azji.
Na wszystkie te zagrożenia narażone są także pływające po wodach całego świata statki Polskiej Żeglugi Morskiej. Szczęśliwie udaje im się unikać naprawdę niebezpiecznych sytuacji.
- Mamy politykę omijania rejonów szczególnie narażonych na ataki pirackie – wyjaśnia kpt. ż.w. Leszek Kłoda, kierownik Działu Zarządzania Bezpieczeństwem Statków i Ochrony PŻM. - Nasze statki w ogóle nie wpływają do Zatoki Gwinejskiej. Ze względu na zagrożenie Ebolą omijamy też porty Afryki Zachodniej. Do Azji statki pływają dookoła Afryki. Jeśli złomujemy statki i musimy przepłynąć nimi przez Morze Czerwone, zawsze mamy na pokładzie uzbrojoną grupę.
Imigranci na horyzoncie
Nie tylko z piractwem na morzu muszą zmagać się armatorzy. W ostatnich latach wielką tragedią humanitarna, ale także poważnym problemem żeglugi, stał się masowy exodus nielegalnych imigrantów przeprawiających się z Afryki i Bliskiego Wschodu do Europy przez Morze Śródziemne. Uciekinierzy najczęściej pochodzą z Libii, Tunezji czy krajów Bliskiego Wschodu, zwłaszcza ogarniętej wojną domową Syrii.
Parające się przemytem ludzi grupy za nielegalną podróż przez morze każą sobie słono płacić. Pokazuje to przykład 359 uciekinierów, którzy zostali odnalezieni u włoskiego wybrzeża na statku „Ezadeen”. W sumie zapłacili oni organizatorom rejsu prawie 3 mln dolarów. Imigranci ze statku „Blue Sky M”, których prawie 800 w grudniu zeszłego roku przyjęto we Włoszech, mówili o haraczu wynoszącym średnio ok. 5 tys. USD od osoby.
W sumie w 2014 r. na Morzu Śródziemnym przejęto ok. 200 tys. imigrantów. Niestety podróż przez często niespokojne i zwodnicze wody Morza Śródziemnego zwykle odbywa się na przepełnionych ludźmi kutrach rybackich, starych statkach handlowych czy nawet większych łodziach, które nie spełniają praktycznie żadnych warunków bezpiecznej żeglugi. W związku z tym na morzu dochodzi do tragedii. Często z pomocą przychodzą statki handlowe. Z danych organizacji International Chamber of Shipping (ICS) wynika, że w 2014 roku na Morzu Śródziemnym średnio dwa statki handlowe dziennie niosły pomoc nielegalnym imigrantom. Zgodnie z prawem morskim, ale też i kierując się względami humanitarnymi, przyjmują one na swoje pokłady duże grupy nielegalnych imigrantów.
- Statki mają w takich sytuacjach obowiązek udzielenia pomocy. Biorą imigrantów na pokład, a później mają problem, gdyż kraje przybrzeżne często nie chcą ich przyjmować. Ostatecznie przejmują ich głównie statki włoskie, ale powoduje to zejście z trasy, opóźnienia i konieczność wytłumaczenia się przed kontrahentem – wyjaśnia Leszek Kłoda.
Jego zdaniem problemu nie da się łatwo rozwiązać.
- Niestety ci ludzie nie mają gdzie uciekać, gdyż na południu znajduje się ogromna pustynia. Pozostaje im tylko droga morska na północ. Dopóki nie zmieni się sytuacja społeczno-polityczna w tej części świata, nic się nie zmieni – ocenia kapitan.
Marcin Kubera
Fot. Sara Prestianni/noborder network (Wikipedia)
Na zdjęciu: Nielegalni imigranci przybywają m.in. na włoską wyspę Lampedusa.