Pan Eugeniusz Kędzierski to postać niebywale ważna dla naszego regionu. Przez 30 lat kierował dużymi zakładami pracy w naszym regionie i miał olbrzymi wpływ na jego rozwój po II wojnie światowej. To obecnie również jeden z najstarszych ludzi mieszkających w Międzyzdrojach. Ma 96 lat. Z panem Eugeniuszem rozmawialiśmy o Przedsiębiorstwie Połowów Dalekomorskich i Usług Rybackich „Odra” w Świnoujściu, które współtworzył.
Losy w sam raz na powieść
Losy Pana Eugeniusza Kędzierskiego mogłyby być materiałem na książkę. Na świat przyszedł w 1918 roku w obozie pracy dla kobiet pod Smoleńskiem. Mama Eugeniusza została wywieziona w głąb Rosji będąc jeszcze w ciąży.
- Polska była pod zaborami. Ojciec nie chciał wstąpić do ich wojska. Poszedł do Wojska Polskiego. Ludzie donieśli Rosjanom. Przyszli do domu rodziców i powiedzieli, że skoro nie ma ojca, to wezmą mamę. Wywieźli ją w głąb Rosji. Urodziłem się jako niewolnik rosyjski narodowości polskiej - opowiada pan Eugeniusz.
Gdy w Rosji upadał carat i do władzy doszli komuniści, w wojsku nastąpiło rozluźnienie. W obozach ludzie nie mieli co jeść. Mama Eugeniusza uciekła. Wróciła do Polski i do męża. Rodzice wychowali pana Eugeniusza w patriotycznym duchu. Podczas II wojny światowej w Brześciu dostał się do niemieckiej niewoli, z której został wyswobodzony z końcem wojny. Po powrocie do kraju skończył wyższe studia na wydziale prawa i administracji na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jak trafił do Świnoujścia?
- W połowie 1951 roku w moim mieszkaniu w Szczecinie odwiedził mnie Jerzy Krowicki, zastępca dyrektora do spraw pracowniczych Przedsiębiorstwa Połowów Dalekomorskich Dalmor w Gdyni. Zaproponował mi stanowisko kierownika ds. służby pracowniczej w Bazie Rybackiej w Świnoujściu. Propozycję przyjąłem - wspomina pan E. Kędzierski.
Odra w zamyśle
Wtedy nie było jeszcze nazwy „Odra”. Zaczęło się od pomysłu w Ministerstwie Żeglugi, że skoro jest morze i woda, to przydałoby się coś w tym miejscu wybudować. Powołano Dyrekcję Budowy Bazy Rybackiej.
Rysowali kolejne projekty, żeby wrzucić je do kosza. Wciąż coś poprawiali. Z czasem narodziła się koncepcja. Sama budowa przebiegała sprawnie. Wraz z przedsiębiorstwem powstawało miasto. Dla pracowników odbudowywano domy, tworzono szkoły i placówki kulturalne. Miasto rozwijało się po obu stronach Świny. Wszyscy ci, którzy pracowali w bazie rybackiej podkreślają, że Odra zbudowała Świnoujście. Z sentymentem nazywają przedsiębiorstwo „Matką Odrą”.
Pan E. Kędzierski w swoich wspomnieniach zanotował, że do 1953 roku wybudowano m.in. tor wodny od kanału łączącego bazę rybacką z morzem, wykonano nabrzeża wyładunkowe do hali produkcyjnej i przystani promowej, wielopiętrowy budynek chłodni i zamrażalni. Wybudowano też budynek administracyjny zwany “bosmanatem”, w którym umieszczono Dyrekcję Bazy Rybackiej oraz najpotrzebniejsze działy, utworzono pamiętny Dom Rybaka, zorganizowano bazę transportową, magazyn i warsztat opakowań, zorganizowano zakład produkcji i naprawy sieci rybackich oraz inne obiekty, które służyły innym przedsiębiorstwom: np. CPN, nową przystań promową po obu stronach kanału i Przedsiębiorstwo Handlowe „Baltona”.
Ściągnąć ludzi do Świnoujścia
Ogromnym problemem były jednak sprawy kadrowe. Właśnie za nie odpowiadał E. Kędzierski. - Nie było ludzi. W Świnoujściu i gminie Wolin była tylko garstka pracowników, wcześniej wywiezionych na roboty do Niemiec, jeńcy wojenni, którzy pochodzili z terenów przyłączonych do Związku Radzieckiego oraz osadnicy wojskowi, którzy zdobywali te tereny, często ranni i nie wyleczeni do końca - tłumaczy E. Kędzierski.
Statki Dalmoru przywoziły ogromne ilości ryb a rąk do pracy brakowało. Nie dwudziestu osób, ale dwóch tysięcy!
- Pojechałem do Warszawy - wspomina. - Tam też trudno było przekonać ludzi w ministerstwie. Zwróciłem się do Państwowej Komisji Planowania Gospodarczego, do ministra Franciszka Blinowskiego, który cierpliwie mnie wysłuchał. To za jego sprawą wydano zezwolenie na werbunek pracowników dla bazy rybackiej w województwach bydgoskim, białostockim i lubelskim w 15-18 powiatach.
To było niezwykłe osiągnięcie. Werbunek przebiegł sprawnie. Kolejni ludzie trafiali do Świnoujścia. - Dziś dzieci i wnuki tych pracowników uważają się za rdzennych mieszkańców Świnoujścia i niewiele wiedzą o swoich dziadkach - pisze w swoich wspomnianych E. Kędzierski.
Najtrudniej było znaleźć pracowników, którzy mogliby pracować na morzu. Chodziło o wymagania lekarskie i same trudy związane z pracą rybaka. Tutaj udało się pozyskać żołnierzy zwalnianych do rezerwy. Z kolei kadrę inżyniersko-techniczną, administracyjną i ekonomiczną E. Kędzierski pozyskiwał na uczelniach wyższych. Wszyscy mieli zapewniane dobre warunki. W najlepszym okresie „Odra” zatrudniała kilka tysięcy osób (ostrożne szacunki mówią o 6 tysiącach). Takiego miejsca już Świnoujście pewnie się nie doczeka. Nietrudno też zrozumieć sentyment, jakim dawni pracownicy darzą „Matkę Odrę”.
Ocalić od zapomnienia
Z Odrą pan Eugeniusz rozstał się w przykrych okolicznościach, w wyniku konfliktu z kierownikiem Zakładu Ochrony. Zresztą nie wszystkie zmiany jakie zachodziły w przedsiębiorstwie mu się podobały…
Dzisiaj Odra już nie istnieje. Niedawno ostatni budynek firmy wykupiła od syndyka jedna ze świnoujskich spółek. Biurowiec czeka rozbiórka, ale ocaleje logo ustawione na placu przed nim. Zostanie też odrestaurowane. Jak tłumaczą pomysłodawcy inicjatywy, chodzi o to, żeby upamiętnić upadłe przedsiębiorstwo, które było tak ważne do Świnoujścia.
Tekst i fot. Bartosz TURLEJSKI
Na zdjęciu: Pan Eugeniusz Kędzierski w swoim domu w Międzyzdrojach, gdzie mieszka wraz z żoną. Jeden wieczór to za mało, żeby mógł opowiedzieć wszystkie swoje losy...