Piątek, 22 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Potop naszych czasów

Data publikacji: 23 marca 2017 r. 13:10
Ostatnia aktualizacja: 23 marca 2017 r. 13:10
Potop naszych czasów
Fot. http://www.elitedivingagency.com  

Morskie fale zalewają nadbrzeżne miasta. Pod powierzchnią oceanów znikają całe wyspy, a coraz silniejsze cofki powodują powodzie w głębi lądu. Taka czarna wizja zdaniem części naukowców może spełnić się jeszcze w tym stuleciu, jeśli dojdzie do silnego wzrostu poziomu morskich wód.

Ostrzeżenie przed wzrostem poziomu oceanów wydała m.in. NASA. Zdaniem Narodowej Agencji Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej do 2100 r. poziom mórz może podnieść się od 0,3 do 1,2 metra. Z jej wyliczeń wynika, że od 1880 r. wzrósł on o ok. 20 centymetrów, ale za sprawą globalnego ocieplenia proces ten może teraz gwałtownie przyspieszyć. Oceany wchłaniają bowiem 90 proc. ciepła generowanego w tym procesie, a wraz z rosnącą temperaturą woda zwiększa swoją objętość.

Lodowa powódź

Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze topienie się lodowców. Wbrew potocznym wyobrażeniom niewielkie znaczenie mają tu masy lodu unoszące się na powierzchni oceanów, które już w tej chwili wypierają tyle wody, ile same ważą. Prawdziwe zagrożenie stwarzają tu lodowce znajdujące się na lądzie, gdyż spływająca z nich woda dodatkowo zasila oceany. Symulacje pokazują, że gdyby stopiły się wszystkie lody na Grenlandii, poziom morskiej wody wzrósłby o 7 metrów. Jeśli podobny proces nastąpiłby na Antarktydzie Zachodniej, mielibyśmy do czynienia z 65-metrowym przyborem jej poziomu. Na szczęście są to symulacje czysto teoretyczne i ich spełnienia nie zakładają nawet najbardziej pesymistyczne prognozy. Pokazują one jednak, że stopnienie nawet niewielkiej części lądowego lodu może znacząco podnieść poziom mórz.

Trochę niższą od NASA skalę podnoszenia się oceanów przewidują modele opracowane przez Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC). Zdaniem tej organizacji, do końca XXI wieku trzeba liczyć się ze wzrostem wynoszącym od 20 do 70 centymetrów. Bierze ona jednak pod uwagę tylko termiczną rozszerzalność wody i nie uwzględnia topnienia lodowców.

Według innych prognoz, na koniec wieku będziemy mieli do czynienia ze wzrostem średniej temperatury na Ziemi o 3-4 stopnie C, co przełoży się na podniesienie poziomu morza o dwa metry. Wbrew pozorom, jeśli przyjrzeć się klimatowi na naszej planecie w dłuższej perspektywie, nie będzie w tym nic niezwykłego. Trzy miliony lat temu był on o 2-3 stopnie C cieplejszy niż obecnie, a poziom mórz znajdował się aż o 25 metrów wyżej niż obecnie. Zaskakujące może być jedynie tempo tych zmian.

Miasta pod wodą

Jakie będą skutki przewidywanego wzrostu poziomu mórz? Na wielu nisko położonych obszarach przybrzeżnych trzeba liczyć się z powodziami, zwłaszcza podczas sztormów. Na mapie zagrożeń znalazły się tereny na wszystkich kontynentach. Wyższy poziom Bałtyku sprawiłby, że znacznie groźniejsze niż obecnie stałyby się np. tzw. cofki, czyli wlewanie się pod wpływem wiatru morskich wód do Zalewu Szczecińskiego. Ich efektem jest spiętrzenie wód zbiornika i wpadającej do niego Odry, co grozi powodzią na okolicznych terenach. Znacznie poważniejsze mogłyby być też sztormowe zniszczenia naszych brzegów morskich.

Ostatnio międzynarodowy zespół naukowców z włoskiego Instytutu Geofizyki i Wulkanologii oraz kilku uniwersytetów wydał bardzo poważne ostrzeżenie dla światowej perły architektury – Wenecji. Według jego prognoz, do 2100 r. na skutek podniesienia się poziomu Morza Śródziemnego o 140 centymetrów zostanie ona całkowicie zalana. Co gorsza podobny los spotkałby wtedy szereg miast położonych nad Adriatykiem – od Triestu po Rawennę. Zagrożone byłyby też inne nadbrzeżne skupiska ludności w Europie, w której aż 86 mln osób (19 proc. populacji) mieszka w odległości mniejszej niż 10 kilometrów od morskiego brzegu. W przypadku samych Włoch odsetek ten jest znacznie wyższy, gdyż wynosi 75 proc.

Znikające wyspy

Na całym świecie znajdują się obszary, których mieszkańcy mogą mieć jeszcze więcej powodów do niepokojów związanych z tym niebezpiecznym zjawiskiem. Część oceanicznych wysp koralowych zagrożona jest bowiem nie tylko podtopieniami, ale realne jest nawet ich całkowite zniknięcie. Może stać się tak, gdyż zwykle mają one niewielką powierzchnię i nieznacznie wystają tylko ponad powierzchnię wody. W takiej sytuacji są m.in. mieszkańcy wyspiarskich państw na Oceanie Spokojnym: Kiribati, Vanuatu, Wysp Marshalla oraz Tuvalu. Wchodząca w skład tego ostatniego kraju wyspa Tegua została kilka lat temu opuszczona przez mieszkańców, gdyż gnana przez tropikalne cyklony woda zaczęła zalewać pola i domy. Częściowa ewakuacja, zwykle do Nowej Zelandii i Australii, rozpoczęła się także na kilku innych zagrożonych zalaniem wyspach. Pomimo starań robionych przez wyspiarskie rządy, na razie nikt nie chce się jednak zgodzić na odtworzenie w przyszłości zrębów ich państwowości na swoim terenie.

Wyższy poziom morza będzie miał też wpływ na zasoby słodkiej wody na świecie. Morska woda łatwiej będzie się bowiem mieszać ze słodką w rzekach, co ograniczy jej zasoby wykorzystywane nie tylko do picia, ale także do nawadniania upraw i hodowli zwierząt.

Obrona przed żywiołem

Przed morzem można skutecznie chronić ląd, co pokazuje chociażby przykład niewielkiej Holandii, której dużą część stanowią tereny wydarte morzu, często położone poniżej jego poziomu. Po wielkiej powodzi, która nawiedziła kraj na początku lat 50. XX wieku, rozpoczęła się tam budowa nowoczesnego systemu zabezpieczeń przed wodami morskimi nazwanego Projekt Delta. W jego ramach do lat 80. powstał system zapór i wałów, które skutecznie chronią kraj przed atakami żywiołu. Całym skomplikowanym systemem obrony przed wysokim poziomem rzek i morza zawiaduje specjalnie powołane ministerstwo. Holenderskie doświadczenia można wykorzystywać w innych rejonach świata, ale przy znaczącym wzroście poziomu morza mogą one okazać się niewystarczające, zwłaszcza tam, gdzie ochronić trzeba by wielokilometrowe, płaskie wybrzeże.

Najbardziej oczywistą obroną przed gwałtownym wzrostem poziomu morza wydaje się zapobieganie niekorzystnym zmianom klimatycznym. Służące temu działania napotkają jednak na spory opór części państw i jak dotychczas nie udało się wprowadzić do końca żadnych z postulowanych przez naukowców rozwiązań. Z drugiej strony część środowiska naukowego kwestionuje wyniki wskazujące na wpływ działalności człowieka na globalne ocieplenie i mówi o znacznie większym udziale naturalnych czynników. Przywoływane są tu m.in. dane klimatyczne z prehistorii ziemi, w której dochodziło do okresów znacznego ocieplania i ochładzania się klimatu bez udziału gatunku ludzkiego oczywiście. Niektórzy uważają nawet, że ostatnie zmiany klimatyczne są tylko przygrywką do czekającego nas kolejnego okresu zlodowacenia.

W całej sprawie jest więc spora doza niepewności, ale wizja wysp oraz nadmorskich terenów i miast zalewanych przez morskie fale wciąż niepokojąco działa na wyobraźnię.

Marcin KUBERA

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA