Piątek, 22 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Przesądy na morzu

Data publikacji: 22 lipca 2021 r. 12:04
Ostatnia aktualizacja: 22 lipca 2021 r. 12:04
Przesądy na morzu
Dźwięk dzwonu okrętowego miał odstraszać wszelkiego rodzaju duchy i demony morskie. Fot. Elżbieta KUBOWSKA  

Skąd się wzięły przesądy i w co wierzyli przez stulecia żeglarze i marynarze? Czy dzisiaj ludzie morza są przesądni? O tym można było usłyszeć na spotkaniu w Centrum Kultury Euroregionu Stara Rzeźnia w Szczecinie pod koniec czerwca br. Prelekcję na temat morskich przesądów wygłosiła Ludmiła Kopycińska, od ponad 30 lat przewodnik miejski, ale też były wieloletni pracownik szczecińskiego portu. Pani Ludmiła zaczynała karierę zawodową w eksploatacji floty pomocniczej, a później zajmowała się marketingiem w ówczesnym Zarządzie Portu Szczecin-Świnoujście SA. Gospodarka morska leży jej na sercu do dzisiaj. Na spotkaniach zawsze powtarza: „Port jest mój i nikt mi go nie odbierze…”.

– Pamiętam, że gdy pracowałam w eksploatacji floty Transoceanu i organizowałam odprawę graniczno-celną, w przypadku jednego z kapitanów musiałam ją wyznaczać na godzinę „zerową”, bo nie było sposobu, żeby w piątek wyszedł swoim statkiem z portu w Szczecinie – wspominała pani Ludmiła. – Zresztą nie on jeden.

Ludzie morza za feralny dzień uważali piątek, ale też 13. danego miesiąca. Przesądów wśród marynarzy i żeglarzy było mnóstwo, zwłaszcza w dawnych czasach.

Pierwsze jednostki pływające były nieduże, a ich wyposażenie nawigacyjne znacznie odbiegające od dzisiejszego.

– To zderzenie malutkiej jednostki z ogromem wody na morzach i oceanach, z żywiołem i bezkresem wód, ze sztormami i zjawiskami w odczuciu ludzi niezrozumiałymi rodziło określone lęki, a jeszcze wyobraźnia podpowiadała rozmaite możliwe zdarzenia – podkreślała prelegentka. – To wszystko wynikało z nieznajomości zjawisk otaczających człowieka będącego sam na sam z morzem i wiatrem. Fenicjanie byli pierwszymi, za sprawą których tworzyły się pewne mity i legendy. Minęły tysiące lat, dzisiaj człowiek jest w zupełnie innym miejscu, jeśli chodzi o technikę, technologię, rozwój. Mamy za sobą lata doświadczeń. Jednak w człowieku zostało coś takiego, że może nie zechcieć wyjść z portu statkiem w piątek…

Morskie stwory

Ludmiła Kopycińska zaznaczyła, że pierwsze opowieści o strasznych zjawiskach zaczęły się wizualizować. Rozprzestrzeniły się w świecie ludzi pływających legendy o morskich potworach i demonach, z którymi śmiałym podróżnikom przyszło się spotkać w dalekich wyprawach. Prelegentka zaprezentowała rysunki przedstawiające stwory przybierające postać kałamarnic, diabłów morskich, ryb przyssawek czy węży morskich.

W średniowieczu pojawił się też klabautermann (klabaternik), czyli duszek opiekuńczy statku.

– Pokazywał się na pokładzie tylko kapitanowi i kiedy zbliżała się jakaś trudna i nieciekawa sytuacja na morzu, wdrapywał się na jeden z masztów – opowiadała L. Kopycińska. – Dopóki było go widać na szczycie masztu, dopóty załoga mogła mieć pewność, że statek z tej trudnej sytuacji wybrnie, a marynarze ocaleją.

Do legendarnych stworów morskich należał tzw. kraken. To monstrum przypominające kałamarnicę, ale z ramionami mierzącymi kilkanaście metrów i tułowiem o średnicy 20 metrów.

– Żeglarze brali tego potwora za niebywale groźnego – mówiła prelegentka. – Miał skórę na tułowiu przypominającą piaszczysty brzeg i nabierali się na to: lądowali na krakenie, urządzali ogniska, a ten próbował się zemścić. Te legendy funkcjonowały do XVII, XVIII wieku.

Kolejnym przykładem były syreny, czyli istoty, które kusiły marynarzy urodą i głosem. W mitologii greckiej przedstawiano je jako półkobiety, półptaki. Później, jak i w mitologii rzymskiej, miały postać półkobiety i półryby. Syreni głos sprowadzał nieszczęścia.

Pech i szczęście

W pewnym okresie wśród marynarzy i żeglarzy krążył popularny przesąd o Jonaszu, czyli osobie przynoszącej pecha.

Uważano też, że obecność kobiet na statku przynosi rzekomo nieszczęście załodze i samemu statkowi. Tłumaczy się to tym, że statek utożsamiano z kobietą. Anglicy określają go „ona” (she). Dawniej statkom nadawano imiona żeńskie. Sądzono, że mogą być zazdrosne o inne kobiety i okazać swój gniew. Wiele się jednak zmieniło pod tym względem. Obecnie kobiety nie tylko podróżują statkami, lecz także pełnią na nich funkcje zawodowe, z kapitańską włącznie.

Sporo przesądów dotyczyło zwierząt na pokładzie.

– Pająków na statku się nie zabijało, bo to przynosiło pecha – przypomniała L. Kopycińska. – Ptaki miały przynosić marynarzom szczęście, na żaglowcach często spotykano papugi. Dużą estymą darzy się na przykład jaskółki.

Według kapitana żeglugi wielkiej Wiktora Czappa, szczególną opieką, a nawet rzec można kultem, cieszą się wśród żeglarzy i marynarzy śnieżnobiałe ptaki – albatrosy. Istnieje bowiem wiara, że w ptakach tych zamieszkują dusze zmarłych na morzu marynarzy.

Ulubieńcami ludzi morza są także delfiny.

Na statkach można było ponadto spotkać psy i koty.

– Gdy praktykowałem zawód marynarski na szkolnym żaglowcu „Dar Pomorza”, był na pokładzie kot, który nawiasem mówiąc urodził się na „Darze” – wspominał kapitan Czapp. – Przez dłuższy czas do załogi „Daru” należał też pies Misiek. Ciągnął razem z uczniami liny. Uczniowie zakładali mu kołnierz marynarski, a Misiek stawał razem z nimi w szeregu na zbiórkach. Przez długie lata był członkiem załogi „Daru”, aż wreszcie ze starości musiał zejść na ląd.

Istniał też przesąd o wyrzucaniu za burtę nowych butów (koniecznie przez lewe ramię) w celu uspokojenia długotrwałego sztormu i wzburzonego morza. Z kolei stare wyrzucano za burtę, aby wywołać wiatr, a dotyczyło to szczególnie statków żaglowych czy jachtów.

– Kapitan Konstanty Maciejewicz miał taki zwyczaj, że przed wyjściem w rejs szedł ukradkiem na rufę „Daru Pomorza” i wrzucał do wody garść monet – dodała L. Kopycińska.

Niegdyś gwizdanie na pokładzie statku, szczególnie żaglowego w czasie sztormowej pogody, uchodziło za poważne przewinienie, a gwiżdżącego surowo karano. Wskazane było natomiast gwizdanie wtedy, gdy wiatru nie było. Wierzono bowiem, iż tym sposobem się go wywoła. Etyka marynarska do dnia dzisiejszego zabrania gwizdania na pokładzie, dopuszcza się jedynie sygnały wykonywane gwizdkiem służbowym.

– W czasie rejsu niewskazane jest spożywanie alkoholu – podkreśliła prelegentka. – W dawnych czasach spożywano, ale nie należało się trącać kieliszkami, gdyż dźwięk szkła zwiastował nieszczęście.

Za to dźwięk dzwonu okrętowego miał odstraszać wszelkiego rodzaju duchy i demony morskie.

– W czasie rejsu nie powinno się obcinać paznokci – wymieniała kolejne przykłady przesądów pani Ludmiła. – Niczego dobrego nie wróżyło spotkanie na lądzie przez marynarza kobiety z pustym wiadrem.

Jak zaznaczyła, ogromne znaczenie miały dla marynarzy tatuaże. Były swego rodzaju talizmanami chroniącymi przed złymi mocami i niebezpieczeństwami na morzu.

* * *

Gdy na spotkaniu w Starej Rzeźni prelegentka pytała obecnych ludzi morza, czy są przesądni, odpowiedź była negatywna.

Niegdyś opowiadanie wstrząsających historii o potworach morskich z pewnością wypełniało żeglarzom i marynarzom wolny czas w długich podróżach, działając na ich wyobraźnię. Niekiedy takimi historiami straszono początkujących ludzi morza lub pasażerów.

– Mimo postępu wiedzy i techniki w dalszym ciągu marynarze straszą się wzajemnie, żeglując w tak zwanym Trójkącie Bermudzkim – zauważył kapitan Czapp.

Jego zdaniem, mimo wielkiego postępu w technice, elektronice, która szerokim frontem wkroczyła do eksploatacji statku, należy jednak pielęgnować poszanowanie morskich tradycji i zwyczajów wypracowanych przez pokolenia ludzi morza. ©℗

(KM)

Partnerzy Kuriera Morskiego

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

sierotka
2024-09-13 17:20:33
Wszystkie te legendy,przesądy,opowiadania,mity przez wieki powtarzane stały się przestrogą dla pływających zawodowo.Tak na wszelki wypadek strzeżonego Pan Bóg strzeże.Jak ma się coś stać to i technologia nie pomoże. A jakie emocje wywołują,życie nie jest przez to jałowe.
Skandynaw
2021-07-25 02:36:44
To jeszcze jeden przesad. Na statku wszystkie liny, weze, kable, przewody musza byc zwiniete zgodnie ze wskazowkami zegara. Bardzo dawno temu myslalem ze Anglik mnie zabije, ze po przcy przedluzacz zle zwinalem. To przynosi pecha.
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA