Rozmowa z Henryką Palusińską, prezes Wolińskiego Stowarzyszenia Rybaków
– W poprzedniej perspektywie unijnej rybacy nie byli chyba przekonani do możliwości udziału w Programie Operacyjnym PO RYBY 2007-2013?
– Na pewno nie wszyscy. To było nowe, nieznane. Z takimi programami spotkali się po raz pierwszy w życiu, stąd ta rezerwa. Ale z czasem, gdy zaczęli się do nich przekonywać, zauważać, że mogą im bardzo pomóc, to ich nastawienie zdecydowanie zmieniło się na pozytywne. Teraz już nikt chyba nie ma wątpliwości, że programy skierowane do rybaków łowiących na Bałtyku i na Zalewie Szczecińskim przynoszą ewidentne korzyści, zarówno dla nich samych, jak i dla ochrony i odbudowy populacji ryb w tych akwenach.
– Rybaków na pewno wystraszyły wówczas procedury, wypełnianie wniosków i dokumentacja. To było dla nich trudne.
– Nie tylko dla nich. Wszyscy się tego uczyliśmy. Ale mogliśmy też liczyć na pomoc pracowników Departamentu Rybołówstwa Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej i innych instytucji, którzy cierpliwie wyjaśniali nam, na czym polegają te programy i w jakim zakresie można z nich skorzystać. Nie ukrywam, że ta pomoc w poprzedniej perspektywie była rybakom naprawdę bardzo potrzebna. Teraz, w tej obecnej perspektywie na lata 2014-2020 jest już zdecydowanie łatwiej, a pomaga w tym zdobyte wcześniej doświadczenie i dobra współpraca ze wszystkimi instytucjami wdrażającymi program.
– Zatrzymajmy się jeszcze na poprzedniej perspektywie unijnej, na lata 2007-2013. To był czas wielkich zmian w rybołówstwie, który można nazwać wręcz rewolucją. Zgadza się pani z tą opinią?
– To prawda. Zmiany, które się dokonały, były naprawdę na wielką skalę, ale moim zdaniem, były po prostu potrzebne – z wielu powodów. Chodziło w nich przede wszystkim o dostosowanie tej gałęzi gospodarki do standardów unijnych, a to oznaczało nie tylko rewolucję sprzętową, która w znacznym stopniu wpłynęła na kulturę pracy i na ilość oraz jakość ryb docierających do klienta, ale także na populację ryb i jej ochronę.
– Na czym konkretnie polegała ta wielka zmiana?
– W ramach Programu PO RYBY 2007-2013 realizowane było działanie Wspólne dla Rybaków. Dzięki uzyskanym z niego środkom unijnym rybactwo na Pomorzu Zachodnim wzbogaciło się o nowoczesny sprzęt: chłodnie, samochody do przewozu ryb w dobrych warunkach sanitarnych, wytwórnie lodu, mobilne kontenerowe schludne i dobrze wyposażone sklepy do sprzedaży ryb, mobilne wędzarnie i smażalnie w miejscowościach turystycznych, takich jak np. Międzyzdroje czy Świnoujście, Rewal. Doposażono też obiekty gospodarcze w rybackich portach. To była wielka zmiana, która obaliła skutecznie funkcjonujący jeszcze do niedawna mit, że rybak złowi ryby i sprzeda je byle gdzie za niewielką cenę, w niezbyt higienicznych i estetycznych warunkach. Teraz wszystko odbywa się zgodnie z unijnymi normami, w sposób cywilizowany, a towarzyszy temu wspomniana już inna, wyższa kultura pracy. Ten, nazwijmy to „łańcuch pokarmowy”, który zaczyna się od połowu ryb na łowiskach, a kończy u klienta, został zdecydowanie wzmocniony. Dodam jeszcze, że właściciele łodzi i kutrów mieli możliwość zakupu nowych i przede wszystkim ekologicznych silników z 60-procentową stopą zwrotu.
– W poprzedniej perspektywie była także możliwość likwidacji łodzi i kutrów rybackich łowiących na Bałtyku i Zalewie Szczecińskim.
– Rzeczywiście, sporo łodzi wtedy zlikwidowano, a ich właściciele otrzymali za nie odpowiednią rekompensatę finansową. U nas też to miało miejsce. Teraz na łowiska z Wolina wypływa 13 łodzi.
– Ale już nie z terenu dawnego portu, usytuowanego naprzeciw „osady wikingów”, która jest jedną z największych atrakcji Wolina, tylko z czterech małych porcików…
– To prawda. A związane to było z decyzjami władz i z innymi projektami unijnymi, dotyczącymi między innymi wdrażania szlaku żeglarskiego i konieczności budowy mariny. Te przenosiny wynikały z uczestnictwa naszej gminy w tych projektach.
– Czy zgadza się pani z opinią, że jednym z poważniejszych problemów rybaków i armatorów jest brak stabilizacji, co dotyczy nie tylko portów, ale także łowisk?
– Trudno się z tym nie zgodzić, bo tak rzeczywiście jest. Oczywiście, nie wszędzie, ale wielu rybakom marzy się coś na kształt „przypisania do ziemi”. Chodzi tu o to, że czuliby się pewnie, gdyby byli właścicielami portów bądź długoletnimi dzierżawcami. Czy pan wie, że przy składaniu wniosków w ramach PO RYBY i obecnym Rybactwo i Morze 2014-2020 niezbędnym załącznikiem jest tytuł do dysponowania działką lub długoletnią dzierżawą? Jeżeli chodzi o łowiska, to one się kurczą, a powody tego są wielorakie, np. inwestycje (pogłębianie torów wodnych, urządzenia przemysłowe), powiększanie obszarów Natura 2000, budowa farm wiatrowych, rurociągów – np. Nord Stream. Na Zalewie Szczecińskim planowana jest budowa dwóch sztucznych wysp o łącznej powierzchni 352 hektarów na obecnie eksploatowanych przez rybaków łowiskach. Jeżeli powstaną, to także ograniczą możliwości połowowe. Inwestycja ta jest prowadzona w ramach pogłębiania toru wodnego Świnoujście–Szczecin do głębokości 12,5 m.
– W 2009 roku powstało Wolińskie Stowarzyszenie Rybaków, którym wraz z kolegami z zarządu pani kieruje. Początki były skromne, ale teraz działacie już pełną parą…
– Po to jesteśmy, żeby działać, a nie tylko istnieć. I pewnie dlatego przybyło nam wielu członków. Obecnie jest nas w stowarzyszeniu 90 aktywnych rybaków i armatorów. Uczestnictwo, co chcę podkreślić, jest dobrowolne. Zrzeszamy, poza rybakami z Wolina, również kolegów z portów Zalewu Szczecińskiego i Kamieńskiego, a także z większych portów rybackich – od Świnoujścia począwszy, a na Mrzeżynie kończąc. Współpracujemy, a nie konkurujemy z podobnym stowarzyszeniem z Trzebieży i rybakami łowiącymi na jeziorze Dąbie. W wielu sprawach dotyczących rybołówstwa występujemy razem i nawet przygotowujemy wspólnie wnioski. Jeżeli użył pan określenia pełną parą, to ja powiem, że poszliśmy na pełną współpracę i bardzo ją sobie chwalimy.
– Wiem, że chcecie korzystać z kolejnych możliwości, które daje kolejna perspektywa unijna na lata 2014-2020.
– Nie tylko chcemy, ale już to robimy. W końcu marca tego roku złożyliśmy kolejny wniosek do realizacji w ramach programu „Rybactwo i morze” 2014-2020 działanie 1.4 „Ochrona i Odbudowa Różnorodności Biologicznej i Ekosystemów Morskich”. Tak to brzmi, a już bardzo konkretnie: chcemy uczestniczyć w priorytetowym działaniu pod nazwą „Zbieranie utraconych narzędzi połowowych i odpadów morskich”. Działanie to polega na wyszukiwaniu i wyławianiu pozostałości narzędzi połowowych, a także innych odpadów morskich. Nasz wniosek dotyczy łodzi o długości do 12 metrów. Mogę poinformować, że nasz wniosek jest już na liście ogólnopolskiego rankingu wniosków prowadzonego przez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Ale do tej realizacji jest jeszcze długa droga, bo na pewno będą różne uwagi, sugestie i zalecenia, którym będziemy musieli sprostać.
– Jak pani zdaniem wyglądałoby rybołówstwo bez unijnych programów?
– Nie wiem, trudno mi to sobie nawet wyobrazić, bo jestem realistką…
– Dziękuję bardzo za rozmowę.
Rozmawiał Marek OSAJDA