Piątek, 22 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Twarzą do morza

Data publikacji: 21 stycznia 2016 r. 12:01
Ostatnia aktualizacja: 21 stycznia 2016 r. 12:35
Twarzą do morza
Janusz i Danuta Frączakowie to utytułowani żeglarze (na koncie mają m.in. Morski Puchar Polski), a pasją do żagli zarazili już własne dzieci oraz wielu innych, młodych ludzi. W UKS Keja trenują tzw. ligę maluchów.  

Twarzą do morza - to tytuł corocznego spotkania, które odbywa się w Galerii ART. w Świnoujściu. Urszula Kapusta rozmawiała z ludźmi morza związanymi ze Świnoujściem i nie tylko. Wielokrotnie przewijała się kwestia odpowiedzialności, z jaką wiąże się żeglowanie. - Morze to nie przelewki! - podkreślali żeglarze biorący udział w wydarzeniu.

Góry są jednak trochę jak morze…
Organizatorem wydarzenia było Towarzystwo Przyjaciół Świnoujścia. Wiersze własne i swojego syna, oczywiście te związane z morzem, czytała Maja Piórska. Z kolei zaproszeni ludzie morza opowiadali o swoich wyprawach, przygodach oraz dzielili się refleksjami dotyczącymi życia na wodzie. Jako pierwszy o swoich doświadczeniach opowiadał Fred Żurawski, fotograf, taternik i oczywiście żeglarz. Czy góry mają jakiś związek z morzem? Zdaniem F. Żurawskiego można znaleźć podobieństwa. 
- Góry są tak samo piękne jak morze. Przy każdej pogodzie wyglądają całkowicie inaczej. Nawet chodząc w te same rejony z aparatem można zrobić sto tysięcy różnych zdjęć. A poza tym góry tak samo jak żeglarstwo wymagają samodyscypliny, ograniczeń i świadomości niebezpieczeństw, które czyhają - mówił F. Żurawski. 
Dwa lata spędzone na kontrakcie w Islandii to niesamowita przygoda. Są rejony w Islandii, które można porównać z widokami na Marsie. Czerwień, pomarańcz, brąz, czekolada…
- Coś pięknego - mówił F. Żurawski - Marzyłem, żeby zobaczyć gejzery, zorzę i błękitną lagunę. Ta ostatnia to twór nieco sztuczny. Na półwyspie Reykjanes istnieje elektrownia, która po przepracowaniu wyrzuca wodę na zewnątrz. Ponieważ jest ona gorąca, zmineralizowana i posiada właściwości lecznicze, to wokół powstał kompleks z hotelem, pływalnią itd. Pada śnieg, huczy wiatr, a ty wylegujesz się w gorącej wodzie. Świetna sprawa - zapewniał.


„Idźcie lepiej robić zdjęcia na plaży!”
Podczas spotkania z Fredem Żurawskim nie mogło zabraknąć także rozmów na temat zespołu Dzieci Wuja Freda, który zdobywał nagrody na Wiatraku, czy wystawy „Vanitas” robioną przed laty z Zofią Chlebowską. Były anegdoty związane z historią Świnoujścia.
- To były lata 80. Dwoje ludzi robiących zdjęcia na ulicach stanowiło sensację. Przy ul. Sienkiewicza robiliśmy zdjęcia przepięknej willi w starym stylu, gdy wybiegli żołnierze. Okazało się, że budynek sąsiadował z Wojskową Służbą Wewnętrzną. Zosia przyjęła to ze spokojem, bo działała już w strukturach podziemnych i aresztowanie to był dla niej pryszcz. Zarekwirowali nam sprzętu i dręczyli przez półtorej godziny. Pytali „kto?, dlaczego? w jakim celu?” itd. Po wszystkim ja miałem dosyć, ale Zosia była zdeterminowana - opowiadał F. Żurawski.
Fotografom przeszkodzono jeszcze dwukrotnie. Raz gdy fotografowali stary hotel Bałtyk (mieszczący się wówczas mniej więcej vis a vis nieistniejącej już przeprawy promowej z Filutkami), a później, gdy chcieli uwiecznić kamieniczki przy ul. Hołdu Pruskiego. Przy wybrzeżu interweniował pracownik Filutka, a przy ul. Hołdu Pruskiego interweniowały dwie zdenerwowane kobiety. 
- Uważały, że jeżeli chcemy robić zdjęcia, to powinniśmy je wykonywać nad morzem. Były przekonane, że chcemy przesłać fotografie do Niemiec, żeby pokazać Świnoujście jako ruinę. Dzisiaj już nie ma takiej gotowości do interwencji. Ktoś zostawi w jakimś miejscu np. torbę i nikt się tym nie zainteresuje - mówił F. Żurawski. 
Zdjęcia wzbogaciły jednak wystawę i pozostają w archiwach Muzeum Rybołówstwa Morskiego. - Sądzę, że takie zdjęcia mogą dłużej wytrzymać niż fotografie przechowywane na dyskach i tego typu nośnikach - mówił F. Żurawski.

Ludzie, którzy pływają „od zawsze”
Janusz i Danuta Frączakowie to utytułowani żeglarze (na koncie mają m.in. Morski Puchar Polski), a pasją do żagli zarazili już własne dzieci oraz wielu innych, młodych ludzi. W UKS Keja trenują tzw. ligę maluchów. Na spotkaniu opowiadali o trwającym kilkanaście dni rejsie z Norwegii do Świnoujścia. Mieszkają w Przytorze i jak sami mówią, razem pływają „od zawsze”. Opowiedzieli także co nieco o początkach swoich wspólnych wypraw…
- Podczas naszego pierwszego rejsu mój mąż, wówczas jeszcze chłopak, zrobił wywrotkę mniej więcej naprzeciwko latarni. To była wczesnowiosenna kąpiel. Dopiero po fakcie spytał mnie, czy potrafię pływać - wspominała pani Danuta.
O swoich początkach opowiadał także Jan Walczak, który żegluje już od 60 lat. Pierwszy wpis w książeczce żeglarskiej pochodzi z 21 kwietnia 1955 roku. A w ogóle pierwszych doświadczeń z życiem na wodzie doświadczył w związku z… powodzią w rodzinnym Koninie. 
- To był 1948 lub 1949 rok. Całe miasteczko znalazło się pod wodą. Otrzymaliśmy wspaniały sprzęt, nawet rowery wodne. Nie było jednak żadnego teoretycznego wstępu. Trzeba było pokonywać spore odległości. Ale powódź się skończyła i trzeba było sprzęt zwrócić. Czyli - fajnie było, ale się skończyło - wspominał.

Trzeba pamiętać o szacunku do morza
Komandor Jacht Klubu Marynarki Wojennej „Kotwica” Roman Nogalski zdradził plany dotyczące klubu. Obecnie Kotwica podlega pod Gdynię, ale żeglarze ze Świnoujścia planują być samodzielnym klubem. Przekonywał także o konieczności wspierania żeglarstwa i morskiej edukacji młodzieży. Jego słowa stanowiły dobry wstęp do kolejnego wystąpienia. Na koniec spotkania wysłuchaliśmy bowiem relacji Macieja Krzeptowskiego, prawnuka słynnego Sabały, doktora nauk biologicznych, podróżnika, z rejsu do Narviku. To opisywana przez nas wcześniej w „Kurierze” wyprawa na jachcie „Stary”, w którym uczestniczyło 39 osób, w tym 23 uczniów szczecińskich szkół. W trakcie relacji Waldemar Buczyński, kapitan Żeglugi Wielkiej i samorządowiec ze Świnoujścia wspomniał słowa swoich kapitanów, że morze należy szanować, bo weryfikuje ono każdą głupotę. M. Krzeptowski zgodził się z tym stwierdzeniem. - Oczywiście. Konieczny jest szacunek do morza i tego, czym dysponuje przyroda. Pokora jest potrzebna, ale należy robić swoje. To jest strach, ale strach konstruktywny - mówił M. Krzeptowski. ©℗

Tekst i fot. Bartosz TURLEJSKI

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA