Piątek, 22 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

W „Gryfii” idzie ku dobremu

Data publikacji: 2022-10-20 10:45
Ostatnia aktualizacja: 2022-10-20 12:32
Nowy budynek socjalny dla pracowników „Gryfii” Fot. Elżbieta KUBOWSKA  

Rozmowa z Krzysztofem Zarembą, prezesem Morskiej Stoczni Remontowej „Gryfia” w Szczecinie

– Morska Stocznia Remontowa „Gryfia” w Szczecinie obchodzi w tym roku jubileusz 70-lecia działalności. Chyba najlepszym prezentem z tej okazji są wyniki finansowe spółki…

– To nas bardzo cieszy. Staraniem całej załogi, naszych stoczniowców, udało nam się osiągnąć za pierwsze półrocze dodatni wynik – ponad 18 milionów złotych, z czego trzy czwarte uzyskaliśmy ze sprzedaży bezpośredniej, czyli remontów i przebudów statków, a więc z działalności podstawowej stoczni. Drugie półrocze też powinno być dobre. Na pewno jest to pierwsza taka sytuacja od kilkunastu lat w „Gryfii”. Nie jest już ona, tak jak za czasów Platformy Obywatelskiej, stocznią-zombie, wypożyczalnią doków z outsourcingiem załogi, taką wydmuszką. Dzisiaj jest to zintegrowana firma, zintegrowany organizm gospodarczy, zawodnik, który biegnie już o własnych silach i to jest najważniejsze. Realizujemy program modernizacji MSR „Gryfia”, którego patronem jest premier Mateusz Morawiecki. Natomiast środki na inwestycje, z nowym dokiem na czele, to także zasługa ministra Marka Gróbarczyka.

Gdyby nie załoga i związki zawodowe, z Solidarnością’80 na czele, to byśmy nie mówili o żadnym jubileuszu, bo nie byłoby komu świętować. „Gryfii” by nie było. Ja się czuję wyjątkowo mocno z tą stocznią związany, ponieważ mój dziadek Bogdan Sapieha pracował w niej przez blisko 40 lat jako spawacz. Pierwszy raz byłem u dziadka w „Gryfii”, razem z babcią, w 1975 roku, gdy miałem trzy lata.

Tę stocznię do 2015 roku celowo niszczono. Ja zresztą to wielokrotnie mówiłem. Byłem tutaj w latach 2014 – 2015 członkiem Rady Nadzorczej z ramienia załogi, ale wcześniej też jako parlamentarzysta zajmowałem się sektorem stoczniowym, szczególnie szczecińskim, i doskonale wiedziałem na przestrzeni tych lat, co tu się dzieje. I wielu to kłuje w oczy, bo „Gryfia” odzyskała kontrolę nad rynkiem remontów, a kontroluje ponad 80 proc. rynku w obszarze zachodniego Bałtyku.


Oczywiście, dbamy też o swoją markę i o dobre imię. Tym, którzy w różnego rodzaju publikacjach, czy w sieci, czy w innych mediach szkalują dobre imię „Gryfii”, są wytaczane procesy. Część z nich wygrywamy, reszta jest w toku. I z tej drogi nie zejdziemy. 


– W dokach i przy nabrzeżach stoczni widać spory ruch. „Gryfia” nie narzeka na brak zamówień?

– Mamy zamówienia. Oczywiście, jest rynek armatora, ale mamy dużo opcji. Na rynku frachtowym panuje teraz boom, transportuje się dużo zboża, węgla, gazu, ropy, w związku z tym armatorzy eksploatują statki do granic możliwości i remonty, nawet te klasowe, odkładają na ostatnią chwilę, ale jakoś sobie z tym radzimy. Wiadomo, muszą zarobić, żeby potem nam zapłacić.

Dodam, że przed tygodniem złożył nam wizytę attache morski ambasady amerykańskiej, pułkownik lotnictwa marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych i rozmawialiśmy o współpracy między US Navy a „Gryfią”. Chodzi o obsługę i serwis bieżący ich okrętów, których coraz więcej jest na Bałtyku, a przewidują, że ta dynamika będzie wzrastać. Amerykanie są zainteresowani naszymi usługami. Oczywiście mowa tu o małych i średnich jednostkach, czyli tych, które jesteśmy w stanie technicznie obsłużyć. To jest taki dobry prognostyk na przyszłość. Przypomnę, że „Gryfia” cały czas realizuje zadania zaplecza technicznego dla marynarki wojennej i dla NATO.

– Do tego potrzebna jest m.in. odpowiednia infrastruktura.

– Skończyliśmy modernizacje i naprawy naszych doków. Dużą modernizację przeszedł w tym roku dok nr 5, który otrzymał m.in. nowe pompy główne. To jest bardzo ważna inwestycja dla nas. Pod względem technicznym dok został „odmłodzony” przynajmniej o 20 lat. Zrobiliśmy to w przerwach między remontami statków, bo nie możemy sobie pozwolić na to, żeby największy obecnie dok wyłączyć z eksploatacji.

Inwestujemy i modernizujemy zarówno w infrastrukturę, jak i suprastrukturę stoczni cały czas, realizujemy zamówienia. Pozyskujemy nowych klientów. Oczywiście, obsługujemy też naszych stałych kontrahentów, jak choćby szczecińskich armatorów z Polską Żeglugą Morską na czele.

– Stocznia Szczecińska „Wulkan” buduje ogromny dok, który będzie użytkowany przez „Gryfię”. Na jakim etapie są prace związane z inwestycją okołodokową, czyli głębią i przebudową nabrzeży?


– Musieliśmy przesunąć i ogłosić drugi raz przetarg na prace budowlane ze względu na sytuację, która się wytworzyła na rynkach po wybuchu wojny na Ukrainie. Mówię tu o cenach stali, betonu komórkowego i innych materiałów konstrukcyjnych, które poszybowały w sposób niebywały. Później spadły. Uwzględniliśmy uwagi płynące ze strony rynku wykonawców, drugi raz rozpisaliśmy ten przetarg i mam nadzieję, że wszystko będzie szło dalej zgodnie z przyjętym harmonogramem. W drugim przetargu zgłosiło się kilku poważnych graczy, dużych firm, z czego się cieszymy. Trwają teraz negocjacje.


Stocznia Szczecińska „Wulkan” buduje dla nas dok, dużo części jest wykonanych, wyspawanych. My będziemy leasingować ten dok od Funduszu Rozwoju Spółek, bo on jest jakby jego armatorem, a my będziemy operatorem. Potencjał doku jest taki, że może zwiększyć przychody „Gryfii” o 50 proc. Poza tym wśród armatorów jest tendencja, żeby budować coraz większe jednostki, bo przy stałym nakładzie kosztów bardziej się opłaca ich eksploatacja. Tak samo jest z remontami w stoczni: przy tych samych kosztach i obciążeniach remont dużego statku będzie bardziej się opłacał. Na ten dok będą wchodziły panamaksy „dwójki”, czyli te nowego typu, których teraz niestety nie możemy robić, bo „piątka” jest za mała i dużą część tego tortu zamówień zabiera nam Trójmiasto. Ale to już niedługo się zmieni.

– A co ze starymi dokami?


– Stare doki sprzedajemy. Musieliśmy sprzedać dwie nitowane konstrukcje. Gdyby wcześniej, przed 2015 rokiem, były regularnie remontowane, to byłaby inna rozmowa, ale zostały zaniedbane. Doki, które przyszły ze Świnoujścia, musieliśmy ponaprawiać.

– Niedawno stocznia się pochwaliła nowym budynkiem socjalnym dla pracowników.


– Właśnie jedną z takich namacalnych, widocznych zmian, że w „Gryfii” idzie ku dobremu, jest dokończenie budynku socjalnego, w którym są szatnie, prysznice, jadalnia, kuchnia, pomieszczenia biurowe i gospodarcze, porządna kotłownia. Przez 22 lata ciągnęła się ta inwestycja. „Gryfia” nigdy nie była w dobrej sytuacji i zawsze były argumenty, by te prace wykonać później, bo nie ma środków. Gdy zostałem prezesem „Gryfii”, za punkt honoru postawiłem sobie jak najszybsze skończenie tego budynku, dlatego trochę okroiliśmy ten projekt, ale chodziło o to, żeby pracownicy w końcu mieli godne warunki.


Stan innych budynków jest jaki jest. Przypomnę, że one nie należą do „Gryfii”. Właścicielem tych nieruchomości jest fundusz MARS. To pokłosie tego, że ze stoczni zrobiono tylko firmę zarejestrowaną, z certyfikatami.

Przypomnę też, jaki był jazgot w sprawie zakładu w Świnoujściu: że miał duży przerób i armatorzy, którzy tam remontowali statki, odejdą. Tymczasem przez pierwsze pół roku w „Gryfii” zrobiliśmy tyle, co zawsze plus nadwyżkę, plus to, co było robione w Świnoujściu. A wspomniani armatorzy przyszli do Szczecina. Tak samo jak jedna trzecia tamtejszej załogi z produkcji. Ale to już jest historia.


Udało nam się też bardzo obniżyć koszty dzięki integracji i konsolidacji produkcji w jednym miejscu. Nie ma teraz problemu z wózkami akumulatorowymi, spawarkami czy zawiesiami. Dokonaliśmy też przeglądu magazynów i znaleźliśmy w nich zapasy czasem zupełnie bezsensowne. To, co jest nam niepotrzebne, sprzedajemy, a to, co potrzebne, zostawiamy i jeśli tego wymaga, naprawiamy. Przykładowo, zawsze w „Gryfii” był problem z wózkami elektrycznymi – połowa nie jeździła, a teraz jeżdżą wszystkie. Jest nowa stacja ładowania, wózki są wyremontowane, odmalowane i jeżdżą. Nie musieliśmy ani jednego nowego kupować, a to są drogie zakupy. Takie wózki są niezbędne do pracy w stoczni remontowej.

– Jakie jeszcze prace modernizacyjne są planowane?

– Wreszcie stocznia jest prowadzona i na bieżąco są konserwowane urządzenia: dźwigi, wózki, spawarki i cały sprzęt. Stopniowo naprawiamy drogi. Wyburzyliśmy jeden obiekt, który już stwarzał zagrożenie i teraz jest tam plac do składowania sprzętu. Przymierzamy się do postawienia lekkiej konstrukcji, żeby ten sprzęt stał pod dachem. Będzie też modernizowana, w porozumieniu z MARS-em, sieć elektryczna. Ponadto, wprowadzimy system ewidencji i przepływu ludzi w relacji statek – nabrzeże, bo to musi być zrobione. Tych zapóźnień jest dużo, ale nie mogliśmy wszystkiego naraz robić. Najważniejsza jest dla nas głębia dokowa, no i żeby stocznia „Wulkan” odpowiednio wybudowała nam nowy dok. Na 70-lecie „Gryfii” nasza jubilatka dostała prezent w postaci solidnych fundamentów na przyszłość.

– Ile osób pracuje w stoczni?


– Mamy ponad 500 pracowników, również z Ukrainy. Kooperujemy też z innymi firmami i jeśli chodzi o szczeciński rynek pracy, to dajemy zarobić. W „Gryfii” i u kooperantów byli m.in. pracownicy ukraińscy z Mariupola, którzy wrócili na Ukrainę. Część z nich jest jeszcze niestety w ruskiej niewoli. Ich rodziny przyjechały do Szczecina, kilka pań pracuje u nas. Mam nadzieję, że nasi ukraińscy przyjaciele jak najszybciej tę niewolę opuszczą i jeżeli będą chcieli, to wrócą do „Gryfii” pracować.

– Wiele firm boryka się z brakiem wykwalifikowanej kadry. Jak sobie z tym radzi „Gryfia”?

– Wprowadziliśmy system dodatkowych motywacji finansowych, swego rodzaju premii, dla naszych starszych pracowników – emerytów, których mamy dużo i którzy pracują, są oddani, ale przede wszystkim są wspaniałymi fachowcami - za przekazywanie umiejętności innym. To spawacze, monterzy, ślusarze, rurarze, pracownicy dokowi i utrzymania ruchu. I oni kształcą swoich następców. Są takimi mistrzami i ten system działa. Ja zresztą, korzystając z łamów „Kuriera Szczecińskiego”, zapraszam do pracy w „Gryfii”. Mamy dużo wolnych etatów, nadal potrzebujemy pracowników. Nawet jeśli ktoś pracował w innej branży, np. w przemyśle meblarskim, czy jest mechanikiem samochodowym, możemy go przekwalifikować. Oferujemy na początek standardowo trzymiesięczną umowę o pracę, a potem automatycznie – jeśli obie strony chcą – przedłużenie umowy na czas nieokreślony. Wszystkie składki ZUS, podatki, fundusz socjalny i inne świadczenia, tak jak Pan Bóg i ustawa przykazują, „Gryfia” wobec swoich pracowników reguluje.

– Dziękuję za rozmowę.


Rozmawiała Elżbieta KUBOWSKA