Piątek, 22 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Nie lubię posłusznych opowieści

Data publikacji: 10 czerwca 2016 r. 12:11
Ostatnia aktualizacja: 02 lipca 2017 r. 14:22
Nie lubię posłusznych opowieści
 

Rozmowa z Katarzyną Gondek, autorką książki „Otolit” nominowanej do Gryfii – Ogólnopolskiej Nagrody Literackiej dla Autorki przyznawanej przez „Kurier Szczeciński”

– Jest pani i powieściopisarką, i poetką, i reżyserką filmową. Jak te role się oświetlają nawzajem, jak na siebie wpływają – o ile w ogóle? Skąd potrzeba zwielokrotnienia artystycznej tożsamości?

– Może to jest po prostu przeszukiwanie potencjałów. Film i pisanie wzajemnie się zasilają. Ale zasilają też mnie, bo spełniają role w pełni sprzeczne. Pisanie to samotność, którą bardzo lubię. Film to współtworzenie, gęsty międzyludzki proces. Dzięki takiemu splotowi mogę sobie pozwolić na zdrowy balans między twórczym odcięciem i twórczym połączeniem. Pisanie kradnie filmowi słowo. Bardzo się z tego cieszę. Ostatnio mam ochotę robić filmy bez dialogów, budować relacje innymi metodami.

– Od czego rozpoczyna się u pani pisanie?

– Zaczynam od jakiejś ogólności. Od mitu, od splątania symboli. I czekam aż bohaterka znajdzie sobie wśród nich miejsce. W „Otolicie” zaczęłam od tego, że dałam bohaterce nieuświadomione poczucie tęsknoty, które zaburzało jej równowagę. To rozstrojenie objawiało się bardzo fizycznie, przez zamęt w kamieniach błędnikowych, czyli otolitach. Otolity to maleńkie kamienie, które znajdują się w naszych głowach i odpowiadają za trzymanie nas w pionie. Moja bohaterka pionu nie trzyma, ale dzięki temu jest w stanie postrzegać mniej wertykalnie. Lubię opowiadać ciałem. A poza tym zaczynam od pierwszej strony. Na przekór przekonaniu, że powinna być trudna. Zaczynam tam gdzie zaczynają moi
bohaterowie.

– „Otolit” opowiada o kobiecie „przepracowującej” relację z matką, o, jak sama pani stwierdziła, „uwalnianiu się od symboli i do symboli”. Czy w ogóle możliwe jest przeprowadzenie takiego procesu do końca? Albo inaczej: wolność jest możliwa?

– Wolność to proces. Tak bym powiedziała. Uwalnianie, ustanawianie, kolejne uwalnianie i ustanawianie. Tak wyobrażam sobie przebieg nazywania świata i uświadamiania sobie niedoskonałości tego, jak się go nazwało. Od tego są symbole, mity. Żeby je opowiadać i zmieniać za pomocą szczegółów, przestawiania elementów za każdym razem, kiedy się je opowiada. Wydaje mi się, że dobra opowieść powinna być stabilną ażurową konstrukcją. To nie jest proces, który należy przeprowadzać do końca. To jest proces, który należy przeprowadzać wciąż od nowa.

– I jeśli mowa o wolności – czy konstrukcja „Otolitu” była przez panią precyzyjnie zaplanowana, czy pozwoliła się pani ponieść historii?

– Konstrukcja była zaplanowana bardzo precyzyjnie, ale książka się przeciwko tej precyzji zbuntowała i w pewnym momencie popsuła mi plany. Pewne, dosyć gwałtowne, wydarzenia pojawiły się dużo wcześniej, niż miały. I dobrze. Nie lubię przesadnie posłusznych opowieści.

– Kwestie religijne porusza pani w swoich filmach, to także wyrazisty wątek „Otolitu”. Religia panią fascynuje? Drażni? Pociąga?

– Interesują mnie mity. Interesuje mnie to, jak za ich pomocą bronimy się przed pustką, przed nieznanym. Jak dopinamy znaczenia, konstruujemy superbohaterów, żeby zapewnić sobie trochę obrony przed lękami. Religia w sensie instytucjonalnym i skonwencjonalizowanym jest tylko szantażem. Blokadą odpowiedzialności.

– Skąd wzięło się Miasto, na które zachorowała Matka narratorki? Zainspirowało panią jakieś konkretne miejsce?

– Zainspirowało mnie połączenie renesansowej idei idealnego miasta z dolnośląskimi, estetycznie rozbitymi miasteczkami, które swoją drogą uwielbiam. Konstruowałam Otolit z wielu miast, mocno je przy tym przekształcając. Tu coś dobudowałam, tam coś wyburzyłam i zrobiłam sobie nowe idealne miasto.

– Czego możemy spodziewać się w kolejnych miesiącach? Nowego filmu, nowego tomu poezji, nowej powieści?

– Teraz najwięcej czasu zajmuje „Deer Boy”, krótkometrażowy film fabularny, który właśnie montujemy, udźwiękawiamy. To będzie bardzo specyficzna, pozbawiona słów historia syna myśliwego, który urodził się z jelenimi rogami. Poza tym piszę scenariusz i kręcę się dookoła nowej powieści. Podchodzę ją z różnych stron i czekam, co powie.

– Dziękuję za rozmowę.
Alan SASINOWSKI

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA