Sobota, 23 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Granice tolerancji

Data publikacji: 15 lipca 2016 r. 13:11
Ostatnia aktualizacja: 15 lipca 2016 r. 13:11
Granice tolerancji
Fot. Johnny Magnusson  

Artur Giza-Zwierzchowski, terapeuta par i małżeństw z Pracowni Psychoedukacji przy ul. Jagiellońskiej w Szczecinie:

Pewną trudność w budowaniu stabilnych związków i małżeństw, w dodatku jak się wydaje nie do usunięcia, stanowi stan zakochania. Dzieje się tak dlatego, że – jak większość z nas miała okazję się przekonać – jest on związany z przejściową utratą pełnej poczytalności. Znajduje to najpełniejszy wyraz w wielu decyzjach i wyborach podejmowanych pod jego wpływem. Nic dziwnego, że po upływie pewnego czasu, gdy w naturalny sposób oszałamiający efekt zakochania mija, tak wiele osób staje przed koniecznością ustalenia na nowo porządku w swoim związku.

Artur Giza-Zwierzchowski   Fot. Ryszard PakieserJednym z częstych problemów związanych z przedstawioną prawidłowością jest zjawisko okresowo zwiększonej tolerancji. Polega ono na tym, że zakochane osoby przesuwają granice swojej tolerancji, będąc w stanie zaakceptować zachowania i sposób bycia, których wcześniej wydawały się nie być w stanie znieść. Oto hałaśliwy i arogancki osobnik staje się nagle w ich oczach po prostu ekspresyjnym i przebojowym, a niedojrzały emocjonalnie partner, zostawiający żonę z dziećmi, jawi się jako niewinna ofiara przemocy domowej warta otoczenia opieką. To oczywiście wyjątkowo jaskrawe przejawy tego mechanizmu. Na ogół przyjmuje on znacznie subtelniejsze postacie, których widomym znakiem staje się poczucie trudnego do zdefiniowania dyskomfortu doświadczanego nagle w idealnym wydawałoby się dotąd związku.

Jak zatem radzić sobie w takiej sytuacji? Cóż, jeśli nie możemy się po prostu nie zakochiwać – co w naszym kręgu kulturowym pozostaje raczej trudnym do zrealizowania i niechcianym rozwiązaniem – musimy radzić sobie inaczej. Jednym z mniej skutecznych sposobów pozostaje próba zasięgnięcia opinii na temat naszego wybranka lub wybranki u zaufanych i bliskich nam osób. Temu właśnie między innymi służył nieco anachroniczny już zwyczaj przedstawiania partnerów rodzinie. Obecnie ma on już raczej charakter rytualny niż pragmatyczny, nie ma bowiem większego sensu pytanie o zdanie rodziców, skoro i tak nie zamierzalibyśmy wziąć go pod uwagę. Można jednak przyjąć, że w pewnych nielicznych przypadkach może stanowić szansę na uniknięcie późniejszych rozczarowań.

Innym rozwiązaniem może być rozwijanie samoświadomości, w ramach której i owszem pozwalamy się unosić porywom naszych serc, jednak wiedząc, jak zwodniczy potrafi być stan zakochania, staramy się dokonywać racjonalnej oceny swoich działań. To postulat natury idealistycznej, byłoby nader miło, gdyby był możliwy, jednak bez wątpienia jego realizacja stanowi spore wyzwanie.

Najbardziej realnym i najczęstszym scenariuszem, który pozostaje nam do dyspozycji, jest zatem mierzenie się z naszym nieplanowanym rozszerzeniem tolerancji. Dla niektórych może się ono stać okazją do rzeczywistego poszerzenia horyzontów, dzięki czemu z większą wyrozumiałością zechcą spoglądać na ludzkie słabości, dla innych stanie się długą drogą do wspólnego wypracowywania rozwiązań mogących usatysfakcjonować oboje partnerów. W wysiłku tym nieodmiennie warto budować świadomość wartości, jaką wnosi w nasze życie związek wraz ze wszystkimi swoimi cieniami i blaskami. Właśnie one bowiem wydają się stanowić uniwersalny wymiar tego, co zwykliśmy określać mianem bycia ze sobą.

Masz pytanie do terapeuty par i małżeństw? Prześlij je pocztą na adres redakcja@kurier.szczecin.pl.

Fot. Johnny Magnusson, Ryszard Pakieser

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA