Artur Giza-Zwierzchowski, terapeuta par i małżeństw z Pracowni Psychoedukacji przy ul. Jagiellońskiej w Szczecinie:
Dość powszechne jest przeświadczenie mówiące o tym, że szczerość jest nadrzędną wartością w związku. W zasadzie, w normalnych wzorcowych warunkach, trudno się z takim stanowiskiem nie zgodzić. Co jednak, kiedy schodzimy z obłoków na ziemię do świata realnego? Oczywiście warto żyć tak, aby móc pozostawać w szczerej relacji ze swoimi najbliższymi w możliwie jak najszerszym spektrum naszego życia. W praktyce jednak niezwykle trudno jest uniknąć meandrowania na granicy niedomówień i półprawd. Czy zawsze jest to tak naganne, jak nam się wydaje?
Wielu ekspertów, badających arkana życia związków, pozostaje zgodnych co do tego, że nie. Ojciec współczesnej terapii poznawczo-behawioralnej Arnold Lazarus w swej książce pt „Jak przeżyć w związku unikając pułapek” wprost rozprawia się z takim przeświadczeniem, ujmując je w postać jednego z mitów na temat małżeństwa. W jego ujęciu, szkodliwy mit przyjmuje przewrotną postać: „Jeśli dręczy cię poczucie winy, przyznaj się do wszystkiego”. Niestety, jeśli uwiedzeni dogmatem o nadrzędności bezwzględnej szczerości w związku ulegniemy pokusie uśmierzenia swych wyrzutów sumienia, to powinniśmy mieć świadomość, że najprawdopodobniej, w wyniku takiego działania, wyrzutów sumienia przybędzie nam jeszcze więcej. Nie dość bowiem, że wzmocnione i odświeżone zostaną te, które nam doskwierały do tej pory, to jeszcze dołączą do nich kolejne, wynikające z poczucia sprawienia bólu najbliższym. Cóż zatem, jeśli nie szczerość? Jeśli trudna prawda może nie dotrzeć do męża lub żony, to warto rozważyć przemilczenie informacji, które mogą być dla nich bardzo bolesne. Będzie to wymagało zaciśnięcia zębów i zmierzenia się z poczuciem winy, może jednak okazać się dużo bardziej korzystne niż bezwiedne uleganie groźnemu mitowi. Warto przy tym zaznaczyć, że taki rodzaj przemilczenia nie powinien dla nikogo stanowić bazy do stałych nadużyć i małżeńskich sprzeniewierzeń. Byłoby znacznie lepiej, gdyby stanowił on rodzaj doświadczenia korektywnego. Oto odkrywamy, jak podle czujemy się robiąc to, czy tamto i wobec tego postanawiamy więcej tak nie postępować. Nie musimy przy tym od razu obciążać swoimi rozterkami żony czy męża. Dla uśmierzenia własnych wyrzutów sumienia możemy sami nałożyć na siebie „pokutę”, starając się zadośćuczynić swoim bliskim. Z pewnością jak nikt inny potrafimy określić, co może stanowić dla nich dyskretną rekompensatę. Zważywszy na delikatną kwestię materii, jaką jest szczerość, warto podkreślić, że w strategii przemilczania trudnych zagadnień nie chodzi bynajmniej o okłamywanie najbliższych. Mówimy raczej o strategii niedopowiedzenia. Oznacza to, że w wypadku konfrontacji z zaistniałą sytuacją, nie powinniśmy wprost okłamywać partnerów, wypierając się stanu faktycznego. Posługując się przykładem, którego często dotyczy omawiana materia, nie musimy spowiadać się mężowi czy żonie z kochanków. Jednak jeśli zostaniemy skonfrontowani z odkrytą przez nich prawdą, nie powinniśmy się jej wypierać lub co gorsza przerzucać odpowiedzialności za zaistniałą sytuację na innych. Nie zmienia to także faktu, że najlepiej uczyć się na cudzych błędach, zamiast doświadczać własnych.
Masz pytanie do terapeuty par i małżeństw? Prześlij je pocztą na adres redakcja@kurier.szczecin.pl.
Fot. Robert Stachnik, Ryszard Pakieser