– Dlaczego zdecydowałaś się na wyjazd do Niemiec?
– Zanim zaczęłam trzecią klasę gimnazjum, byłam u cioci w Kanadzie i bardzo chciałam tam mieszkać. Niestety, nie udało się, ale już wtedy zdecydowałam, że chcę spróbować życia za granicą. Trzy lata temu nadarzyła się okazja skorzystania z programu „Główka pracuje” w Niemczech. I tak jakoś wyszło.
– Czy znałaś niemiecki?
– Nie, w ogóle. Nigdy nie interesowałam się niemieckim. Jednak stwierdziłam, że jeśli tyle osób wyjechało bez znajomości języka, to mi też się uda. Tym bardziej – myślałam – że w szkole i w ramach bezpłatnego kursu językowego będę mogła nauczyć się niemieckiego. Nie bałam się.
– Jaki wybrałaś zawód?
– Uczyłam się zawodu technik-hotelarz.
– Czy nowa szkoła spełniła twoje oczekiwania ?
– Pierwsze tygodnie to był kompletny szok. Wraz z innymi uczestnikami programu myśleliśmy, że dość szybko opanujemy podstawy języka i będziemy mogli się swobodnie porozumieć. Okazało się jednak, że nie wiedzieliśmy, co się dzieje, co do nas mówią. Nie rozumiałam praktycznie nic. Potrafiłam się tylko przedstawić.
– Jak sobie więc poradziliście?
– Byliśmy w dziewiątkę, więc wspieraliśmy się nawzajem, jeden drugiemu pomagał. W szkole mieliśmy znajomych, którzy byli z zagranicy, więc wiedzieli, co czujemy i pomagali nam. Ja dość niechętnie się uczyłam. Inni siedzieli w książkach, a ja tylko miałam włączony telewizor na programy niemieckie. Nie potrafiłam się zmobilizować, więc zajęło mi półtora roku, zanim zaczęłam się w niemieckim odzywać sama z siebie. Dodatkowo musiałam wszystkie sprawy załatwiać samodzielnie. Jak coś stało się w grupie, to zawsze ja szłam do szefów. To też pomogło mi w przełamaniu bariery.
– Jednak z niemieckim nie było tak źle?
– Jakieś tam umiejętności miałam. Trochę z przymusu, bo czy się chciało, czy nie, to trzeba było rozmawiać.
– Jak przebiegała nauka zawodu?
– Najpierw przez trzy tygodnie chodziliśmy do szkoły, a przez następne sześć na praktyki - tak przez trzy lata. W szkole, wiadomo, uczono nas teorii, były sprawdziany, oczywiście wszystko po niemiecku, ale mogliśmy używać słowników polsko-niemieckich. W pracy wykonywaliśmy konkretne zadania, co mi się podobało. Od razu pokazywano nam, jak coś zrobić w praktyce, a nie tylko w teorii.
– Czy były chwile zwątpienia?
– Ile razy! Gdy po półrocznej rozłące pojechałam do domu na święta, nie chciałam wracać, chciałam zostać w domu i uczyć w polskiej szkole. Ale dzięki temu, że byliśmy w większej grupie, to inne osoby zaczęły mnie wspierać i zdecydowałam, że zostanę w Niemczech.
– A rodzice? Czy wspierali cię w tej decyzji?
– Tak. Sam pomysł wyszedł od taty, który usłyszał w radiu, że jest taki program i zaproponował, abym pojechała. Odpowiedziałam mu, że nie ma szans, bo nie lubię niemieckiego i nigdy się go nie nauczę. Po powrocie z Kanady zmieniłam zdanie.
– Co robiłaś po zakończeniu nauki i po egzaminach?
– Dostałam ofertę pracy, ale jej nie przyjęłam. Chciałam się przenieść do większego miasta. Teraz mieszkam w Berlinie.
– Czemu Berlin?
– Tutaj mam część rodziny. A poza tym to duże miasto. Przez trzy lata mieszkałam w małej miejscowości, gdzie dookoła były tylko pola golfowe i marzyłam o przeprowadzce.
– Jakie masz plany na przyszłość?
– Na razie przez rok będę pracować w Berlinie, a w przyszłym roku chcę się zgłosić do niemieckiej szkoły policyjnej.
– Dlaczego? Co to ma wspólnego z hotelarstwem?
– Hotelarstwo okazało się nie dla mnie. Nie umiem być spokojna, gdy klient coś reklamuje, gdy coś mu się nie podoba. A w takich sytuacjach muszę być spokojna, przepraszać i mówić, że to mój błąd lub błąd hotelu, gdy tak naprawdę jest zupełnie inaczej.
– A w policji nie trzeba być miłym?
– Oczywiście, że tak, ale nie do przesady.
– Nie planujesz więc powrotu do Polski?
– Na razie nie.
– Naukę w Niemczech rozpoczęłaś w wieku 15 lat. Jak teraz oceniasz swoją decyzję?
– Teraz wydaje mi się, że w wieku 15 lat powinno się jeszcze zostać z rodzicami. Ja myślałam, że jestem na tyle dojrzała, że mogę pojechać, zobaczyć, jak to będzie, sprawdzić sama siebie. Mnie się udało, niektórym nie. Jedni wiedzieli, co trzeba robić, że trzeba przeznaczać pieniądze na mieszkanie, na życie itd., lecz byli też tacy, którzy żyli od wypłaty do wypłaty. W domu, wiadomo, zawsze są rodzice, więc w razie czego zawsze można ich poprosić, by pomogli. Ale gdy wyjechałam i sama zaczęłam zarabiać, to już głupio mi było prosić ich, żeby się dokładali.
– To szybki kurs samodzielności…
– Bardzo szybki. Nie miałam z tym większych problemów. Nie jestem rozrzutna, więc mi się udawało.
– Co chciałabyś powiedzieć innym młodym ludziom, którzy są zainteresowani programem „Główka pracuje”?
– Żeby się uczyli. I dużo języka. Słówka, słówka, słówka.
– Kto, twoim zdaniem, może skorzystać z programu „Główka pracuje”? Czy nie jest dla każdego?
– Na pewno polecam go osobom, które chcą czegoś doświadczyć w życiu. Zdobędą duże doświadczenie, nauczą się nowego języka, poznają kulturę innego kraju. Mimo że wiele osób mówi: „Nie, tylko nie Niemcy, nie lubię”, to później okazuje się, że jest fajnie, że to zupełnie coś innego.
– Dziękuję za rozmowę.
ROZMAWIAŁA: Monika Dehr