Niedziela, 24 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Eseje o Szczecinie

Data publikacji: 24 listopada 2016 r. 10:49
Ostatnia aktualizacja: 24 listopada 2016 r. 10:49
Eseje o Szczecinie
Rozmowa o książce. Od lewej współautorzy tomu: Eryk Krasucki, Inga Iwasiów i redaktor Basil Kerski Fot. Maria Kossak  
W dniu naszego Święta Niepodległości w polskiej księgarni buch-bund w Berlinie odbyła się promocja dwujęzycznej polsko-niemieckiej publikacji „Szczecin – Odrodzenie miasta. Eseje o nadodrzańskiej metropolii” pod redakcją Basila Kerskiego („Stettin. Wiedergeburt einer Stadt. Essays über die Odermetropole”).

Basil Kerski, dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku i redaktor naczelny magazynu polsko-niemieckiego „Dialog”, wybrał eseje spośród materiałów drukowanych od początku XXI wieku w różnych czasopismach, zwłaszcza w tymże „Dialogu”. W słowie wstępnym nazwał je szczecińskim palimpsestem, przywołując starogrecką nazwę rękopisu spisanego na materiale „z odzysku”, z którego starto wcześniejsze zapisy, ale też określenie wypowiedzi o wielowarstwowej semantyce. Geolodzy pod pojęciem palimpsest rozumieją strukturę powstałą w wyniku przekształcenia dawnego krateru, a w terminologii medycznej pod słowem tym kryje się częściowy lub całkowity zanik pamięci. Pewien element każdej z tych definicji zdaje się oddawać charakter nowej publikacji. Mogłaby nosić tytuł „Szczecińskie tożsamości”, jak zbiór tekstów o Gdańsku: „Danziger Identitäten – Gdańskie tożsamości”, który ukazał się nieco wcześniej pod tą samą redakcją i w tej samej serii Poczdamskiej Biblioteki Europy Wschodniej, wydawanej przez znane nam z wielu wystaw i książek Kulturforum östliches Europa z siedzibą w Poczdamie.

Te zapisy przemyśleń sięgają zarówno zamierzchłej, wielowątkowej i wielokulturowej przeszłości, dramatu ostatniej wojny i wielkiego exodusu lat powojennych, jak i przełomowych przeobrażeń drugiej połowy XX wieku. Dotyczą zdarzeń zbiorowych i przeżyć indywidualnych. Poruszają niezwykle zawiłą materię identyfikacji i rozumienia szczecińskich dziejów, uwikłanych w wielonarodową politykę, geografię, gospodarkę. Odnoszą się jednak także do zwyczajnego losu wybranych (przeciętnych) stałych lub tymczasowych (tranzytowych) mieszkańców, których świadome lub przypadkowe zetknięcie z miastem naznaczyło ich dalszą historię. Owo zróżnicowanie rozumienia jest wynikiem indywidualnego podejścia każdego z autorów, których dobór opiera się chyba zwłaszcza na różnorodności. Bo są tu: Polacy i Niemcy, młodzi i dojrzali, aktualni i byli szczecinianie, poeci, pisarze i publicyści, historycy i historycy sztuki, naukowcy i amatorzy, dziennikarze i tłumacze. Każdy z nich inaczej definiuje, inaczej widzi i czuje to miasto oraz jego miejsce na mapie Polski i Europy, w historii, polityce i kulturze, inaczej postrzega przyczyny jego sukcesów i porażek, odnajduje inne drogi prowadzące do lepszej przyszłości.

Jest jednak pewna cecha dominująca, powtarzana aż nazbyt często, nazbyt wyraźnie. Choć różnie nazywana, eksponowana mniej lub bardziej dosadnie, sprowadza się do niezadowolenia, krytyki, pretensji, żalu, niedosytu. Powstaje wrażenie, że zawsze coś w tym mieście się nie udaje, nie wychodzi, nie pasuje. Za wcześnie lub za późno, za mało lub za dużo, za daleko lub za blisko, brakuje tożsamości, brakuje jedności, brakuje sukcesu. Gdzie indziej komuś powiodło się lepiej, zazdrościmy, mamy za złe, uciekamy, wyjeżdżamy… Wątpliwości pojawiają się już w tytułach i stawianych w nich znakach zapytania. Na szczęście nie zawsze.

Artur Daniel Liskowacki opisuje przewrotnie „Szczecin z widokiem na może”, wierząc w spełnienie marzeń i obietnic, że kiedyś może będzie piękny i bogaty, może połączy go wreszcie z Berlinem bezpośredni pociąg, może, rozmawiając o jego historii, nie będziemy już straszyć się Niemcem. Jest tu nieco ironicznej krytyki lokalnych mitów i niespełnionych aspiracji, zapętlenia w dumę i jednocześnie skrępowania historią, ale też pochwała nietuzinkowych przedsięwzięć i odwaga parcia pod wiatr. Inga Iwasiów, także autorka książek, w których historia Szczecina przenika się z jej własną, nazywa szczecinian tytułem „Niekochani”. Ma na myśli powojennych mieszkańców i ich obecnych potomków, niezależnie od powodu i rejonu przybycia. Bo niemal wszystko – kultura, historia, gospodarka, duma, chęci, szanse – zdają się odbywać poza nimi, są narzucone, zadekretowane, obce, zdeformowane propagandą. Nie mogą zatem zostać przyjęte, zakorzenić się, rozwinąć…

W tekście „Jak hartowała się stal – historia szczecińskich elit” Wojciech Lizak doszukuje się przyczyn nadmiernej migracji i upadku Szczecina w braku więzi społecznych, w atomizacji mieszkańców, ich bierności i obojętności na sprawy miejskie. Sugeruje, że spowodował je niski status mieszkańców, przybywających tu zarówno bezpośrednio po wojnie, jak i w latach późniejszych. Można polemizować z nazbyt surową, nieudokumentowaną oceną poziomu cywilizacyjnego szczecinian i nie zgadzać się z wnioskami deprecjonującymi znaczne grupy społeczne i zawodowe, mając nadzieję, że dowodzą tego liczne pozytywne zmiany, jakie zaszły w mieście w okresie 13 lat od ukazania się tego artykułu. Dostrzega to bez trudu wielu szczecinian, a jeszcze więcej gości. Także Leszek Szaruga choćby w zakończeniu eseju „Bóg na Wałach Chrobrego”. Jego tekst jest nieco nostalgicznym i nieco rozliczeniowym wspomnieniem z miasta dzieciństwa i miasta powrotów. Podobny charakter mają niezwykłe opowiadania „Mój Szczecin?” Anny Frajlich, poetki z Nowego Jorku, oraz „Karp pożydowski”, dziennikarki i tłumaczki z Berlina Katarzyny Weintraub. Obie łączą urok beztroski dziecka w mieście pełnym śladów poniemieckich z rodzinnymi wspomnieniami przedwojennych Kresów oraz traumą i niezrozumieniem antysemickich wspomnień z 1968 roku. A do tego… fantastyczny niepowtarzalny przepis na wyśmienitą rybę po żydowsku; może się przydać przed Wigilią. I jeszcze aktualny berlińczyk, pisarz i poeta Krzysztof Niewrzęda, który w utworze „W centrum czy na peryferiach kontynentu? Miasto w poszukiwaniu własnej tożsamości”, wskazując na urbanistyczne i architektoniczne podobieństwa Szczecina do Berlina, na jego skalę i możliwości, dowodzi geopolitycznego niewykorzystania potencjału miasta, przez dziesięciolecia skazanego przez decydentów na banicję peryferyjności.

Nieco inaczej, bo mniej emocjonalnie, do problemu podchodzą historycy, zwłaszcza Niemcy. Obok rzeczowego zarysu historii miasta Jörga Hackmanna poznajemy wrażenia z wyimaginowanych wizyt w Szczecinie sąsiadów zza zachodniej granicy przytoczone przez Jana Musekampa oraz pytania, jakie podczas spaceru po starówce zadawał sobie Uwe Rada; także to tytułowe: „W stronę Europy? Szczecin w poszukiwaniu nowej tożsamości”. O to samo – o tożsamość – pytają Eryk Krasucki, pisząc o rewolcie Grudnia’70, i Michał Paziewski, odsłaniając kulisy politycznych targów o Szczecin oraz trud, strach, zagubienie, obcość i niepewność powojennej egzystencji w mieście o ciemnej przeszłości i przyszłości. O „zadrze” w tkance miasta mówi także Jan M. Piskorski, przypominając o Niemcach, Rosjanach, Polakach oraz ewakuacjach, wypędzeniach, ruinach, głodzie i tymczasowości.

Mimo sporej dawki goryczy i krytyki w tej pełnej emocji antologii można znaleźć optymistyczne wnioski na przyszłość. Takim spojrzeniem stara się zarażać czytelników Bogdan Twardochleb w dwóch esejach. Wiele z pomysłów już dziś zostało spełnionych, uczymy się na (niektórych) błędach, korzystamy z nowych szans, wyzwalamy z kompleksów peryferyjności i czarnowidztwa. I widać to coraz wyraźniej na ulicach, widać wśród wykształconych młodych ludzi, którzy – wbrew tłumowi wiecznie niezadowolonych – pozostali w Szczecinie. I liczą, że ich szansa – tak jak i szansa ich miasta – jest jeszcze, a może znów, przed nimi.

Bogdana KOZIŃSKA

 

Na zdjęciu: Rozmowa o książce. Od lewej współautorzy tomu: Eryk Krasucki, Inga Iwasiów i redaktor Basil Kerski

Fot. Maria Kossak

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA