Piątek, 22 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Gdzie nie trzeba się bać

Data publikacji: 29 września 2016 r. 11:49
Ostatnia aktualizacja: 29 września 2016 r. 11:49

Jestem uchodźcą. Zapomniałem o tym, bo przestało boleć, bo zapomniałem, że bolało. A bolało z różnych przyczyn. Wtedy tego nie wiedziałem, tłumaczyłem sobie, że z tęsknoty boli.

Bolał brak godziwego miejsca do mieszkania. Przemierzałem bawarskie wioski i chodziłem ulicami Passau ze skręconymi jelitami, wpatrując się w okna domów i kamienic, i najzwyczajniej w życiu zazdrościłem światła w tych oknach. Nie byłem głodny z niedożywienia, byłem głodny normalności. Wypatrywałem innego świata, nie wiedząc, jaki i gdzie ma on być. Widziałem się w tych mieszkaniach z moją dziewczyną, widziałem, jak razem siedzimy w ciepłym, przytulnym kącie. Nie myślałem o dwudziestu metrach kwadratowych, nie myślałem wówczas w ogóle o metrach. Marzyłem o pokoju z łóżkiem dla dwóch osób, małej kuchni, lampie i magnetofonie. Nie wiedziałem, co mówić, jak mówić, do kogo pójść, co zrobić, aby mieć kąt. Z bezsilności coś wyżerało mi wnętrze. Wpatrywałem się w gwiazdy i w milczeniu jęczałem. Żebrałem wzrokiem u ludzi o pomoc.

Obcy, skazany na przepisy, których nie rozumiałem. Obcy, skazany na ludzką solidarność. Obcy, wystawiony na powodzenie lub niepowodzenie własnego sprytu, siły przebicia, zaparcia się, samodyscypliny, możliwości dostosowywania się, naginania, kłaniania się w pas, lizusostwa, szerokich i mocnych łokci. Obcy, wystawiony na powodzenie i niepowodzenie w handlu swoimi ideałami.

A co z innymi i obcymi, którzy tych cech nie mają? Wciąż mam wrażenie, jakby mi ktoś pluł w twarz lub tępym nożem rozcinał skórę na plecach, jakbym słyszał głosy: „Po co tu przyjechałeś?, Jak się nie podoba, to wracaj skąd przybyłeś. To nie jest twój kraj, nie twoja kultura, religia, mentalność, język, nie twoje światło w oknach kamienic”.

Te głosy kojarzą mi się z ostrzegawczym warczeniem zwierzęcia, które broni swego terytorium. Tych głosów wciąż się obawiam, ale już się ich nie boję, ponieważ po dwudziestu kilku latach, rozumiejąc już wiele przepisów oraz wystarczająco język, mogę się bronić.

Jednak martwię się o siostry i braci, którzy przybywają z różnych stron i powodów na inne terytoria i nie rozumieją tego warczenia, i się nie potrafią bronić, i się boją. Mimo że kiedyś nie musiałem się bać tego, że jakiś urząd wystawi mi decyzję pozwalającą lub zabraniającą mi pozostać na tym terenie, czułem wciąż, jakbym stąpał po gorącym piasku, od czasu do czasu parząc sobie stopy. Być może stąpałem boso po lodzie, gdyż często odczuwałem strach i zimno, nie tylko wyłącznie w zimie. Nie musiałem udowadniać, jak wielu przedtem, wielu wówczas, wielu potem i po dziś dzień, że mam prawdziwy i poważny powód oddychania tym samym powietrzem co ci, którzy już tu są i uzurpują sobie wyłączność na to powietrze.

I zadaję sobie pytanie, czy ktokolwiek musi uzasadniać swoją wolę bycia tam, gdzie jego zdaniem powietrze mu sprzyja? Przebywania tam, gdzie – jak uważa – szanowanie godności i inności jest istotą bycia w zgodzie, także z sobą samym? Życia tam, gdzie nie brakuje wody i pożywienia? Życia tam, gdzie pokój i wolność? Tam, gdzie nie trzeba się bać.

Andrzej „filet” FIKUS

Aktor Teatru Mahagonny (Berlin), przed laty współpracownik m.in. Teatru Kana w Szczecinie. Działacz Polskiej Rady Społecznej w Berlinie, inicjator prywatnej akcji na rzecz uchodźców (http://polskarada.de/pl/node/142). Jego list udostępnił redakcji „przez granice” twórca Polskiej Rady Społecznej Witold Kamiński.

 

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA