Poniedziałek, 25 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Lekcje u pastora Bonhoeffera

Data publikacji: 0001-01-01 00:00
Ostatnia aktualizacja: 2015-07-20 11:44
Lekcje u pastora Bonhoeffera
 

Michał PAZIEWSKI

ŚWIADECTWO prawdy czołowego teologa luterańskiego i filozofa, pastora dr. Dietricha Bonhoeffera było i jest uniwersalną inspiracją. Dla polskiej opozycji demokratycznej lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych okazało się także niezwykle cenną nauką moralną.

Nie miało znaczenia, że w pismach tego Niemca i Europejczyka nie ma wypowiedzianych wprost uwag o Polsce bądź Polakach. Jego wskazówki etyczne i sposób funkcjonowania w państwie zawładniętym przez totalitaryzm były czytelne i dla nas, żyjących w cieniu Związku Sowieckiego.

Modlę się o klęskę

Długo w Niemczech Dietrich Bonhoeffer był oskarżany o zdradę ojczyzny, gdyż jako duchowny ewangelicki wziął aktywny udział w działalności skierowanej przeciwko państwu. Zaangażował się w antyhitlerowską konspirację, skupioną wśród pruskiej arystokracji i w najwyższych kręgach wywiadu wojskowego (Abwehra). Całkowicie wykluczał współdziałanie z Niemieckim Kościołem Ewangelickim, uważając, że po przejęciu go przez narodowych socjalistów i poparciu tzw. paragrafów aryjskich (usuwanie Żydów z urzędów, uczelni, szkół, świątyń) przestał być Kościołem chrześcijańskim.
Bonhoeffer był współzałożycielem i przez dwa lata, do likwidacji przez gestapo w 1937 roku, wykładowcą skromnego Seminarium Kaznodziejskiego, głównego ośrodka Kościoła Wyznającego początkowo w Zingst nad Bałtykiem, a głównie w Finkenwalde (dziś Szczecin Zdroje). W czerwcu 1939 roku, wobec groźby nadciągającej wojny, pisał w liście do przyjaciela, że od upadku jego narodu ważniejsze jest, „by przetrwała cywilizacja chrześcijańska”. Jesienią 1941 roku w Zurychu mówił w gronie przyjaciół: „Modlę się o klęskę mego kraju. Myślę, że to jedyna możliwość zapłacenia za ogrom cierpień, które ten kraj sprowadził na ten świat”.
Nowatorska i uniwersalna myśl teologiczna Bonhoeffera, zaświadczona całym jego życiem, była i jest niezwykle wiarygodna. Mimo pacyfistycznych przekonań aktywnie uczestniczył w przygotowaniach do nieudanego zamachu na życie Hitlera. Po aresztowaniu przebywał od 5 kwietnia 1943 roku w berlińskich więzieniach Wehrmachtu i gestapo, od 7 lutego 1945 roku w obozie zagłady w Buchenwaldzie, a ostatecznie został przewieziony 8 kwietnia do kacetu we Flossenbürgu. Tam, nazajutrz rano po sfingowanym procesie, został powieszony na osobisty rozkaz Hitlera. Wśród zamordowanych tamtego dnia, na dwa tygodnie przed wkroczeniem Amerykanów do obozu, był adm. Wilhelm Canaris, wieloletni szef Abwehry.

Gdy historia się powtarza

Anna Morawska, czołowa publicystka opiniotwórczych czasopism katolickich, mocno zaangażowana w dialog ekumeniczny oraz polsko-niemieckie zrozumienie i pojednanie, jesienią 1968 roku na łamach miesięcznika „Znak” zamieściła obszerny artykuł „Dietrich Bonhoeffer”, a w 1970 roku opublikowała poświęconą Bonhoefferowi znakomitą biografię „Chrześcijanin w Trzeciej Rzeszy” (w 2011 r. w Münster ukazało się jej niemieckie tłumaczenie).
Postawa Bonhoeffera zafascynowała też Tadeusza Mazowieckiego. Pod koniec 1971 roku w miesięczniku „Więź”, którego wówczas był redaktorem naczelnym, zamieścił obszerną recenzję książki Anny Morawskiej, znamiennie ją tytułując: „Nauczył się wierzyć wśród tęgich razów”. Tytuł jest cytatem z kazania Bonhoeffera, wygłoszonego w Berlinie po objęciu stanowiska kanclerza Rzeszy przez Hitlera, w przeddzień spalenia Reichstagu.
Życiorys Dietricha Bonhoeffera, w zasadzie w Polsce wówczas nieznanego – choć na Zachodzie znanego dość szeroko – w istocie stanowił wprowadzenie do jego „Wyboru pism”, także opracowanego przez Annę Morawską. Obie książki wydano jednocześnie w tej samej niszowej oficynie „Znak”, w nakładzie pięciu tysięcy egzemplarzy, wówczas postrzeganym jako aptekarski. Zapewne na więcej nie zgodziliby się cenzorzy, kryjący się za kryptonimami D-06-1064 i D-012-702, pilnujący ograniczenia recepcji. Do czytelników zdążyło dotrzeć ledwie około trzech tysięcy egzemplarzy, gdyż władze doszły do wniosku, że zgoda na wydanie książki była błędem i zakazały jej rozpowszechniania.
W korespondencji mailowej Adam Michnik zwrócił mi niedawno uwagę na czasowy kontekst tamtych edycji, całkowicie oczywisty dla pierwszych polskich czytelników Bonhoeffera. Otóż Bonhoeffer walczył o ocalenie Żydów, a właśnie wówczas kończyła się w Polsce antysemicka nagonka, która swoją kulminację osiągnęła podczas rewolty studenckiej w marcu 1968 roku. Oczywiście sytuacja nie w pełni jest porównywalna, bo czym innym była dyktatura faszystowska, a czym innym dość liberalny reżim autorytarny w PRL, lecz mimo tych różnic ogromne zainteresowanie w Polsce dziełem niepokornego pastora, gdy „historia się powtarza”, uznać należy za znaczące.

Kuroń i Wojtyła

Opuszczający więzienia po rewolcie robotniczej Grudnia ’70 aktywni uczestnicy rewolty studenckiej Marca ’68, w tym Jacek Kuroń i Adam Michnik (obaj niewierzący i o poglądach lewicowych), w spuściźnie niemieckiego teologa-spiskowca poszukiwali również wskazówek etycznych. Jego odważna i kontrowersyjna teza o bezreligijnym chrześcijaństwie zbliżyła ich do chrześcijaństwa. Tworząca wówczas enklawy prawdy i wolności rodząca się polska opozycja demokratyczna w znacznym stopniu była inspirowana myślami Bonhoeffera. Na Jacku Kuroniu niemałe wrażenie wywarł „Wybór pism”, w którym znalazł wręcz „szansę dla siebie”, jak pisał w autobiografii „Wiara i wina” (1989). Szczególnie ważne były dlań słowa Bonhoeffera pisane w celi śmierci, które przywoływał w późniejszych wywiadach. W rozmowie opublikowanej w „Tygodniku Powszechnym” już po śmierci w 2004 roku znalazło się zdanie: „Żyć trzeba tak, jakby Boga nie było”.
Lider utworzonego we wrześniu 1976 roku Komitetu Obrony Robotników, którego formacja oparta była na ideologii non violence, już w 1975 roku napisał esej „Chrześcijanie bez Boga”. Nazwał go „próbą świadectwa postawy” i poprzedził mottem, obszernym cytatem z „Wyboru pism” Bonhoeffera. Odwoływał się także do jego niebywałych „Listów z więzienia”, pisanych podczas osiemnastu miesięcy aresztowania w berlińskim Tegel. Ze względu na to, że Kuroń (podobnie jak Michnik) znajdował się na indeksie, rzecz mogła ukazać się na łamach niszowego miesięcznika „Znak”, oczywiście pod pseudonimem. Ten dość często poza cenzurą i na emigracji przedrukowywany tekst spotkał się z dużym zainteresowaniem czytelników, w tym ówczesnego metropolity krakowskiego ks. kard. Karola Wojtyły.

Śladem Bonhoeffera

Słowa Bonhoeffera szczególnie ważne były dla lewicowej części tworzącego się ruchu opozycji demokratycznej. „Wszyscy opuszczający wtedy więzienia zaczytywaliśmy się w książkach Anny Morawskiej” – oświadczyła autorowi niniejszego szkicu Teresa Bogucka, wówczas z Sekcji Kultury warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej, liderka studenckiego Marca ’68. W założonym na uniwersytecie w Uppsali przez pomarcowych wygnańców kwartalniku politologicznym „Aneks” opublikowała jako Anna Chmielewska „List do przyjaciół”. Przedstawiła w nim stanowisko byłych tzw. komandosów, rozstających się z popaździernikowymi złudzeniami o reformowalności systemu i tzw. socjalizmie o ludzkiej twarzy. Wskazała zarazem na chrześcijańskie źródła motywacji niezależnej działalności opozycyjnej. Według niej środowisko to za Bonhoefferem przyjęło chrześcijaństwo jako system wartości.
Niezwykła nauka i postawa Bonhoeffera przyczyniły się w Polsce do zbliżenia wierzących, agnostyków i niewierzących, głównie inteligencji o lewicowych poglądach, dla której podstawowym doświadczeniem formacyjnym był Marzec ’68. Ważną rolę odegrała eseistyczna książka Adama Michnika „Kościół, lewica, dialog” (1977). Pracę tę, napisaną w podwarszawskim klasztorze w Laskach, najpierw opublikowano w paryskim Instytucie Literackim, a kolejne edycje w krajowych oficynach pozacenzuralnych. I tego lidera tzw. lewicy laickiej zafascynowała myśl i postawa Bonhoeffera. Świadczą o tym zarówno dość liczne odwołania w jego książce, jak też późniejsze konstatacje o ogromnym wpływie, jaki miał na niego ten niemiecki myśliciel. W połowie lat dziewięćdziesiątych Michnik pisał: „Lekturą, która rzeczywiście mnie najbardziej poruszyła (w latach siedemdziesiątych – MP), były pisma Bonhoeffera”.

Żyć wśród tęgich razów

Jednak prekursorem głębszego zainteresowania Bonhoefferem wśród członków KOR-u był poeta i wykładowca Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, późniejszy profesor Harvardu, Stanisław Barańczak. Pod wpływem lektury „Wyboru pism” i „Chrześcijanina w Trzeciej Rzeszy” już latem 1974 roku napisał on wnikliwy esej „Notatki na marginesach Bonhoeffera”, włączony do książki „Etyka i poetyka. Szkice 1970-1978”, najpierw wydanej w 1979 roku w Paryżu u Jerzego Giedroycia.
Inny wybitny opozycyjny poeta Adam Zagajewski, po narzuceniu stanu wojennego przebywający na emigracji, na łamach paryskich „Zeszytów Literackich” (1984, nr 6) zamieścił esej „1983”, w którym męczennika z Flossenbürga uczynił wręcz duchowym patronem – obok George’a Orwella, Aleksandra Sołżenicyna czy Simone Weil – ruchu opozycji demokratycznej w PRL.
Dietrichowi Boenhefferowi poświęcono wykład w solidarnościowym obozie internowania, połączony z gorącą wymianą opinii. Na początku października 1982 roku w zachodniopomorskim Darłówku Małgorzata Niesobska-Urbaniak, przewodnicząca „Solidarności” w Szczecińskim Zjednoczeniu Budownictwa, na prośbę Tadeusza Mazowieckiego odczytała jego esej „Nauczył się wierzyć wśród tęgich razów”. Części spośród ponad czterdziestu internowanych Bonhoeffer był w ogóle nieznany, niektórzy deklarowali niewiarę w Boga. Według Małgorzaty Niesobskiej-Urbaniak podczas rozgorzałej i trwającej do północy dyskusji (wyjątkowo nie zakończonej przed godz. 21.) głos zabierali m.in.: Bronisław Geremek, Stefan Niesiołowski, Andrzej Czuma. Działacz warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej, biolog z Uniwersytetu Warszawskiego Krzysztof Śliwiński (to od niego Kuroń zimą 1971 roku otrzymał w KIK-u „Wybór pism” Bonhoeffera) porównywał życiowy czyn franciszkanina o. Maksymiliana Kolbego w Oświęcimiu do męczeńskiej śmierci pastora z Finkenwalde. Zastanawiało go, dlaczego wielu ludzi, którzy czczą o. Kolbe, nie może zrozumieć męczeństwa Bonhoeffera, bądź trudno im to przychodzi.
W podobnej sytuacji znajdowali się i inni herosi ludzkości, np. dyplomata szwedzki Raoul Wallenberg, który walnie przyczynił się do uratowania od Zagłady około stu tysięcy węgierskich Żydów, a nie wiadomo kiedy i w jakim miejscu Związku Sowieckiego spotkała go męczeńska śmierć. Również ta ofiara totalitaryzmu długo po wojnie nie budziła większego zainteresowania i nie znajdowała zrozumienia wśród rodaków, w ogóle w Europie, a nawet w Izraelu.

Święty

O niebywałym zainteresowaniu internowanych aktywistów „Solidarności” tematem boenhofferowskiego referatu świadczyć może wyznanie, złożone już w wolnej Polsce przez innego uczestnika darłowskiego spotkania, współpracownika KOR-u, wybitnego rusycysty Andrzeja Drawicza, zatytułowane „Bonhoeffer w zasięgu ręki”. Pod hasłem: „Lekcja wielkich mistrzów” ukazało się ono w „Znaku” (nr 11, rok 1994) wśród kilkunastu wypowiedzi polskich intelektualistów o osobach, których świadectwo życia i myśli mocno kształtowały oblicze XX wieku.

Ostatnio o. Jan Andrzej Kłoczowski OP przyznał w „Kłocz. Autobiografii” (2015), że jeszcze w latach siedemdziesiątych uznał Dietricha Bonhoffera za swego intelektualnego mistrza. Ten dominikanin, cieszący się ogromnym szacunkiem, wieloletni duszpasterz akademicki, ściśle współpracujący z opozycją demokratyczną w Krakowie, wyznał, że autora „Naśladowania” i „Życia wspólnego”, książek pisanych w Seminarium Kaznodziejskim, uważa wręcz za świętego (polskie tłumaczenia tych książek wydały oficyny katolickie). O. Kłoczowski opatrzył swoją deklarację cytatem z wiersza Tadeusza Różewicza „Nauka chodzenia”, zamieszczonego w dwujęzycznym, polsko-niemieckim tomiku „Nauka chodzenia/Gehen lernen” (tłum. na niemiecki Karl Dedecius).

Nie czcić, lecz rozumieć

Tadeusz Różewicz, jeden z najwybitniejszych współczesnych poetów polskich, nazywany „świadkiem XX wieku”, wnikliwy analityk historii, człowieczeństwa i dramatu świata opuszczonego przez Boga, został pochowany w ubiegłym roku na cmentarzu przy kościele luterańskim Wang w Karpaczu. W wierszu z lat 2002-2004 pisał: „w ostatnich dwóch latach biorę lekcje u pastora Dietricha Bonhoeffera”. Zacytujmy większy fragment:

Bonhoeffera spotkałem we Wrocławiu

zacznij od początku
zacznij jeszcze raz mówił do mnie
naukę chodzenia
naukę pisania czytania
myślenia
trzeba się z tym zgodzić
że Bóg odszedł z tego świata
nie umarł!
trzeba się z tym zgodzić
że jest się dorosłym
że trzeba żyć
bez Ojca

i mówił jeszcze
że trzeba żyć godnie
na świecie bezbożnym
nie licząc na karę ani nagrodę

Być może ten poetycki głos najdobitniej zbiera nauki płynące z dzieła i życia pastora – suwerenne decyzje polegają na odpowiedzialności etycznej, a nie na podporządkowaniu się i układaniu z tymi, którzy dzierżą władzę i porządkują świat według własnych potrzeb. Ciekawe jest zwłaszcza ostatnie zdanie wiersza: „nie licząc na karę ani nagrodę”. Kara bowiem, męczeńska śmierć, może być wstępem do triumfu. Nie na tym jednak zależało Bonhoefferowi. Nie na tym, by go czcić, lecz by rozumieć.

Michał PAZIEWSKI

* Historyk z Uniwersytetu Szczecińskiego, działacz opozycji demokratycznej w PRL, ubiegłoroczny laureat Nagrody Klio za książkę „Grudzień 1970 w Szczecinie”.
Powyższy esej jest fragmentem referatu, wygłoszonego przez dr. Michała Paziewskiego na Uniwersytecie Szczecińskim podczas tegorocznych Międzynarodowych Dni Bonhoefferowskich (5-7 czerwca). Zorganizowały je luterańskie parafie św. Trójcy w Szczecinie i św. Mikołaja w Hamburgu.

Fot. Robert WOJCIECHOWSKI