Niedziela, 24 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Nie znają granic między państwami

Data publikacji: 24 listopada 2016 r. 10:35
Ostatnia aktualizacja: 24 listopada 2016 r. 10:41
Nie znają granic między państwami
Małgorzata Olszewska Fot. Bogdan Twardochleb  
O spotkaniach uczniów z Polski i Niemiec mówi Małgorzata Olszewska, nauczycielka języka niemieckiego w II Liceum Ogólnokształcącym w Szczecinie

– Od jak dawna współpracuje pani ze szkołami w Niemczech?

–  Z Baltic-Schule w Lubece od 10 lat, a od 20 lat z Bettina-von-Arnim-Schule w Berlinie. Sześć lat współpracowaliśmy też ze szkołą w Osnabrück, ale partnerstwo wygasło. Nie realizuję tych projektów sama, mam wsparcie moich koleżanek germanistek, przede wszystkim pani Lidii Ułasiuk, a wcześniej pani Danuty Tondryk, obecnie wicedyrektor liceum. Nasze projekty zawsze spotykają się z przychylnością dyrektor szkoły Jolanty Jastrzębskiej. Kontakty ze szkołami niemieckimi wspiera od lat Polsko-Niemiecka Współpraca Młodzieży.

– Ile zrealizowała pani projektów spotkań? Ilu uczniów w nich uczestniczyło?

– Nie wiem: 100, 120, 150? Trudno policzyć. W tym roku, w czasie wakacji, uczestniczyłam w Bad Bevensen w seminarium dla prowadzących projekty młodzieżowe i zapytano tam uczestników, ile razy robili już wymianę z partnerem z Niemiec: raz, kilka razy czy nigdy. Gdy zapytano mnie, powiedziałam: nie wiem, może sto razy. Spojrzeli bardzo zdziwieni. Wtedy wyjaśniłam, że jeśli na przykład z tą samą szkołą w Berlinie współpracuję 20 lat, to zrobiłam w tym czasie z nimi przynajmniej czterdzieści projektów (średnio dwa w roku szkolnym). Ogólnie mieliśmy około 150 wyjazdów do Niemiec, w tym także organizowanych bez dofinansowania PNWM, więc myślę, że uczestniczyło w nich ponad 2000 osób. Obecnie realizujemy co roku dwa-cztery projekty ze wsparciem finansowym ze środków PNWM, ale wcześniej bywały takie lata, gdy mogło ich być pięć, może sześć.

–  Uczniowie poznają się, a co potem? Czy są z tego trwalsze związki?

– Są. Mamy w swej historii dwie pary, może już małżeństwa. Nietrudno byłoby wskazać uczniów, którzy dzięki tym projektom wybrali swoją drogę życia: studiują w Niemczech, spełniają się zawodowo, kilka osób zrobiło w Niemczech doktoraty.

– Gdzie wybierają studia?

– Wcześniej we Frankfurcie nad Odrą, teraz przede wszystkim w Berlinie, ale też w Hamburgu, Moguncji, Monachium bo tam można rozpocząć studia po angielsku i kontynuować w języku niemieckim. Ale są i inne przypadki: w 2003 r. byliśmy trzy tygodnie w rejsie po Bałtyku, w czasie którego prowadziliśmy też warsztaty teatralne. Moja grupa liczyła dziesięć osób. Pod wpływem rejsu jedna uczennica wybrała studia na Akademii Morskiej, a druga – niderlandystykę, bo załoga statku była z Holandii i tak spodobał jej się ich język. Później zamieszkała w Holandii i śpiewała w holenderskim chórze.

–  Czy ktoś z Niemców mocniej zainteresował się Polską?

–  Nie wiem, ale może ci uczniowie, którzy potem związali się z Polkami? Muszę tu dodać, że w wyjazdach uczestniczą głównie dziewczyny, które w naszej szkole są większością i aktywniej niż chłopcy działają w projektach.

–  Gdy uczniowie z Polski i Niemiec wzajemnie poznają swoje kraje, co jest dla nich zaskoczeniem?

– Myślę, że dla Niemców, którzy przyjeżdżają do Polski po raz pierwszy, dużym zaskoczeniem jest to, że Polska to nowoczesny kraj. Uczniowie z Niemiec są serdecznie przyjmowani w wygodnych i dobrze urządzonych polskich domach. Wiem to od nich, nie od moich uczniów.

– A więc Polska to dla nich nowoczesny kraj gościnnych ludzi.

– Zdecydowanie. Do tego dochodzi fakt, że nasi uczniowie znają bardzo dobrze język angielski. Gdy brakuje im pewności w niemieckim, przechodzą na angielski, a wtedy okazuje się, że jest to język komunikacji dla obu stron. Nie zabraniam im tego, bo uważam, że głównym celem spotkań jest poznanie się, a każdy język może być do tego dobrym instrumentem. Bywa, że tym językiem jest język polski. Rodzice wielu uczniów z Niemiec wyemigrowali z Polski, a ich dzieci urodziły się już w Niemczech, niektóre prawie nie mówią po polsku, ale rozumieją dużo. Są i tacy, którzy opanowali nasz język bardzo dobrze i namawiają naszych uczniów, by rozmawiali z nimi po polsku. Chcą poznać język młodzieżowy, uczą się bardzo szybko różnych słów, ale też cieszą ich łamańce językowe. Zawsze robią dużo zdjęć u nas w Szczecinie, w Polsce, żeby pokazać rodzicom po powrocie do domu.

– Czy w spostrzeżeniach Niemców coś szczególnie panią zdziwiło?

– Nauczyciel z Berlina opowiadał mi, że jego uczniowie byli zszokowani tym, że jadąc w Polsce tramwajem czy idąc ulicą, słyszą język polski, dla nich obcy, ale polski. U nich, w Berlinie, w tyglu kulturowym, jaki tam powstał, słychać każdy język, bywa, że niemiecki przebija się rzadko, a tutaj jest polski. Nie rozumiejąc go, czuli więc, że tu jest Polska, bo wszędzie ludzie mówią po polsku. Dopiero będąc u nas, w Szczecinie, dostrzegli, że u nich jest inaczej.

– A co zaskakuje polskich uczniów w Niemczech?

– Na przykład to, że uczniowie z naszych szkół partnerskich tak mało mają zadań domowych. Nasi dziwią się i mówią, że po południu ciągle muszą coś robić, do czegoś się przygotowywać, a temu z kolei dziwią się Niemcy. Polacy na pewno zazdroszczą im możliwości uprawiania sportu w szkole i poza szkołą, bo obiekty sportowe są tam nowoczesne i łatwo dostępne. Szkoła, z którą współpracujemy w Berlinie, jest na obrzeżach miasta, w Reinickendorf. Gdy z jej uczniami poznajemy Berlin, to niektórzy z nich po raz pierwszy są w centrum, na Alexanderplatz czy na placu Poczdamskim, gdzie nasi uczniowie byli już wielokrotnie.

– Jakie były dla pani najważniejsze spotkania?

– Nie potrafię powiedzieć. Wszystkie są zawsze inne i bardzo ciekawe.

– Czy szkoły są inne, uczniowie?

– Stosunek nauczyciel – uczeń jest już podobny, choć uczniowie niemieccy chętniej rozmawiają ze swoimi nauczycielami. Podczas spotkań łatwo było się zorientować, że my w Szczecinie mamy bardzo ambitną młodzież, która się angażuje, mobilizuje, gdy coś trzeba zrobić. Niemcy różnie. Może ważne jest to, że u nas wyjazdy są dobrowolne. Nie zawsze jedzie jedna klasa, lecz ci uczniowie ze szkoły, którzy chcą. Przepustką nie są wyniki z niemieckiego ani średnia ocen, lecz chęć. U nich często jest tak, że w wymianie uczestniczy określona klasa. Musi uczestniczyć, bo tak zapisano w programie nauczania. A jeśli musi, to bywa różnie.

– Czy uczniowie dużo ze sobą rozmawiają?

– W ogóle młodzież coraz mniej umie ze sobą rozmawiać. Mówią skrótami, zdawkowo, tak – nie. Nasi przynajmniej starają się rozmawiać, bo chodzi im o znajomość języka, ale może gdy są w swoim gronie z partnerami, bez nauczycieli, to znajdują tematy do rozmowy. Trzeba zapytać o to uczniów, jak oni to czują.

– Czym dla uczniów szczecińskich jest Berlin?

– Prawie każdy z nich był już w Berlinie, zanim przyszedł do naszej szkoły. W Berlinie pokazujemy im muzea, wystawy, życie światowej metropolii, która jest na wyciągnięcie ręki. Co roku jeździmy na jarmarki przedświąteczne i wtedy zawsze idziemy na jakąś wystawę, a pod wieczór na widowisko muzyczne, żeby zobaczyli, że to też może być dla nich, ich rodzin czy przyjaciół, kiedy zdecydują się pojechać indywidualnie. Nie czujemy żadnego kompleksu Szczecina. Gościom z Niemiec pokazujemy w Szczecinie nową filharmonię, a jeśli można, idziemy na koncert. Z Berlina przyjeżdżają do nas często uczniowie ostatnich klas, którzy przygotowują się do matury, na przykład z historii i sztuki. Dla nich wielkim i pozytywnym zaskoczeniem bywa Centrum Dialogu „Przełomy”. Nauczyciel z naszej partnerskiej szkoły, który jest wielkim przyjacielem Polski i bardzo ładnie mówi po polsku, opowiadał mi po zwiedzeniu „Przełomów”, że nic nie wiedział o latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych w Polsce i Szczecinie, a cóż dopiero jego uczniowie.

– Mówiła pani, że uczniowie mało ze sobą rozmawiają. Lecz gdy rozmawiają, to co bardziej ich interesuje, historia czy współczesność?

– Współczesność. Oni inaczej niż my patrzą na świat. Myślę, że to już jest pokolenie, które właściwie nie miało kontaktu ze świadkami wydarzeń wojennych. Ich dziadkowie są stosunkowo młodzi, mają po sześćdziesiąt lat, nie sądzę, żeby opowiadali swoim wnukom o historii, ale może się mylę.

– Co wspólnego znajdują we współczesności?

– Przede wszystkim media społecznościowe, głównie Facebook, ale sądzę, że i niepewność co do przyszłości, wykształcenia, pracy.

– Czy korespondują ze sobą?

– Tak. Zanim się spotkają, już o sobie dużo wiedzą, widzieli swoje zdjęcia w różnych sytuacjach. Przed każdym spotkaniem przygotowujemy w szkole i wysyłamy tzw. Steckbriefe, w których każdy uczeń pisze o sobie. Dla moich uczniów jest to prawie jak archaizm, mówią – po co, my możemy to zrobić na Facebooku. Komunikują się ze sobą, tworzą grupy, to ich łączy.

– Muzyka też?

– Tak. Gdy uczniowie z Niemiec są w Szczecinie pięć dni, jeden wieczór nasi uczniowie organizują samodzielnie ze swoimi partnerami. Wtedy z reguły chcą iść do klubu lub na koncert, albo zająć się sportem.

– W co grają?

– W bilard, kręgle, czyli znowu chodzi o spotkanie w miejscach, gdzie jest gwar i dużo ludzi. Wie pan, zauważam, że niektórzy nie wiedzą, co robić na zwykłym spacerze. Dla nich ważne jest zadanie, żyją szybko, robiąc kilka rzeczy jednocześnie. Spacer jest czymś bardzo trudnym, zbyt jednostajnym, jednorodnym. Udają się za to wspólne zajęcia artystyczne: garncarstwo, malowanie, fotografowanie albo inne, na przykład wspólny wypiek chleba, wizyta w parku linowym.

– Czy Jugendwerk uczestniczy w większości realizowanych przez panią projektów?

– Tak, jeśli prowadzimy je z partnerami z Niemiec. Organizujemy jednak mnóstwo rzeczy dla naszych uczniów, które nie mogą być dofinansowane przez PNWM. Są to wyjazdy edukacyjne do Niemiec, warsztaty językowe, matematyczno-językowe, geograficzno-językowe. Przygotowujemy projekty nie tylko ze szkołami. Czterdzieści projektów zrealizowałam ze Stowarzyszeniem Spielbau z niedalekiego Bad Freienwalde w Brandenburgii, wiele przy wsparciu finansowym PNWM. Niestety to już historia.

– Jak nawiązuje pani kontakty z niemieckimi szkołami?

– Propozycja współpracy z Berlinem była pomysłem pewnej nauczycielki – Polki, która mieszkała od lat w Berlinie i pracowała w niemieckiej szkole. Pojechaliśmy tam w kilka osób na zaproszenie ówczesnego dyrektora i tak się zaczęło. Współpracę z Balic-Schule w Lubece nawiązaliśmy dzięki pomocy Rotary Club z Lubeki i Szczecina. Od stycznia 2007 r. mieliśmy już dwadzieścia kilkudniowych spotkań. Gdy organizowaliśmy kiedyś wyjazd czterech klas, wtedy pomogło nam Towarzystwo Polsko-Niemieckie w Lubece, zapewniając przewodników. Kilka lat temu gościliśmy w Szczecinie niemieckich absolwentów Gimnazjum Fundacji Mariackiej, które mieściło się w gmachu naszej szkoły do 1945 r. Z Lubeki przyjechali osiemdziesięcioletni panowie, profesorowie fizyki, medycyny, naukowcy… To było coś niesamowitego, oni płakali ze wzruszenia, że są w szkole, w klasach, w których się uczyli. Nasza młodzież spisała się na medal, przygotowali superprogram, mieli okazję porozmawiać.

– Ta współpraca to jest pani żywioł…

– Tak… Na pewno tak.

– Jaka będzie jej przyszłość?

– Zauważam, że mam coraz mniejszy kontakt z moimi uczniami. Nie chodzi o różnicę pokoleń, bo wiadomo: zawsze tak było i będzie, lecz o to, że obecnie uczniowie nie mają potrzeby dzielenia się swoimi przeżyciami z nami, nauczycielami. Gdy gdzieś jesteśmy i pytam: co słychać, jak się układa, krótko mówią: dobrze. Kiedyś wołali: proszę pani, byliśmy tu, widzieliśmy to, a co pani robiła? Pytań: „A co pani robiła?” już nie ma. Zaczyna mi doskwierać, że jestem tylko osobą prowadzącą i nadzorującą, bo to dla mnie za mało, moje życie jest inne, nie jestem biurem podróży. Jestem związana z każdą osobą, która uczestniczy w spotkaniach, z każdym z uczniów, partnerów, dokładnie pamiętam, gdzie byliśmy i co robiliśmy nawet dziesięć, dwadzieścia lat temu.

– Jak dziś układają się relacje polsko-niemieckie?

– Wśród moich przyjaciół bardzo dobrze.

– A w ogóle?

– Trudno powiedzieć… Jeśli uczniowie chcą się czegoś dowiedzieć o Niemczech, coś zobaczyć, wszystko mają w internecie. Coraz trudniej jest ich zachęcić do zaangażowania się w coś, coraz trudniej jest czymś zaskoczyć i zachwycić. Ale są i tacy, którzy sami jeżdżą do Niemiec i poznają kraj i ludzi. Połączenie z Lubeką jest rewelacyjne, z Berlinem prawie rewelacyjne.

– Czy to, co pani robi, co robi Jugendwerk, ma jakiś szerszy rezonans?

– Nie wiem, czy zauważa to ktoś poza osobami zajmującymi się młodzieżową wymianą polsko-niemiecką.

– Czy to co robicie, jest ważne dla ogólnych relacji polsko-niemieckich?

– Na pewno. Myślę, że gdy dzisiejsi uczniowie będą dorośli i samodzielni, to będą pamiętać: tu byłem, tam byłem, widziałem, zrozumiałem, wiem, miałem bezpośredni kontakt z ludźmi, kulturą, byłem w szkole, mieszkałem w domu niemieckiego partnera. Jeśli będzie trzeba, to się wszystko w nich odezwie.

– Niektórzy mówią, że rozpadnie się Unia Europejska i być może znów trzeba będzie zamknąć granice. Czym byłoby to dla pani uczniów?

– Oni zupełnie nie znają granic między państwami w Europie, nie wiedzą, co to jest. Czasem, gdy przydarzy się jakaś kontrola na granicy albo gdzieś dalej w Niemczech, nie wiedzą, jak się zachować. Są bardziej niż my przyzwyczajeni do kontroli dokumentów wyłącznie na lotniskach. Poruszają się swobodnie po świecie. Nie mogę sobie wyobrazić, że miałoby być inaczej.

– Czy cieszy się pani z tego, że może jeździć z uczniami do Niemiec, pokazywać im ten kraj, a Niemcom Polskę?

– Tak. Wzrusza mnie, gdy dawni absolwenci przychodzą po latach i pytają: a pani jeszcze to robi, pani jeszcze jeździ? – jakby to było zagwarantowane tylko dla ich rocznika, jakbym ich prawie zdradziła, że nadal to robię, choć ich już w szkole nie ma…

– Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Bogdan TWARDOCHLEB

* * *

W tym roku organizacja Polsko-Niemiecka Współpraca Młodzieży (Deutsch-Polnisches Jugendwerk) obchodzi 25-lecie istnienia. Została utworzona w 1991 roku przez rządy Polski i Niemiec. Decyzję o jej powołaniu na wzór Francusko-Niemieckiej Współpracy Młodzieży podjęli premier Tadeusz Mazowiecki i kanclerz Helmut Kohl. Umowę podpisali 17 czerwca 1991 roku, w dniu zawarcia polsko-niemieckiego Traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy, dwaj ministrowie spraw zagranicznych – Krzysztof Skubiszewski i Hans-Dietrich Genscher. Od początku działalności PNWM wsparła ponad 50 tysięcy przedsięwzięć, w których uczestniczyło ponad 2 miliony młodych ludzi z Polski i Niemiec. Biurami PNWM (Warszawa, Poczdam) wspólnie kierują dwaj dyrektorzy – polski (Paweł Moras) i niemiecki (Stephan Erb).

PNWM finansowo wspiera spotkania, praktyki, imprezy dokształcające, podróże do miejsc pamięci. Wydaje własne publikacje: podręczniki metodyczne, materiały do nauki języka sąsiada, książki krajoznawcze.

W Szczecinie, w ramach Stowarzyszenia Gmin Polskich Euroregionu Pomerania, działa tzw. Jednostka Centralna Polsko-Niemieckiej Współpracy Młodzieży. Status Jednostki Centralnej ma też Oddział Zachodniopomorski Polskiego Towarzystwa Schronisk Młodzieżowych. Obie placówki przyjmują i rozliczają wnioski na konkretne przedsięwzięcia. Sztandarowym jest realizowany od wielu lat projekt współpracy szczecińsko-bawarskiej.

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA