Poniedziałek, 25 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Stosunki na rozdrożu

Data publikacji: 28 stycznia 2016 r. 11:00
Ostatnia aktualizacja: 28 stycznia 2016 r. 11:00
Stosunki na rozdrożu
 

Krzysztof RUCHNIEWICZ

Obserwacją relacji polsko-niemieckich zajmuję się od lat. Zatem napisanie kolejnego tekstu na ten temat nie powinno mi nastręczać żadnych problemów, a zwłaszcza że w ostatnich tygodniach relacje te znalazły się w centrum zainteresowania. Materiału do przemyśleń było więc sporo. Sięgnąłem także po opracowania z ostatnich lat.

Jednak w miarę zagłębiania się w doniesienia mediów i literaturę moja ochota na pisanie tekstu malała, wzrastało natomiast poirytowanie i żal. Właśnie roztrwaniany jest wysiłek tysięcy osób – i tych z pierwszych stron gazet, i wielu szerzej nieznanych – dla których pojednanie i zbliżenie polsko-niemieckie stanowiło i stanowi sens życia, i które w pokonaniu „fatalizmu wrogości” widziały i widzą szansę na trwałe dobrosąsiedzkie relacje, a jednocześnie na jedność kontynentu europejskiego.

By lepiej zrozumieć poirytowanie i żal, konieczny jest powrót do przeszłości. Co osiągnęliśmy, jaką drogę przeszliśmy od 1989 roku? Nasze kontakty nie rozwijały się w próżni, zależały od zmieniającej się sytuacji europejskiej, same też wpływały (i nadal wpływają) na rozwój projektu europejskiego. Trafnie mówił o tym były prezydent, Bronisław Komorowski, przemawiając w Bundestagu w 75. rocznicę wybuchu drugiej wojny światowej. Wspominał mianowicie o „polsko-niemieckiej wspólnocie odpowiedzialności za przyszłość Europy”.

* * *

Urodzony w Cieplicach w 1930 roku znany karykaturzysta Walter Hanel, stan relacji polsko-niemieckich przedstawił w roku 1990 za pomocą dwóch mostów. Na pierwszym, niemiecko-francuskim, widoczny był ożywiony ruch samochodów w obu kierunkach, na drugim sytuacja była krańcowo inna: zamiast sznuru samochodów dwóch polityków – polski premier, Tadeusz Mazowiecki i kanclerz Niemiec, Helmut Kohl – próbowało wymienić powitalny uścisk dłoni, posługując się… drewnianymi atrapami ramion. Zmuszała ich do tego wielka dziura w moście. Wizja rysownika trafiała w sedno. Co prawda odzyskanie przez Polskę suwerenności i zjednoczenie Niemiec rozpoczęły nowy okres w powojennych relacjach polsko-niemieckich, jednak na początku trzeba było zasypać dzielącą nas przepaść.

* * *

W 1990 roku podpisano układ graniczny, a rok później – układ o dobrym sąsiedztwie. Oba miały charakter przełomowy: pierwszy kończył powojenny konflikt graniczny, drugi kładł fundament pod nowe relacje. Proces ten był wspierany przez ówczesne elity i społeczeństwa obu państw. Minister spraw zagranicznych Krzysztof Skubiszewski zaproponował model relacji, oparty na polsko-niemieckiej wspólnocie interesów. Pozwoliła ona Polsce – przy wydatnym wsparciu zachodniego sąsiada – stać się członkiem NATO i Unii Europejskiej. Dzięki temu nasze własne, bardzo kosztowne reformy wzmacniała realna nadzieja na sukces – włączenie się do Zachodu. Niemcy uznały Polskę za ważnego partnera, podobnie jak uczyniły to wcześniej wobec Francji. Wymiar partnerski wzmocniło utworzenie tzw. Trójkąta Weimarskiego 28 sierpnia 1990 roku.

W kolejnych dekadach powstały niezliczone instytucje i inicjatywy, które miały zbliżać Polaków i Niemców. Zbliżenie odbywało się też w sferze symbolicznej, na przykład poprzez niezwykle ważną debatę o historii z udziałem polityków, naukowców, członków wspólnot lokalnych.

Traktat o dobrym sąsiedztwie uporządkował wiele spraw, m.in. status mniejszości niemieckiej w Polsce i dziedzictwa niemieckiego na ziemiach, które znalazły się w Polsce w 1945 roku. Następne lata pokazały jednak, że pozostały sprawy, które pominięto lub odłożono. Do nich zaliczał się status Polaków w Niemczech (aspiracje do prawnego uznania za mniejszość narodową) i kwestie majątkowe. W drugiej połowie lat 90. zaczęto obserwować pewne zahamowanie w rozwoju relacji polsko-niemieckich. Wizyty polityków z obu krajów stały się nudną rutyną. Pojawiły się głosy o „kiczu pojednania”.

* * *

Na przełomie stuleci ujawniły się pierwsze dysonanse. Polskę i Niemcy zaczęło różnić podejście do spraw Europy („Nicea albo śmierć”) i bezpieczeństwa międzynarodowego (wojna w Iraku). Nad Wisłą kontrowersje wywołały wystąpienia przewodniczącej Związku Wypędzonych, Eriki Steinbach, z oburzeniem zareagowano na żądania odszkodowań za utracony majątek, zgłoszone przez część wypędzonych.

Sytuację uspokoił kanclerz Gerhard Schröder. W Polsce krytycznie ocenia się jego stosunek do Rosji. Jednak powinniśmy także pamiętać, że był on gorącym orędownikiem wstąpienia Polski do NATO i Unii Europejskiej. To on zdecydowanie podkreślił również, że żaden niemiecki rząd nie będzie wspierał manipulowania historią i roszczeń majątkowych pod adresem państw – ofiar Hitlera.

Kolejnego kryzysu relacje polsko-niemieckie doświadczyły w latach 2005-2007. Politycy PiS, prezydent Lech Kaczyński i jego brat, z dystansem podchodzili do Niemiec, a minister spraw zagranicznych Anna Fotyga zaproponowała renegocjację traktatu w celu „poprawy sytuacji Polaków w RFN”. Już wtedy można było odnieść wrażenie, że politycy tej formacji nie rozumieją Europy i relacji polsko-niemieckich. Nad dobrze skalkulowaną, ale przyjazną politykę w stosunku do Berlina, przedłożyli historyczne resentymenty, uprzedzenia i wręcz fobie, także z osobistym podtekstem (pamiętna wojna po karykaturze w „die tageszeitung”).

* * *

Wygraną PO w jesiennych wyborach 2007 roku przyjęto więc w Berlinie (i nie tylko) z ulgą. Podważony przez poprzedników model współpracy, oparty na „wspólnocie interesów”, znów zaczął obowiązywać. Polacy i Niemcy zacieśnili kontakty, zaczęły powstawać nowe projekty, jak np. podręcznika polsko-niemieckiego. Próbą podsumowania relacji były obchody 20. rocznicy podpisania traktatów. Po posiedzeniu obu rządów 21 czerwca 2011 roku wydano Wspólną Deklarację Rządów RP i RFN „Sąsiedzi i partnerzy”, ogłoszono program współpracy. W tym drugim dokumencie przedstawiono także zadania z różnych zakresów na następne 10-15 lat (około 100 różnych pozycji). Kilka dni wcześniej podpisano Wspólne Oświadczenie Okrągłego Stołu w sprawie wspierania obywateli niemieckich polskiego pochodzenia i Polaków w Niemczech oraz niemieckiej mniejszości w Polsce. Jeśli chodzi o Polaków zapowiadano utworzenie biura koordynacyjnego, Centrum Kultury i Historii Polaków w Niemczech oraz wspieranie zabiegów o naukę języka polskiego w RFN.

* * *

W relacjach polsko-niemieckich sprawy europejskie zaczęły odgrywać coraz większą rolę. Polska stała się ważnym graczem na płaszczyźnie europejskiej. Powoli wyrastała z roli „podopiecznego”, którym w wielu aspektach początkowo była. Coraz ważniejsze stawało się nowe zdefiniowanie wzajemnych relacji i wspólnych celów. O szczególnej odpowiedzialności Polaków i Niemców mówił prezydent Komorowski we wspomnianym już berlińskim wystąpieniu. Zacytuję fragment, który szczególnie warto przypomnieć w dyskursie publicznym.

„Dziś, jak nigdy – mówił prezydent RP – potrzebujemy polsko-niemieckiej wspólnoty odpowiedzialności, wspólnoty dla Europy, otwartej na wszystkie państwa Unii Europejskiej i całego naszego kontynentu. Chciałbym bardzo, i jestem pewien, że wszyscy tutaj, na tej sali, chcieliby bardzo, aby w następne rocznice wybuchu wojny światowej można było z głębokim przekonaniem powiedzieć więcej, niż mówili ojcowie założyciele Unii. Chcielibyśmy wszyscy, aby można było powiedzieć: «Nie było Europy, mieliśmy wojnę. Ale dzięki Europie i jej instytucjom nie ma wojny na całym wolnym kontynencie». Słowa polskiego prezydenta są nadal aktualne, bo pokój zaczęliśmy traktować jako coś oczywistego.

* * *

Zmiana atmosfery, pogłębienie współpracy i dialogu nie były akceptowane przez pozostający przez osiem lat w radykalnej opozycji PiS. Znieważano osoby aktywnie uczestniczące w sanacji relacji polsko-niemieckich. Dało się słyszeć, że Polska prowadzi politykę zagraniczną na kolanach, a nasz kraj to jakieś „kondominium rosyjsko-niemieckie”. Nawet wsparcie wyboru Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej odczytano jako zapłatę za rzekomą „proniemiecką uległość”.

Wprawdzie w roku wyborczym 2015 antyniemiecką retorykę wyciszono, podobnie jak kilka innych kwestii, jednak wróciła zaraz po przejęciu władzy przez PiS. Widzi się w niej korzystny instrument zjednywania społecznego poparcia, choć badania opinii z ostatnich lat pokazują, że Polacy cenią sobie dobre relacje z Niemcami, a historia nie odgrywa głównej roli w ich kształtowaniu. Z pomocą obozowi władzy idą media mu podporządkowane oraz – co jest novum w polskiej polityce – przekaz w mediach społecznościowych.

Coraz częściej można w przestrzeni publicznej usłyszeć negatywne określenia pod adresem Niemiec i kanclerz Merkel. Czy kryje się za tym nowa koncepcja, czy raczej jej brak, połączony z upartą chęcią odwrócenia wektorów z czasów rządów PO?

„Dla polityków, którzy nie znajdują odpowiedzi na żadne najbardziej newralgiczne problemy w Europie – pisze Anna Wolff-Powęska – pozostają tylko antyeuropejskie i antyniemieckie fobie. Brak koncepcji zastępują jakże żałosnym wymachiwaniem szabelką oraz straszeniem bojkotem niemieckich towarów i banków lub – jak minister Witold Waszczykowski – piętnowaniem odsuniętych od władzy Polaków jako zmierzających w kierunku mieszanki kultur i ras, co bardziej kojarzy się z ideą «krwi i rasy» nazistowskiego polityka Richarda Darré, aniżeli promocją tradycyjnych polskich wartości”.

Krytykę ostatnich zmian w Polsce przez urzędników europejskich odczytuje się jako „zamówienie i spisek niemiecki”. Okładki prawicowych czasopism z ostatnich tygodni nie pozostawiały żadnych wątpliwości co do rzekomych źródeł tych postaw

* * *

Rzeczywiście w mediach niemieckich narasta krytyka Polski. Czy nie nazbyt łatwo i szybko? Do pracy zabrali się także karykaturzyści. Co dalej z naszym sąsiedztwem? Zwłaszcza że coraz mocniej brzmi pytanie: co dalej z Europą?

Są jednak pierwsze przejawy powrotu do konstruktywnego dialogu. Zapowiada go ostatni wywiad prezydenta Dudy dla niemieckiego „FAZ am Sonntag”, nadzieje daje oficjalne rozpoczęcie obchodów 25. rocznicy podpisania traktatów polsko-niemieckich, jak też rozmowy ministrów spraw zagranicznych. Ewolucja sytuacji nie jest jednak przesądzona.

Premier i minister spraw zagranicznych RP zwlekają z upublicznieniem bilansu otwarcia w relacjach polsko-niemieckich. Nie wiadomo, czy wcześniejsze ustalenia są jeszcze aktualne. Co będzie realizowane, a co nie ze spraw wskazanych w dokumencie z 2011 roku? Sygnały z kancelarii premier nie są jednoznaczne. Na pełnomocnika ds. dialogu międzynarodowego (vacat po śmierci Władysława Bartoszewskiego) powołano Annę M. Anders, córkę gen. Władysława Andersa, która jednak na płaszczyźnie dialogu z Niemcami nie ma żadnego dorobku.

Relacje polsko-niemieckie są dziś na rozdrożu. Mamy trudności ze zrozumieniem się. Przykładem jest choćby stosunek do fali przybyszy z Bliskiego Wschodu. Część Polaków z ironią traktuje niemiecką wrażliwość na los uchodźców i otwartość na imigrantów. Niemcy łatwo nasze wszystkie obawy definiują jako brak tolerancji.

Należy mieć tylko nadzieję, że aktualne trudności nie będą oznaczać powrotu do wzajemnej niechętnej obojętności, jaką obserwowaliśmy już w latach 2005-2007. Byłby to, zważywszy na problemy Europy i świata, najgorszy z możliwych scenariuszy. Zaprzepaściłby wysiłek wielu bezinteresownych ludzi, na co w warunkach różnych deficytów funkcjonowania społeczeństwa obywatelskiego nie powinniśmy sobie pozwalać.

Krzysztof RUCHNIEWICZ

* Historyk, profesor, dyrektor Centrum im. Willy'ego Brandta we Wrocławiu

Na zdj.: Wrocław, 18 listopada 2015 r., otwarcie wystawy „Pojednanie Versoehnung in Proggress

Fot.: FWPN

 

 

 

 

 

 

 

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA