Przez kilka tygodni prezentowaliśmy na łamach „Kuriera Szczecińskiego" szkolne gazetki, które w tym roku nadesłały swoje zgłoszenia do konkursu na najlepsze pismo uczniowskie w Zachodniopomorskiem. Dziś przyszedł czas na ostatnią pozycję, ale za to jaką! „Ale numer!", to wydawnicza perełka przygotowywana przez młodzież z Technikum Ekonomicznego im. Witolda Pileckiego w Szczecinie.
Periodyk wydawany jest od niedawna, pierwszy numer ukazał się półtora roku temu a w pracę dziennikarską, edytorską i poligraficzną zaangażowanych jest dwudziestu dwóch młodych ludzi, którzy piszą artykuły, samodzielnie dbają o wyjątkowo profesjonalną dokumentację fotograficzną, składają swoją gazetę i sami ją drukują. Wszystkie te zdania koordynuje Ewelina Różewska, nauczycielka technikum, która przekazuje nastolatkom wiedzę z dziedziny grafiki, druku cyfrowego i druku 3 D. Mimo iż w szkole nie ma koła dziennikarskiego, młodzież doskonale czuje się w różnych formach - w gazecie nie brakuje wywiadów nie tylko z nauczycielami, ale także mającymi różne pasje i osiągnięcia uczniami, relacji ze szkolnych wydarzeń, kącików muzycznych, recenzji książek, poradnictwa z różnych dziedzin - od psychologii po makijaż.
Młodzi dziennikarze starają się, by ich gazeta docierała do koleżanek i kolegów co dwa miesiące. Na dodatek pismo ukazuje się wyłącznie w wersji papierowej.
- Postawiliśmy na jakość, trochę to trwało nim pierwszy numer ukazał światło dzienne, ale dopracowywaliśmy każdy szczegół: tytuł, logo, format, grafikę i treść, tak by była interesująca dla młodych ludzi i docierała do dużego grona - tłumaczy Ewelina Różewska. - Nie publikujemy w Internecie wersji elektronicznej, bo młodzież musi mieć motywację do czytania tradycyjnej prasy i książek, a wszystkie etapy procesu wydawniczego mają jej przynosić satysfakcję.
Zespół stawia na oryginalność, unika sztampy, artykuły mają nieoczywiste tytuły, większość jest niepodpisana - autorów można znaleźć jedynie w redakcyjnej stopce.
(kel)
- Ile zna Pani języków?
- Oprócz języka niemieckiego znam jeszcze język rosyjski oraz angielski, lecz nie jest to ten sam poziom, jak w przypadku tego, którego uczę. Na studiach, będąc na wymianie studenckiej z programu Erasmus, uczyłam się również przez krótki czas języka japońskiego i bułgarskiego.
- Czy zwiedzała Pani kraje niemieckojęzyczne? Jeśli tak, to jakie i które z tych miejsc podobało się Pani najbardziej?
- Byłam niejednokrotnie w Niemczech i w stolicy Austrii, choć niestety na krótko. Chciałabym także wybrać się w przyszłości do Szwajcarii. W szczególności jestem zachwycona niemieckim miastem, jakim jest Drezno. Polecam każdemu, kto uwielbia malownicze miasta z pięknymi zabytkami, porcelanę oraz sztukę.
- Jakie widzi Pani plusy oraz minusy pracy jako nauczyciel?
- Jednym z plusów jest kontakt z młodzieżą, od której sama mogę się wiele nauczyć. Ten zawód daje również mnóstwo satysfakcji, kiedy uczniowie odnoszą sukcesy – te duże i te małe. Dodatkową radość przynosi świadomość, kiedy wiedza, którą przekazuję, pomaga im w przyszłości osiągnąć wymarzone cele. Lubię, gdy uczniowie pytają mnie o radę, opowiadają o swoim życiu i chcą wiedzieć więcej na mój temat. W ten sposób budujemy pozytywne relacje, co następnie przekłada się na efekty w nauce. Minusy pracy nauczyciela… Są takie?
- Myślała Pani kiedyś o nauczaniu w Niemczech?
- Myślałam o tym przez chwilę, ale czuję się dobrze w swoim kraju i obecnie to tutaj chcę mieszkać i pracować. (...)
Często słyszymy w telewizji czy mediach o osobach, które przez choroby czy mutacje genetyczne posiadają nadzwyczajny wygląd w postaci różnorodnych deformacji ciała. W tych czasach podchodzimy do nich z szacunkiem, pomagamy im poprzez zbiórki zadbać o komfort życia. Jednak czy tak było od zawsze? Niestety nie.
Dawniej byli to ludzie wystawiani na pokazy w spektaklach i na scenach znanego „Freak Show”, jako fenomen w światłach sławy, gdzie w cieniu często skrywał się ich ukryty tragizm i okrucieństwo jakiego doświadczali od osób „ustawionych” wyżej w hierarchii społecznej. Książka Joanny Zaręby „Dziwolągi. Historie ludzi wystawianych na pokaz” w rzeczowy i dokładny sposób przedstawia życiorysy tych, którzy byli jednymi z bardziej znanych w tej branży. Odkrywa karty na temat tego, co takie osoby przeżyły i jak sława, której zaznali, pomogła im lub wręcz przeciwnie — zmieniła ich życie na gorsze.
Tekst przedstawia zarówno ciekawostki o tym rodzaju show-biznesu, jak i ukazuje smutną, pominiętą prawdę, która jest warta uwagi i świadomości o tym okresie historii. Według mnie książka jest świetna, dlatego polecam ją każdemu, by poznać smak innej rzeczywistości.
- Wiążesz przyszłość z tym kierunkiem?
- Nie wiem, przyszłość pokaże. Dopiero za jakiś czas mam zamiar podjąć decyzję, co będę robił w życiu. Nie jestem na razie w stanie tego określić.
- Zajmujesz się muzyką. Dlaczego wybrałeś akurat rap?
- Tam gdzie się wychowałem słuchało się rapu. Najłatwiej jest mi tworzyć taką muzykę, najlepiej się w tym odnajduję, bo w innym gatunku potrzebujesz do tego ludzi, a rap można w pełni tworzyć samemu. Ja wolę być niezależny. Wtedy mam pewność, że to co tworzę, wyjdzie tak jakbym chciał, żeby wyszło.
- Piszesz sam teksty?
- Tak. Jestem zupełnie samowystarczalny w tym zakresie.
- Podobno masz ksywkę. Jak ona brzmi i skąd się wzięła?
- Moja ksywka to Szef Dav. Ewoluowała ona na przestrzeni tych 4 lat. Inspirowałem się moim największym idolem w rapie - Famous Dex’em. On ma na imię Dexter, więc skrót od jego imienia to Dex. Ja mam na imię Dawid, po angielsku to David, więc właśnie Dav. A Szef, bo po pierwsze chciałem stworzyć nickname, który jest łatwy do zapamiętania (bo to są dwa słowa), a po drugie ładnie wpada w rymy. Dodatkowo takiego nicknamu nikt nie miał. Zacząłem słuchać też Chief Keefa, czyli ojca trapu, no a chief to szef. (...)