Na przestrzeni lat mnóstwo ludzi przeciwstawiało się narzuconym zasadom. Dzięki temu świat ciągle się zmieniał. W niektórych wypadkach były to zmiany na lepsze, w niektórych na gorsze. Jednak jakiekolwiek by były, zawsze rozwijają i uczą. Muzyka od lat jest potężną bronią buntowników. A bunt był w nas od zawsze.
Nasza przygoda zaczyna się w Anglii lat 70. To tam powstał punk rock, muzyka pełna nienawiści i miłości zarazem. Zespoły takie, jak: The Clash i Sex Pistols wykrzykiwały ze sceny anarchistyczne i buntownicze hasła: „Jestem Antychrystem”, „Jestem Anarchistą” lub: „Biały bunt, chcę buntu, mojego własnego buntu”.
Dzięki temu ludzie głośno wyrażali, co myślą. Część społeczeństwa zaczęła się z nimi utożsamiać. Muzycy walczyli o różne sprawy. Na przykład w latach 70. nigeryjski muzyk Fela Kuti założył własną społeczność, z którą przeciwstawiał się imperializmowi bogatych krajów w Afryce. Nigeryjska władza go nienawidziła, lecz to go nie obchodziło, ponieważ zależało mu na wybranych słuchaczach.
Nie możemy nie wspomnieć o wkładzie grungowej sceny Seattle. Tamtejsze zespoły, jak: Nirvana, Pearl Jam lub Soundgraden od początku były inspiracją do buntu. Tamtejsi wokaliści grali w obskurnych barach ubrani w najtańsze swetry i trampki, podczas gdy popowe gwiazdy ciągle chwaliły się luksusem. Sam Kurt Cobain powiedział kiedyś: „Lepiej być nienawidzonym za to, kim się jest, niż być kochanym za to, kim się nie jest”. Wielu ludzi identyfikowało się z „brudnymi” zespołami z Seattle.
Hip-hop także zabrał głos i przeciwstawił się starym ideom. Amerykański skład Public Enemy walczył o równość dla czarnych społeczności. Ich przekaz trafiał do wielu ludzi. Wprowadzili do rapu idee punkowe, które były potem wykorzystywane przez wielu twórców.
Inny raper, Kanye West, też krytykuje rasizm i szufladkowanie czarnych. W piosence „Violent Crime” śpiewa, naśladując stereotypy: „Czarni to dzikusy, czarni to potwory”.
Z kolei Latynosi mieszkający w Ameryce utożsamiali się z tekstami Rage Against The Machine. Był to rapcorowy zespół wspierający meksykańską społeczność w Stanach.
Powróćmy na chwilę do Anglii. Uosobieniem buntu w latach 90. był również angielski zespół Chumbawumba. Teksty Chumby są jeszcze ostrzejsze niż teksty The Clash czy Sex Pistols. Ich piosenki opowiadają o obrzydzeniu chciwą władzą, bezsensie wojen, o homofobii. Byli szczerzy i prześmiewczy do bólu, śpiewając: „Hey hey, we’re a junkier”.
Jeśli już jesteśmy w Anglii, nie możemy zapomnieć o Davidzie Bowie. Był symbolem zarówno dziwactwa, jak i uporządkowania. Wprowadził do popkultury „wolny i niezaszufladkowany” seks. Wcześniej ludzie wypowiadali się o nim bardzo ostrożnie, szczególnie w krajach komunistycznych. Bowie był jednym z wielu artystów, którzy przyczynili się także do upadku muru berlińskiego. Był symbolem wolności i charyzmy. Dzięki niemu temat seksu przestał być tematem tabu. Ludzie zaczęli rozmawiać o nim coraz częściej, szczerze i bez strachu.
Idee Davida Bowie podzielali również członkowie kalifornijskiego zespołu Red Hot Chilli Peppers. Byli „dziwakami” grającymi dla „dziwaków”. Basista RHCP zawsze podkreślał, że trzeba być sobą, nieważne kim by się było. Zespół zawsze zaskakiwał i pokazywał ludziom, że nie można wstydzić się siebie, swojego pochodzenia, charakteru i lęków.
Sprzeciw jest wszechobecny również w muzyce hardcorowej. Uosobieniem „agresywnego” buntu jest na przykład zespół System of a Down. Od lat ich teksty szokują i skłaniają do dyskusji, np.: „Te brutalne ulice są wypełnione bezdomnymi. Nigdy nie ufaj Hollywood” lub: „Hipnotyzują naiwnych, propaganda zostawia nas oślepionych”. Piosenki zespołu krytykują głównie współczesny konsumpcjonizm, kłamstwa mediów, niszczenie natury.
Mogę to podsumować cytatem z Fryderyka Nietzschego: „Życie bez muzyki jest błędem”. Słuchajmy zatem muzyki zawsze i wszędzie. Muzyka pomoże nam w odnalezieniu siebie.
Jędrzej KWAŚNIEWSKI
(Kontrast)