Piątek, 22 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Miasto nowych przyjaźni

Data publikacji: 12 listopada 2015 r. 12:29
Ostatnia aktualizacja: 12 listopada 2015 r. 12:29
Miasto nowych przyjaźni
 

KIEDY wysiadaliśmy z autobusu po parunastu godzinach jazdy, byłam jednocześnie podekscytowana i przerażona. Po raz pierwszy miałam spędzić cały tydzień w Niemczech, uczęszczać do prawdziwej niemieckiej szkoły, a na dodatek mieszkać z niemiecką rodziną.

Nasze pierwsze zetknięcie z nimi nastąpiło tego samego wieczoru w dużej sali na najwyższym piętrze. Wszyscy z zaciekawieniem lustrowaliśmy się nawzajem i posyłaliśmy sobie zachęcające uśmiechy. Każdy czekał niecierpliwie, aż zostanie „sparowany ze swoim Niemcem”. 
Niemiecki nauczyciel miał problemy z odczytaniem mojego imienia, więc pozwoliłam, by stosował niego łatwiejszą dla niego zgermanizowaną wersję Małgorzaty, czyli Margaret. 
Pod swoje skrzydła wzięła mnie Melissa. Już w drodze do jej domu znalazłyśmy wspólne tematy do rozmów. Melissa nosiła okulary, miała dwie siostry, słuchała indie rocka (zupełnie jak ja!) i tańczyła zumbę. Powoli zaczynałam mówić coraz śmielej po niemiecku. Rozmawiałyśmy też w języku angielskim, a w pewnym momencie wpadłyśmy na pomysł, żebym to ja nauczyła ją paru polskich słówek.
Następny dzień – następne wyzwanie. Pobudka o godzinie 6:15, śniadanie złożone głównie ze słodkości, głęboki wdech. Meli zaprowadziła mnie do szkoły, gdzie naszą pierwszą lekcją była plastyka. Dużo osób na korytarzu wołało do mnie „cześć” lub „hallo”, nie spotkałam się z ani jednym nieprzyjaznym spojrzeniem. Na matematyce zapoznałam się z Vincentem, Svenem i Jennifer z dziewiątej klasy. Opowiedzieli mi nieco o tym, jak wygląda ich nauka, system oceniania i podział klas.
Różnice między niemiecką a polską szkołą okazały się całkiem spore. Nie tylko ludzie, ale też budynek zrobił na mnie duże wrażenie. Był nowocześnie wyposażony i miał dużo szklanych elementów. 
Rinteln było przytulne i urocze, uliczki były wyłożone kostką, a na rynku głównym stało pełno lodziarni i kawiarenek. Podczas terenowej zabawy grupowej, udało nam się zwiedzić ratusz, herbaciarnię i wiele innych miejsc. Najbardziej oczekiwaną atrakcją był jednak Heide Park – największy park rozrywki w Niemczech. Podczas zdzierania gardła na rollercoasterach zintegrowaliśmy się z sobą jak w żaden poprzedni dzień. 
Pożegnanie było smutne – naprawdę nie mogliśmy wyrwać się z uścisków, a łzy leciały nam po policzkach strumieniami. Z Niemcami da się zaprzyjaźnić ;)
Małgorzata MAKUCH

Rynek w Rinteln (Dolna Saksonia), mieście nowych przyjaźni

Fot.: RINTELN

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA