Piątek, 22 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

... ich jachty (2)

Data publikacji: 23 marca 2016 r. 11:55
Ostatnia aktualizacja: 19 czerwca 2018 r. 17:47
... ich jachty (2)
 

To się nazywa wielkie parcie na morze. Jan Kolenda pierwsze żeglarskie kroki stawiał w Białymstoku w szkole średniej, w harcerskiej drużynie wodnej. Tam też zdobył stopień żeglarza jachtowego i pływał na popularnej mieczówce „Omega”. Później przyszły studia i praca w Mielcu, w zakładach lotniczych. Jako, że po studiach miał wykształcenie mechaniczne został w Mielcu starszym konstruktorem silników.

Trzeba trafu, że do Mielca przyjechał Zdzisław Michalski, który był w Trzebieży kapitanem na „Zewie morza”, gdyż szukał części lub nowego silnika na jacht. Panowie spotkali się w Mielcu i od słowa do słowa okazało się, że Jan Kolenda marzy o morskiej przygodzie. Ponieważ był fachowcem w swojej dziedzinie propozycja była jasna, przyjedz do nas, do Trzebieży.

Następnego dnia J. Kolenda zaniósł kierownikowi w trybie natychmiasatowym wypowiedzenie z pracy. Po dłuższej rozmowie wyjaśnił się powód złożenia wypowiedzenia i kierownik doceniając upór młodego inżyniera w drodze na morze, kazał wycofać mu wypowiedzenie i rozstali się z zakładem w trybie porozumienia.

Patrząc dziś na tę decyzję, można powiedzieć, że przyszły żeglarz zamienił siekierkę na kijek. W Mielcu miał wysokie stanowiska i dobrą płacę, w Trzebieży nie mogli mu tego zaproponować. Za to czekała na niego wielka morska przygoda z rejsem dookoła świata. Na odchodne z Mielca dostał części zapasowe do jachtowego silnika z warunkiem przebadania ich podczas morskiego rejsu. I w ten sposób J. Kolenda trafił do Trzebieży. Początkowo nawet nie miał gdzie mieszkać i zadomowił się na jachcie. Z czasem znalazł lokum, a jego zajęciem było nadzorowanie remontu „Zewu Morza” w stoczni „Gryfia”, a w następnym roku pożeglował w załodze „Zewu” najpierw do Londynu, a następnie w wielki rejs dookoła świata.

I tu można powiedzieć, że spełniły się marzenia młodego licealisty, a zamiana miejsca pracy z Mielca na Trzebież nie była wcale jak w przysłowiu o siekierce i kijku.
Rejs „Zewu Morza” pod dowództwem Zdzisława Michalskiego ruszył po uroczystym pożegnaniu na Wałach Chrobrego późną jesienią 1973 r. Niestety, po wyjściu z Kanału Kilońskiego na Morze Północne trafili na silny sztorm, który wyrwał z jachtu bukszpryt z częścią dziobową i zatopiony został forpik (pomieszczenie na dziobie jachtu). Nadali sygnał wzywania pomocy i uzgodnili z kapitanem holownika, że będzie to asysta (nie trzeba wówczas płacić za ratowanie mienia) do portu w Ijmuiden. Naprawa trwała wiele miesięcy i teraz już mogli wypłynąć w rejs bez przeszkód. Trudno w krótkiej rozmowie opisać cały rejs, w każdym razie było to spełnienie marzeń młodego człowieka. Odwiedzili 20 państw w tym 32 porty. Pokonali Atlantyk, Kanał Panamski, Ocean Spokojny i szereg egzotycznych na nim wysp, Nową Zelandię, opłynęli Australię, pokonali Ocean Indyjski ze słynnymi wyspami Mauritiusem i Madagaskarem, byli w Kapsztadzie, na Wyspach Zielonego Przylądka i wreszcie w Szczecinie.

Po powrocie z tego wielkiego rejsu na tyle zasmakował w tej żeglarskie przygodzie, że następnie pływał na „Zewie Morza” jako mechanik i I oficer, był zastępcą kapitana i kapitanem na jachcie „Moskal”, następnie na „Kpt. Haska, znów na „Zewie morza” jako mechanik i na wielu innych jednostkach jako kapitan. Zdobył patenty stopni żeglarskich i motorowodnych: jachtowego kapitana żeglugi wielkiej, kapitana motorowodnego żeglugi wielkiej, ster motorzysty, radiooperatora w służbie morskiej, licencja na holowanie narciarzy i obiektów pływających oraz świadectwo ukończenia kursu radarowego II klasy. Na jachtach żaglowych pokonał 75 490 mil morskich i 2 000 mil na jachtach motorowych. Zajmował się w Trzebieży szkoleniem na wszystkie stopnie żeglarskie, szkolił żeglarzy z Libii, prowadził rejsy szkoleniowo-stażowe na Zalewie Szczecińskim i Bałtyku oraz uczestniczył w komisjach egzaminacyjnych na kolejne stopnie.

Od września 1982 r. Jan Kolenda prowadzi własną firmę „Jakol-Yacht” produkującą jachty motorowe z laminatu. Nie zapomina o morskich przygodach. Razem z żoną Hanną, która ma stopień sternika morskiego i często z synem Jerzym, żeglarzem jachtowym pływają podczas wakacji po ciepłych morzach.
Andrzej Gedymin

REKLAMA
REKLAMA

Komentarze

mariner
2016-06-22 21:05:11
s/y MOSTAL" a nie Moskal :)
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA