Środa, 04 grudnia 2024 r.  .
REKLAMA

Maryla Grochowska

Data publikacji: 22 sierpnia 2016 r. 13:17
Ostatnia aktualizacja: 19 czerwca 2018 r. 17:47
Maryla Grochowska
 

Miała zaledwie 13 lat, gdy w rok po wyzwoleniu miasta z rodzicami przybyła do Szczecina. Pamięta tamte pionierskie lata, surową Janinę Szczerską dyrektorkę jej ogólniaka, ale też bardziej sympatyczne momenty z życia. Do takich niewątpliwie zalicza zapisanie się do Ligi Morskiej, która działała w jej ogólniaku.

Siedzimy właśnie pod parasolem w Tawernie pod Zardzewiałą Kotwicą, a koleżanki w sile wieku i eleganckie Maryla i Danuta Kopacewicz snują żeglarską opowieść. Właśnie w tej Lidze Morskiej w 1949 r. Maryla zapisała się na kurs teoretyczny na stopień żeglarza jachtowego. Kurs zdała i zdobyła pierwszy stopień żeglarski. Tej wiedzy widocznie było już za mało gdyż w latach 1950 i 51 poszła na kolejne kursy sternika jachtowego. Zajęcia prowadził kpt. Andrzej Huza, a Mieczysław Janowski, znany szczeciński architekt oddał do dyspozycji kursantów swój prywatny jacht. Szkolili się, pływając po Zalewie Szczecińskim, a nasza rozmówczyni otrzymała po kursie i egzaminie patent instruktora żeglarstwa.
Wkrótce ówczesna władza zlikwidowała macierzysty klub Maryli, czyli Ligę Morską i trzeba było szukać nowego miejsca zaczepienia. Wraz z grupą kolegów przeszła do AZS, gdyż rozpoczęła studia inżynierskie na Wydziale Chemii Politechniki Szczecińskiej. AZS nie był jednak zbyt gościnny i z tą samą grupą kolegów przeszła do Ligi Przyjaciół Żołnierza - najsilniejszego wówczas szczecińskiego klubu, który dysponował pokaźną flotą pełnomorskich jachtów oraz promował żeglarstwo regatowe. Na kolejny kurs tym razem jachtowego sternika morskiego pojechała do Gdyni i tam zdała pomyślnie i otrzymując patent.

Żeglarka szybko została doceniona i mogła startować w ówczesnej klasie o nazwie „hetka”. Tym, którzy nie wiedzą, co to za łódka spieszę donieść, że do pewnego stopnia był to pierwowzór „omegi”, chociaż pamiętamy, że „omegę” zaprojektował i zbudował w okresie międzywojennym Polak Juliusz Sieradzki. Na tych jachtach (na „omegach”) wychowywały się całe pokolenia żeglarzy. Organizowano także regaty na jeziorach, a nawet na morzu. Do dziś regaty łącznie z mistrzostwami Polski są kontynuowane.

Maryla pierwszy regatowy sukces odniosła na „omedze” w Poznaniu na jeziorze Kierskim. Zdobyła tam pierwsze miejsce, pozostawiającm za sobą załogi męskie. Warto dodać, że jezioro w Kiekrzu ma specyficzne warunki wiatrowe i głównie wygrywają tam poznaniacy, znający dobrze ten akwen. Trzecie miejsce zdobyła w Giżycku na Niegocinie podczas mistrzostw Polski w silnej i licznej obsadzie. Jej dokonania nie byłyby pełne, gdyby nie wymienić udziału w zawodach żeglarstwa lodowego. Uzyskała odpowiedni stopień i podczas mistrzostw Polski kobiet zdobyła srebrny medal.

Po „omedze” i już ze stopniem sternika morskiego przyszła w roku 1953 kolej na jachty morskie. Startowała w załodze na „Perunie” lub „Radogoście” i znów było pierwsze miejsce. Po studiach z dyplomem inżyniera chemika podjęła pracę w fabryce „Wiskord” w Żydowcach. Wkrótce założyła tam kółko żeglarskie i pływali na kupionej w Krakowie „omedze”. Jakby tych sukcesów było mało postanowiły z Danutą Kopacewicz, że zostaną żeglarskimi sędziami i tak się stało. Pracowała w komisjach regatowych w Szczecinie i w Giżycku, W 1956 r. Podczas Regat Przjaźni na Zalewie Szczecińskim poznała Niemca, Piotra inżyniera budowy okrętów, który dowodził jednym z jachtów. Miłość zrodziła się bardzo szybko i niestety była końcem jej regatowej, żeglarskiej przygody. Pływali wprawdzie turystycznie, byli w Grecji, Szkocji, Anglii, Norwegii, Finlandii i innych portach bałtyckich. Przeprowadzała wraz z synem i jego kolegą do Polski z Morza Śródziemnego jacht kpt. Kraszewskiego „hrabia Lolo”, który na tym jachcie zmarł. Ta wyprawa trwała 3 tygodnie, wiodła rzekami i kanałami Francji i była o tyle trudna, że mieli do pokonania kilkadziesiąt jak nie kilkaset śluz. Była później wyczerpująca przygoda, gdy sprowadzali w trzy osoby z Nowego Jorku (New Port) do Niemiec jacht i na Biskajach trafili na ciężki sztorm. Fale były na tyle wielkie, że znajdując się na grzbiecie fali, spadali z niej na dół, a cały jacht trzeszczał i nie bardzo było wiadome co się za chwilę stanie. Pomagała sprowadzać z Nevport w Anglii do Kilu jacht Kuby Jaworskiego.

Nasza rozmówczyni przez pół roku mieszka koło Węgorzyna i na jeziorze Wośpin uczy swoje wnuki żeglowania na „optimiście”. Drugą połowę roku spędza w Niemczech. Na koniec tej historii warto powiedzieć, że pisze wiersze. Zacytujmy krótki fragment pochodzący z utworu „Droga”:

Przedtem nie myślałam
myśli rzuciłam za siebie
szłam wytyczoną drogą
drogą wytyczoną przez siebie
czy ona była właściwa
nie wiem ...
Tekst i fot. Andrzej Gedymin

 

 

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA