Sobota, 23 listopada 2024 r.  .
REKLAMA

Nauczyciel i trener żeglarzy

Data publikacji: 24 stycznia 2017 r. 11:45
Ostatnia aktualizacja: 19 czerwca 2018 r. 17:47
Nauczyciel i trener żeglarzy
 

Jeśli przypadkową osobę zapytamy: co żeglarze robią zimą? To po chwili wahania odpowie, że nic i czekają na wiosnę. Tymczasem jest to tylko część prawdy. Grupa turystów jeśli się nie szkoli, to w interesującej nas dziedzinie nie robi nic, z kolei sportowcy, czyli regatowcy mają zajęć aż nadto dużo. Jeśli chcą zdobywać kolejne stopnie, uczęszczają na kursy żeglarskie, a jeśli mają w genach żyłkę sportowca, czyli regatowca „ładują akumulatory” na siłowni, biegają, chodzą do sauny i na basen. W sezonie regatowcy żeglują, a zimą sami pływają w wodzie i podnoszą sprawność fizyczną. Rozmawiam o tym z Tomaszem Franczakiem, wieloletnim trenerem żeglarskim i nauczycielem, który pracuje także w szkole z klasami sportowymi.

- Tygodniowy kalendarz masz, jak z tego widać wypełniony po brzegi zajęciami sportowymi. Czy młodzież lubi te zimowe zajęcia?
- Otóż nie wszyscy i zdecydowanie wolą zajęcia na wodzie podczas treningów i regat. Na wiosnę musimy jeszcze poczekać, chociaż jest także niewielka grupa, która przymocowała do desek płozy od łyżew i w ten sposób śmiga z żaglami po lodzie. Jest zresztą taka zimowo-żeglarska konkurencja.

- Trafiłeś do żeglarstwa w połowie lat osiemdziesiątych na Miedwiu. Jako 15-letni chłopak i zostałeś „załogantem” na „Cadecie”?
- Mieszkałem wówczas w Stargardzie i chociaż w rodzinie nikt nie uprawiał żeglarstwa ani innych sportów wodnych, od pierwszych zajęć na Miedwiu polubiłem ten sport. Przyjeżdżali do nas na regaty żeglarze ze Szczecina i od razu można było zobaczyć, że pływają na lepiej wyposażonych łodziach, wygrywają z nami, a ponadto wyjeżdżają na regaty w kraju a nawet zagranicą. Nie namyślałem się wiele i pojechałem do Szczecina. Trafiłem najpierw do Pogoni, ale orzekli tam, że jestem za stary, miałem wówczas 15 lat, i w ten sposób trafiłem do JK AZS, gdzie zajęcia prowadził Bolek Kalinowski. Zacząłem dojeżdżać na zajęcia pociągiem. Ulokowali mnie na łodzi olimpijskiej klasy „470”, ale tu także nie wyszło. Trafiłem wówczas do drugiego trenera w AZS Marka Konysa, który doszedł do wniosku, że wzrostem i wagą pasują do klasy „OK Dinghy”. Szybko okazało się,że trener miał dobre oko i już w następnym roku wyszedłem ze strefy i startowałem w ówczesnej Ogólnopolskiej Spartakiadzie Młodzieży. Miejsce było kiepskie, ale już wówczas wiedziałem, że żeglarstwo to mój żywioł.

W następnym roku nasz rozmówca przesiadł się na „Finna”, który był klasą olimpijską i omal nie trafił na podium. Było to tak, że przed ostatnim wyścigiem pękł fał (linka pozwalająca wciągnąć na maszt jedyny żagiel.) Zamiast wymienić linkę, przechylił na lądzie łódź i po partacku wciągnął żagiel. Popłyną na ostatni wyścig i tu fuszerka dała o sobie znać. Prowizoryczne wiązanie puściło i żagiel zjechał na dół. Na wodzie już nie można było go ponownie wciągnąć. Tak więc podium i medalowe miejsce przeszły koło nosa.

W kolejnym roku startował z Mariuszem Wachnikiem na „470” i w mistrzostwach Polski zajęli drugie miejsce. Także drugie miejsce zajął w ówczesnej Jugosławii startując na „Laserze”.

I tu na chwilę następuje rozbrat z żeglarstwem, ale nie ze sportami wodnymi. Tomek trafia do „Wiskordu” i trenuje u Rajmunda Zajączkowskiego na „K2”, czyli kajaku dwuosobowym. Sumienność i pracowitość dają wkrótce o sobie znać. W maratonie kajakowym podczas mistrzostw Polski na 42 km zajmują drugie miejsce.

Następny rok i ponowna zmiana. Tomasz Franczak wraca do Pogoni i zostaje trenerem najmłodszej grupy żeglarzy pływających na „Optimistach”. Miał lekką rękę i podejście do żeglarskiej młodzieży. To u niego pierwsze kroki na wodzie stawiali członkowie kadry narodowej, późniejsi medaliści mistrzostw Polski i Europy. Wśród nich wymieńmy: Karola Rosnera, Kingę Kokot, Marka Gilewskiego, Łukasza Czaję, Jacka Szweda, Dominika Ostrowskiego, Artura Lemkowskiego, Bartka Andrysiaka, Zbyszka Hermacha i innych.

Kolejny etap jego pracy jako trenera żeglarstwa to po dwuletniej przerwie prowadzenie zajęć w Centrum Żeglarskim. Tu zajął się zupełnie nową dziedziną - deskami z żaglem. I ponownie pod jego instruktorską ręką wychowali się członkowie kadry narodowej, mistrzowie Polski i Centralnej Spartakiady Młodzieży, Europy i świata: Łukasz Szóstak, Patryk Andrzejewski, Jan Handke, Hanka Zembrzuska, Błażej Błażowski, Natalia Kacprzyk.

Obecnie w Centrum Żeglarskim i w szkole z klasami sportowymi zajmuje się młodzieżą żeglującą na „Laserach”. Znów jego zawodnicy zdobywają czołowe miejsca w regatach okręgowych i krajowych. Chce, aby jego żeglarze trafili do kadry narodowej, a stąd to już tylko krok na europejskie akweny żeglarskie na Cyprze, w Hiszpanii, na Sycylii, we Francji, w Holandii, Szwecji, Czechach, we Włoszech i Chorwacji. Był tam z żeglarzami już wiele razy i chce aby jego podopieczni znów tam żeglowali.
Andrzej Gedymin

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA