Niewiele jest wypraw i jachtów, które żeglują do „Zielonej wyspy”, czyli Grenlandii. Ten kawał lądu przez większość roku pokryty jest lodem i śniegiem, ale w miesiącach letnich można się tam nawet opalać, a wokół zielenieją trawy.
O ciekawej wyprawie właśnie na Grenlandię opowiadał Andrzej Górajek, kapitan dużego jachtu wyprawowego „Ocean - A” w tawernie „Pod zardzewiałą kotwicą. Dzielnie towarzyszyła mu małżonka Halina, która jak powiedziała większość czasu spędzała w kambuzie. Sam jacht to duży, stalowy kecz, niosący na dwóch masztach 200 m kwadratowych żagli. Wyposażony jest w pięć kabin, każda z węzłem sanitarnym, co pozwala zaokrętować czternastu żeglarzy w pojedynczych kojach. Wszystkie pomieszczenia są ogrzewane, a obszerna mesa połączona jest ze sterówką. W tym roku zaplanowano rejsy głównie do fiordów i na Spitsbergen, ale nie wykluczona jest dalsza wyprawa na północ.
Ludzie, którzy żyją i mieszkają na Grenlandii, to oryginalna grupa. Są wyjątkowo gościnni i przyjaźnie nastawieni do turystów, ale mają wielką wadę: nie stronią od alkoholu. Na Grenlandii nie ma dla nich pracy, więc rząd duński dwa razy w miesiącu wypłaca im pensję w zasadzie za nic.
Odosobnienia nie rekompensuje piękna, ale dzika przyroda i możliwość spotkania oko w oko z białym niedźwiedziem.
Tekst i fot. AG
Na zdjęciu: Halina i Andrzej Górajkowie opowiadają o rejsie na Grenlandię. W tle góry lodowe o niezwykłym kształcie.